Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wulgarna strażniczka miejska naciskała w sprawie znajomego

Łukasz Cieśla
Zwolniony strażnik utrzymuje, że jego kłopoty zaczęły się, gdy domagał się wyjaśnienia sprawy wulgarnej koleżanki z pracy. Naciskała, by łagodnie potraktował jej kolegę, który źle zaparkował
Zwolniony strażnik utrzymuje, że jego kłopoty zaczęły się, gdy domagał się wyjaśnienia sprawy wulgarnej koleżanki z pracy. Naciskała, by łagodnie potraktował jej kolegę, który źle zaparkował Piotr Kamionka
"Jeb... skur..., jak wróci, to go pozamiatam" - odgrażała się młoda strażniczka miejska z Poznania. Bo strażnik Damian Kolanus chciał ukarać jej kolegę za złe parkowanie. Kolanus twierdzi, że kiedy nagłośnił zachowanie koleżanki z pracy, zaczął być szykanowany. Po ponad dwóch latach został zwolniony z pracy "z powodu utraty zaufania". Stało się tak po tym, gdy m.in. prokuratura i policja nie potwierdziły licznych zastrzeżeń Kolanusa pod adresem przełożonych.

Kłopoty Kolanusa miały się zacząć w czerwcu 2010 r. W centrum Poznania, przy ul. Wieniawskiego, kierowca opla zaparkował w niedozwolonym miejscu. Założono blokadę. Kierowca, gdy przyszedł, zaczął się powoływać na wskazaną z nazwiska funkcjonariuszkę straży miejskiej. Chciał, by strażnicy z nią porozmawiali. Oni nie chcieli wziąć jego telefonu. Kierowca, po telefonicznych konsultacjach, nie przyjął mandatu. Finał sprawy: za złe parkowanie został ukarany przez sąd.

Gdy strażnicy wrócili do referatu dla dzielnicy Piątkowo, w którym pracowali, dowiedzieli się, że ich koleżanka z pracy interweniowała u dyżurnego.

- "Ten dupek nie chce ze mną rozmawiać, a chce wypisać mojemu kumplowi kwita" - żaliła się dyżurnemu na postawę kolegi.

Po kilku minutach ponownie zadzwoniła do dyżurnego:

- "Jeb... skur..., powiedz, jak wróci, że go pozamiatam".

Gdy dyżurny powiedział, że wszystkie rozmowy są nagrywane, stwierdziła, że ma to "w d...".

Obaj strażnicy, już po odsłuchaniu tych rozmów, napisali notatki. Uznali, że funkcjonariuszka im groziła. Funkcjonariusz, którego nazwała "dupkiem", napisał, że nie wyobraża sobie z nią dalszej współpracy. Bo jako pracownik biurowy miała wpływ na grafik służb, dyslokację patroli. Obawiał się złośliwości z jej strony. Drugi funkcjonariusz, Damian Kolanus, o którym mówiła, że go "pozamiata", także domagał się wyjaśnienia sprawy.

- Ta młoda funkcjonariuszka, według moich obserwacji, miała szczególne względy u przełożonego. On właśnie zaczął mnie dopytywać, czy domagam się zgłoszenia sprawy do prokuratury. Dwukrotnie odpowiedziałem, że tak. Wtedy zaczęło się polowanie na mnie - przekonuje Kolanus.

Żółta kartka

Kilka dni po incydencie z młodą strażniczką, Kolanusa wysłano na os. Chrobrego w Poznaniu. Chodziło o źle parkujący samochód. Za wycieraczkę włożył tzw. żółtą kartkę, czyli ostrzeżenie dla kierowcy. To było niezgodne z poleceniem kierownictwa straży.

- Te "żółte kartki", decyzją komendanta, już kilka miesięcy wcześniej miały zostać wycofane z użycia. Wiadomo, im więcej dawaliśmy takich ostrzeżeń, tym mniej mandatów. Jednak inny mój przełożony po jakimś czasie powiedział, żeby w niektórych sytuacjach wkładać za wycieraczki "żółte kartki". Więc czasami to robiłem - mówi Kolanus.

Okazało się, że tamtej interwencji Kolanusa przypatrywali się funkcjonariusze kontrolni. Sprawdzają pracę strażników.

- Już po kilku minutach byli u nas w referacie i kserowali dokumentację. Dowiedziałem się, że to jeden z nich, SMS-em, najpierw powiadomił dyżurnego ze straży miejskiej o źle zaparkowanym pojeździe. Potem obserwowali, jak się zachowam. Uznałem, że wraz z przełożonymi przygotowali prowokację wobec mnie, by pokazać, żebym się nie wychylał - uważa Kolanus.

Strażnik opowiada, że po tym incydencie, przełożony po raz trzeci zapytał go, czy sprawę wulgarnej funkcjonariuszki należy skierować do prokuratury. Kolanus odpuścił. Ale zaczął dopytywać o kulisy interwencji "kontrolnych". Zarzucił przełożonym prowokację.

Wezwania bez numerów

Kolejny etap sporu z przełożonymi nastąpił kilka miesięcy później. Kolanus opowiada, że w grudniu 2010 r. komendant zablokował awanse trzech strażników, w tym jego.

- Tłumaczono, że były zastrzeżenia do mojej pracy. A moim zdaniem nie awansowano mnie, bo nagranie z wypowiedziami wulgarnej strażniczki trafiło do pana wiceprezydenta Kaysera. Przełożeni sądzili, że to ja je wysłałem, ale to nieprawda.

