Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stress, czyli dzieci kwiaty z mocnym uderzeniem

Marek Zaradniak
Stress, czyli dzieci kwiaty z mocnym uderzeniem
Stress, czyli dzieci kwiaty z mocnym uderzeniem archiwum zespołu, Piotr Jasiczek
Na rynku ukazała się właśnie płyta "Hard Rock Way 1972/1973" poznańskiej grupy Stress. To pierwsza płyta winylowa zespołu, uważanego za prekursora rodzimego hard rocka, z początku lat 70.

Inicjatorem wydania płyty winylowej była firma Kameleon Records, która rok temu zaproponowała grupie za moim pośrednictwem wydanie takiej płyty - wspomina Henryk Tomczak, pomysłodawca założenia zespołu i jego nazwy, basista. - Przedstawiciele firmy byli przekonani, że z tamtych lat powinniśmy mieć taką płytę. Tymczasem mieliśmy materiał, ale winylu nie. Przy okazji usłyszałem - co było bardzo miłe - że Stress był prekursorem hard rocka w Polsce. Zresztą w miarę upływu czasu ta opinia się ugruntowała i teraz po 40 latach nie tylko Kameleon, ale i wiele osób z branży uważa, że byliśmy tymi jedynymi, pierwszymi, a niektórzy mówią, że w tamtych latach najlepszymi grającymi hard rocka w Polsce.

Stress w I lidze
Sierpień 1972 roku. Poznański Lech wchodził do I ligi i rozgrywał mecz z Legią Warszawa inaugurujący sezon. Na stadionie Warty - wtedy imieniem 22 Lipca 1944 r. - 40 tys. gardeł na melodię przeboju The Beatles "Yellow Submarine" śpiewało hymn "W górę serca niech zwycięża Lech". Do śpiewania zagrzewała ich grupa Stress. I może jej występ byłby po latach niewiele znaczącym epizodem kultury masowej PRL-u, gdyby nie fakt, że choć kompozycje Stressu, takie jak "Ciężką drogą", "Fatamorgana" czy "Granica życia" obecne były na listach przebojów, to ten grający hard rocka zespół wtedy nie mógł wydać żadnej płyty.

Na rynku ukazał się właśnie album awangardowej wrocławskiej grupy Nurt. Zaś płyta Stressu miała ukazać się nakładem działającego wtedy prężenie Klubu Płytowego "Biały Kruk Czarnego Krążka". Ale tylko miała.

- Wrocławskie kapele, takie jak jak Nurt, Centrum, Romuald and Roman, działały profesjonalnie. Miały dobrego opiekuna - muzycznego i medialnego. To on wprowadzał zespół do studia czy do wytwórni płytowych. Tymczasem my czuliśmy się dobrze bez menedżera, nie przywiązywaliśmy wagi do jego roli - zauważa Henryk Tomczak.

- Nasza muzyka z tamtych lat także dziś mogłaby być grana. Zwłaszcza że - przynajmniej moim zdaniem - muzyka rockowa zatrzymała się w rozwoju pod koniec lat 80. Obecnie zagospodarowany jest tylko kawałek muzyki rozrywkowej. Bo przecież takie techno czy trance trudno mi uznać za muzykę - uważa Janusz Maślak, perkusista grupy. - Ale wystarczy, że gdzieś pojawi się informacja o trasie koncertowej którejś z rockowych legend i bilety sprzedają się na pniu. Spójrzmy chociażby na Deep Purple. To najlepszy dowód, że pokolenie, które już dawno powinno przejść na emeryturę i delektować się rozwojem tego gatunku muzyki, ciągle jest twórcze, ciągle jest na fali.

Five'y do tańca
Pierwsze próby Stressu odbywały się w 1971 r. w klubie studenckim Od Nowa, który mieścił się w podziemiach Pałacu Kultury. Na początku, oprócz Tomczaka i Maślaka, w skład zespołu wchodził śpiewający gitarzysta Andrzej Rogal, ale ponieważ bliższe mu były inne klimaty niż hard rock, a nawet underground, szukano dalej. Do zespołu dołączył grający również na flecie gitarzysta Mariusz Rybicki. Na skrzypcach elektrycznych grał nieżyjący już dziś Andrzej Richter, a na harmonijce ustnej - Krzysztof Jarmużek.

We wrześniu 1971 r. pojechali na Wielkopolskie Rytmy Młodych do Jarocina i zdobyli tam I nagrodę "Złotego Kameleona". Mariusz Rybicki został uznany za najlepszego instrumentalistę. Wkrótce zdobyli też wyróżnienie na II Festiwalu Młodzieżowej Muzyki Współczesnej w Kaliszu.

- Te sukcesy jednak nie pomogły. Media nas nie akceptowały. Tam było miejsce dla Skaldów z "Listonoszem" i Czerwonych Gitar z "Tak bardzo się starałem". Muzyka miała być kolorowa, lekka, łatwa i przyjemna - zauważa Janusz Maślak.

Stress z jego ostrym rockowym brzmieniem nie miał szansy zaistnieć na rynku komercyjnym w hurraoptymistycznej epoce Gierka. Grali więc na five'ach w klubach studenckich i zakładowych. A grać było gdzie, bo tylko tych ostatnich było w Poznaniu 40. Ceniony był Tukan na Starołęce, ale także Dojazd na Golęcinie.

- Grać na Dojeździe to była prawdziwa nobilitacja - podkreśla Janusz Maślak. - Five'y odbywały się w czwartki, piątki i soboty. Trochę zarabialiśmy, ale były to śmieszne pieniądze. Graliśmy raczej dla własnej przyjemności i dla fanów, którzy przychodzili. Głównie do tańca w blokach po 20, 30 minut - wspomina Henryk Tomczak.

Pupile mediów. Poznańskich
Mimo kłopotów z akceptacją, życzliwością otaczały ich poznańskie media - rozgłośnia Polskiego Radia, gdzie nagrywali i "Gazeta Poznańska", która wydrukowała tekst hymnu "Lecha". - Gdy wiadomo było, że Lech wszedł do I ligi, zadzwonił do mnie Andrzej Kosmala z nieco szalonym pomysłem. Proponował, aby wykorzystać tę okazję i zaprezentować się szerszej publiczności. Dlatego mieliśmy wykonać, a wcześniej nagrać hymn Lecha. Było to trochę nie po naszej linii, ale zgodziliśmy się. Autorem tekstu był Andrzej Sobczak, który wtedy właśnie debiutował jako tekściarz - mówi Henryk Tomczak.

Wśród tych, którzy otoczyli ich życzliwością był także jeden z czołowych polskich jazzmanów, wibrafonista Jerzy Milian. W studio Rozgłośni Poznańskiej Polskiego Radia przy ulicy Berwińskiego w Poznaniu nagrali z nim dwa utwory - "Fatamorgana" i "Granica życia".

Gdy byli już znani, ich próby odbywały się w klubie Związku Młodzieży Socjalistycznej nad Jeziorem Maltańskim. I choć niemal nie było ich w mediach, byli na listach przebojów. Najpopularniejszą była Lista Przebojów Rozgłośni Harcerskiej, ale liczyły się też listy Polskiego Radia Lublin i Sztandaru Młodych. Telewizja była jednak zamknięta. Wpuszczono ich do niej tylko raz, na festiwalu w Płocku. Zdobyli tam wszystkie możliwe I nagrody, ale w koncercie laureatów nie zagrali.

- Skończyło się to wielką awanturą zupełnie nie z naszej przyczyny, bo nadgorliwy miejscowy działacz polityczny uznał, że nie pasujemy do tego festiwalu. Miał pecha, bo na festiwal przyjechali z Warszawy sekretarz do spraw kultury Zarządu Głównego ZMS i reprezentant Wydziału Kultury KC PZPR. Gdy się dowiedzieli, jak potraktowano zwycięzców, stwierdzili, że skandal.

Po tej awanturze ocieplił się nieco stosunek władz do Stressu. Był to czas wczesnego Gierka. Nie istniejąc w mediach, w różnych podsumowaniach w Sztandarze Młodych zajęli 5. miejsce jako grupa roku, a utwór "Ciężką drogą" zajął 4. miejsce jako przebój roku.

Pod plandeką na galę
Za największy sukces muzycy uważają zaproszenie do udziału w największej w Polsce imprezie rockowej organizowanej przez Polskie Stowarzyszenie Jazzowe - Musicoramie. W połowie lat 70. na koncerty w największych polskich halach zapraszano najważniejszych wykonawców polskich i do tego dołączano zagranicznych. - Znaleźć się na najbardziej reprezentatywnej polskiej imprezie rockowej, obok Niemena z najsilniejszym składem, czyli SBB, norweską grupą Jennifer Green, Haliną Frąckowiak z zespołem Blue Effect, gdzie grał jeden z najlepszych ówczesnych gitarzystów Europy Radim Hladik, to było coś - zapewnia Janusz Maślak.

Podczas Musicoramy grali w hali Stoczni Gdańskiej, w Hali Ludowej we Wrocławiu, w katowickim Torkacie. Finałem trasy był koncert w Sali Kongresowej.

- Nie przeszkadzało nam, że na Musicoramę wszystkie ekipy jechały autobusami, a my żukiem z plandeką. Było fajnie, chociaż dzisiaj dziwimy się, jak funkcjonowaliśmy, ale byliśmy młodzi i nikt nie zastanawiał się nad pieniędzmi. Graliśmy za darmo lub za kiełbasę, a jak była gaża, to było bardzo dobrze. Taki sposób życia nam odpowiadał. Byliśmy trochę jak dzieci kwiaty, hippisi, włóczędzy - wspomina Henryk Tomczak. W rodzinnym Poznaniu w ramach Musicoramy wówczas nie zagrali. Bo... nie było wtedy jeszcze Areny.

Bez menedżera, bez przeboju
Przez pewien czas Stress działał pod auspicjami Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Muzycy przystąpili do PSJ-u z nadzieją, że zyskają menedżera. I nawet przydzielono go, ale współpraca nie najlepiej się układała. Po latach przyznają, że wtedy zabrakło im kogoś formatu Franciszka Walickiego, ale ten guru polskiego rocka zajęty był wtedy przede wszystkim zespołem SBB. Nie interesował się też nimi inny legendarny impresario tamtych czasów Ryszard Kozicz.

- Owszem wiele zawdzięczamy Andrzejowi Kosmali i nieżyjącemu już dziś Andrzejowi Sobczakowi. Tak jak mogli, tak nam pomagali. Załatwiali, aby nasze utwory "chodziły" w Rozgłośni Harcerskiej czy w Rozgłośni Poznańskiej Polskiego Radia. W 1974 roku Andrzej Kosmala w jednej ze swych audycji puścił trzy nasze utwory: "Ciężką drogą", "Wśród krzyży z ramionami" i "Confiteor". Potem był jednak telefon z Komitetu Wojewódzkiego PZPR, aby tego zespołu już nie puszczać. W klasycznym składzie działaliśmy jeszcze rok i wszystko się rozmyło - wspomina Maślak.

Stress grał do roku 1979, ale jego założyciele opuścili go na przełomie lat 1974/75. Henryka Tomczaka, który zaczął współpracę z Markiem Bilińskim w grupie Heam, zastąpił Andrzej Lewalski. