Kiedy w listopadzie 2012 roku podpisywali z Mariuszem L., właścicielem kamienicy, przed-wstępną umowę sprzedaży, nic nie zapowiadało takiego finału. Wpłacili pieniądze, za kilka miesięcy miał się skończyć remont, a oni mieli podpisać umowę i odebrać klucze. Tyle że Mariusz L. zniknął. Nie odbierał telefonu. Nie można też było go zastać pod adresem przy Katowickiej, gdzie mieszkał i prowadził firmę. Później tłumaczył to kłopotami ze zdrowiem i z remontem. Na kamienicy został źle położony dach i nadzór nie chciał mu odebrać budynku.
- Nie był to jeszcze powód do paniki, ale do niepokoju już tak - przyznaje pani Elżbieta, niedoszła właścicielka.
Czytaj też: Chcieli kupić mieszkania półdarmo, zostali bez pieniędzy
Aby się zabezpieczyć, jeszcze raz podpisali umowę przedwstępną. Tym razem zrobili to u notariusza. Był październik 2013 roku. Przez kłopoty z odbiorem zgodzili się jeszcze poczekać na umowę i mieszkanie. Na umówione pod koniec marca spotkanie w kancelarii Mariusz L. przyszedł jednak bez dokumentów. W dodatku wyszło na jaw, że w księdze wieczystej oprócz banku pojawił się jeszcze jeden wierzyciel. - Do tej pory się zastanawiam dlaczego zjawił się w kancelarii - mówi pani Elżbieta. - Trzeba być naprawdę wyrachowanym, by spojrzeć w oczy ludziom, których się oszukało.
Zamiast umowy sprzedaży podpisali protokół, że do zawarcia umowy nie doszło z winy Mariusza L. Ten bardzo szybko przestał być zresztą Mariuszem L. W kwietniu zmienił nazwisko i nazwę firmy. O tym, że oszukał ich Mariusz B., małżeństwo dowiedziało się dopiero w czerwcu na sali sądowej, gdzie walczyli o swoje pieniądze. - Były przesłanki, żeby wydać wyrok zaoczny - twierdzi adwokat Dariusz Szyndler, pełnomocnik małżeństwa.
Sędzia uznała jednak, że potrzebne jest jej urzędowe potwierdzenie zmiany nazwiska i wyznaczyła termin dopiero na październik. Tymczasem czas gra na niekorzyść niedoszłych właścicieli. Wyszło bowiem na jaw, że już w marcu rękę na kamienicy położył bank, który zdobył tytuł egzekucyjny. Ten sam, o który oni dopiero się starają. Jeżeli teraz dojdzie do licytacji, pieniądze z kamienicy dostanie tylko bank. Mieszkanie na Katowickiej? Okazało się, że egzekucję z niego wszczęto już w 2012 roku. - Wychodzi na to, że wyłudził od nas pieniądze, by ratować swoje mieszkanie - mówi pani Elżbieta.
W sierpniu małżeństwo złożyło w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przez Mariusza B. Czy scenariusz mógł być inny? - Zmieniona dwa lata temu ustawa deweloperska pozwala zabezpieczyć się przed oszustami. Zamiast wpłacać pieniądze na konto sprzedającego, można założyć zamknięty rachunek powierniczy, z którego pieniądze zostaną wypłacone dopiero po przeniesieniu praw własności - mówi adwokat Dariusz Szyndler. - Oszuści żerują na tym, że ta wiedza nie jest powszechna, a nie ma praktyki podpisywania umów w obecności prawnika. Nie oznacza to, że powinni pozostać bezkarni, a oszukani wszystko stracić.
Z Mariuszem B. nie udało nam się skontaktować. Nie odbierał telefonu. Milczał też domofon w lokalu przy Katowickiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?