Wiceprezydent Tomasz Kayser, nadzorujący straż miejską, potwierdził nam, że nagranie dostał od innej osoby. Był oburzony sprawą. Ale jak podkreśla, strażniczka została surowo ukarana. Bo dostała naganę.

Kolanus zgłaszał też, że w straży miejskiej zaistniał, jego zdaniem, korupcjogenny proceder. Strażnicy z Piątkowa, kierowcom parkującym "na zakazie", mieli zostawiać nienumerowane wezwania.

Damian Kolanus: - One nie były ujęte w żadnej ewidencji. Kazano nam wkładać te wezwania w okolicach płatnego parkingu na Piątkowie. Należał on do żony jednego z naczelników. To było naganianie im klientów.

Fakt, że takie wezwania bez numerów istniały, potwierdza pismo z lutego 2011 r. Wynika z niego, że przełożony Kolanusa zakazuje dalszego używania wezwań bez numerów.

- To pismo powstało po tym, gdy "Gazeta Wyborcza" opisała sprawę z parkingiem. Zbieżność dat nie była tu przypadkowa - przekonuje Kolanus.

Ostatecznie zarzutami Kolanusa zajęła się prokuratura. Sprawdzała m.in., czy był źle traktowany, czy w straży fałszowano dokumenty, czy tzw. kontrolni złamali prawo. Sprawę umorzono, nie stwierdzono żadnego przestępstwa. Czynności wyjaśniające prowadził Komisariat Policji Poznań Stare Miasto. Jak podkreśla Kolanus, ten sam, którego szefem był w przeszłości obecny komendant straży miejskiej Wojciech Ratman.

Co na to prokuratura? Odpowiedziała, że to nie miało żadnego znaczenia. A policjant i prokurator nadzorujący sprawę nawet nie znali faktu, że Ratman był kiedyś szefem tego komisariatu.

Atmosferą panującą w straży miejskiej zajął się także zespół kontrolny powołany przez wiceprezydenta Kaysera. Niektórzy strażnicy, w tym Kolanus, poskarżyli się na nierówne traktowanie. Ale komisja nie stwierdziła mobbingu.

Utrata zaufania

Ostatecznie w 2012 r. Kolanus został zwolniony z pracy. Komendant straży wskazał, że podstawą zwolnienia jest utrata zaufania. Kolanus zawiadamiał przecież o rozmaitych, jego zdaniem, naruszeniach prawa. I jak wskazał komendant, nikt ich nie potwierdził. Ponadto sąd pracy, do którego odwołał się Kolanus, podtrzymał zwolnienie.

Kolanus poszedł na bezrobocie. Podczas ostatnich miesięcy pracy w straży miejskiej zaczął korzystać z pomocy psychiatry. Utrzymuje, że zły stan zdrowia to efekt nagonki na niego.

Chcieliśmy spotkać się z kierownictwem straży miejskiej. Wysłaliśmy wiele pytań. Interesował nas m.in. wątek wulgarnej strażniczki. Przyjęła naganę i tłumaczyła, że podczas tamtej rozmowy telefonicznej była pod wpływem alkoholu (rozmowa odbyła się ok. godz. 11.30). Poza tym przebywała poza pracą. Wyraziła skruchę. Chcieliśmy też zapytać, czy rzeczywiście, jak twierdzi Kolanus, miała szczególne względy u przełożonego.

Przemysław Piwecki, rzecznik straży miejskiej, przysłał nam lakonicznego maila. Bez konkretnych odpowiedzi. Wskazał, że "wszystkie rewelacje" Kolanusa były wyjaśniane przez zespół wiceprezydenta Kaysera, prokuraturę i sąd pracy. Nikt nie dopatrzył się przekroczeń prawa i , jak wskazał Piwecki, straż uważa sprawę za zamkniętą.

Potem o komentarz poprosiliśmy zastępcę prezydenta Tomasza Kaysera. Zanim się wypowiedział, dostaliśmy kolejnego maila ze straży miejskiej.

Tym razem pod odpowiedzią podpisał się komendant Ratman. Przeprosił, jeśli wcześniejszą odpowiedź uznaliśmy za lakoniczną. Komendant wskazał, że wulgarna funkcjonariuszka została ukarana naganą, był nad nią sprawowany szczególny nadzór, w okresie trwania kary nie dostała nagród, premii i awansów. Kara, jak podkreślił komendant, uległa już zatarciu.
Wojciech Ratman wskazał też, że nikt nie szykanował ani "nie czaił się" na Kolanusa. A wezwania bez numeru?

- Prowadzone kontrole wewnętrzne, na 1,5 roku przed sygnalizowaniem sprawy przez pana Kolanusa, wykazały wykorzystywanie druków wezwań na formularzach ze starych zapasów, stosowanych przed zmianą regulaminu służby. Za stwierdzone nieprawidłowości, w zakresie braku nadzoru nad dokumentacją prowadzoną przez strażników, na bezpośrednich przełożonych zostały nałożone kary dyscyplinarne - odpowiedział nam komendant.

Do sprawy ustosunkował się też Tomasz Kayser: - Rozmawiałem z panem Kolanusem o jego licznych zastrzeżeniach. Był bardzo przekonany, że jest źle traktowany. W prawie każdej sytuacji dopatrywał się działania na swoją szkodę. Zauważyłem, że miał pewne problemy emocjonalne. Zleciłem powołanie niezależnego zespołu, w którym był m.in. jego przedstawiciel. Zespół nie stwierdził zaistnienia mobbingu - mówi Tomasz Kayser, zastępca prezydenta, który nadzoruje strażą miejską.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski