Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Globaltica 2014 w Gdyni za nami. Impreza udana, choć nie bez przygód [RECENZJA]

Tomasz Rozwadowski
Festiwal Globaltica 2014 w Gdyni - koncert zespołu Mamar Kasey z Nigru
Festiwal Globaltica 2014 w Gdyni - koncert zespołu Mamar Kasey z Nigru Tomasz Bołt
Zakończyła się dziesiąta, jubileuszowa edycja Festiwalu Kultur Świata Globaltica. Jak zwykle nie zabrakło świetnej muzyki z całego świata, jakiej na co dzień nie można usłyszeć ani na falach radiowych, ani w krajowych klubach.

Festiwal Kultur Świata Globaltica odbył się po raz pierwszy w 2005 r. W roku bieżącym wypadała więc jubileuszowa, dziesiąta edycja. Dopiero na kilka tygodni przed wyznaczoną datą gdyńskiej imprezy został ogłoszony jej pełny program, co wynikało z problemów z dopięciem festiwalowego budżetu.

Na szczęście przeszkody udało się pokonać i festiwal odbył się z powodzeniem, nie odbiegając ani poziomem artystycznym, ani organizacyjnym od poprzednich edycji. Wysiłek organizatorów opłacił się, bowiem dopisała publiczność, mimo zmasowanej konkurencji w postaci Red Bull Air Race w Gdyni, otwarcia Jarmarku św. Dominika w Gdańsku czy koncertu Jessie Ware w Sopocie. Jest więc dla kogo grać muzykę etno, co usposabia optymistycznie w kraju znanym z nieprzesadnej miłości do obcych, zwłaszcza tych, którym wiedzie się gorzej niż nam i wyróżniają się odmiennym od krajowej normy stopniem pigmentacji skóry.

Muzyczna część festiwalu rozpoczęła się już w czwartek w Starej Wozowni zespołu dworsko-parkowego w Gdyni Kolibkach. Kameralne występy Emilii Amper ze Szwecji oraz Fergana Qasimova Trio z Azerbejdżanu były skierowane do koneserów World Music i bardzo gorąco odebrane przez tę grupę docelową. Szersza publiczność pojawiła się w Parku Kolibki w piątek, na pierwszym z dwóch dni właściwej festiwalowej akcji pod gołym niebem.

Jedynym, za to sporym mankamentem tego dnia była realizacja dźwięku. Akustycy nie potrafili poradzić sobie ze specyficzną materią dźwiękową złożoną głównie ze śpiewu i instrumentów akustycznych, co bardzo przeszkadzało w odbiorze tego, co płynęło z estrady. Dźwięki albo zbijały się w nieczytelną papkę, albo były przytłoczone przez nadmiar basów. Znośnie brzmiał właściwie dopiero czwarty, czyli ostatni z piątkowych występów. Na szczęście fala krytyki, jaka pojawiła się w internecie nazajutrz, sprawiła, że w sobotę problemy z nagłośnieniem zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Wracając do piątkowego programu: dzień otworzył polski zespół Same Suki z repertuarem określanym przez same artystki jako porno-folk. To określenie przesadzone, bo choć w tekstach nie zabrakło treści niewskazanych dla drużyn młodszoharcerskich lub grup oazowych, nie można zespołowi odmówić finezji i taktu, nie mówiąc już o muzykalności i oryginalności.

Znakomicie zagrał, na ile dało się wyłapać, bułgarski zespół Balkan Khans. Bałkańska muzyka biesiadna niejednokrotnie gościła już na Globaltice w latach poprzednich, ale ta propozycja, wzbogacona wpływami m.in. hip-hopu, należała do najbardziej interesujących.

Po Bułgarach przyszedł czas na Irańczyków, najbardziej chyba oczekiwanych tego dnia przez obecnych na Globaltice muzyków i dziennikarzy muzycznych. Niestety, formacja Azam Ali & Niyaz została najbardziej obcesowo potraktowana przez akustyków, na czym stracił i zjawiskowy głos słynnej Azam Ali, i eteryczne połączenie brzmień tradycyjnych instrumentów perskich z elektroniką, prezentowane przez zespół. Szkoda!

Jak już wspominałem, pod koniec dnia dźwięk uległ niejakiej poprawie i finałowy występ zespołu Sierra Leone's Refugees All Stars można uznać już za w pełni usłyszany przez publiczność. I dobrze się stało, bowiem afrykańska orkiestra, choć wystąpiła w niepełnym składzie (jeden z jej członków wylądował przed koncertem w szpitalu, a drugi w areszcie) powaliła słuchaczy energią, witalnością i ciekawym połączeniem muzyki afrykańskiej z calypso i reggae. Oblepiony plastrami i obwiązany bandażami frontman, przypominający zresztą czarnoskórą wersję Krzysztofa Skiby, cały czas zapewniał nas o swoim szczęściu i błogostanie. My też byliśmy szczęśliwi.
Wspomniane przeze mnie powyżej, odbywające się nieopodal w Gdyni gigantyczne pokazy lotnicze nie były w sobotę jedynym akcentem związanym z komunikacją powietrzną. Burza w okolicach Frankfurtu nad Menem uniemożliwiła przylot do Trójmiasta zespołowi Family Atlantica, który miał zamknąć festiwal. Formą rekompensaty był kończący całość wspólny występ zespołów z Turcji i Nigru, które zagrały wcześniej.

Polski zespół Mosaik, nieco szkolnie, ale uroczo łączący tradycję słowiańską z afrykańską, fenomenalny etno-jazzowy Kolektif Istanbul i miażdżący energią i precyzją Mamar Kasey byli festiwalowym zestawem, który mógł ostatniego dnia zadowolić, rozradować i roztańczyć nawet najgorszych malkontentów.
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki