Tak niestety nie jest w przypadku koncertów "Poznań dla Ziemi". Mogę zrozumieć brak przetargu - Sting to nie tona asfaltu. Rozumiem pośrednictwo profesjonalnych impresariów - Urząd Miasta nie jest agencją koncertową i nie ma nią być. Bałagan w dokumentacji każdy skomentuje sobie sam. Ale jednego nie umiem sobie wytłumaczyć.
Ceny biletów na Stinga, Radiohead czy Nelly Furtado nie były wielką okazją, dlatego każdy poznaniak, który je kupował, miał prawo pomyśleć: "OK, miasto dofinansowuje, ale jeśli sprzedało się ponad 20 tysięcy biletów, to z tych trzech włożonych milionów do kasy pewnie wróci duża część tej sumy". Ale nie wracała, bo magistrat zachowywał się tak, jakby mu nie zależało na procencie od własnej inwestycji bądź (w przypadku Stinga), zrezygnował z części swojego zysku z biletów!
Najdelikatniej mówiąc, okazało się, że władze miasta Poznań nie umieją zrobić interesu na wydarzeniu kulturalnym, nawet gdy jego gwiazda jest pewniakiem. Na takich warunkach pieniądze wydaje już chyba tylko sułtan Brunei.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?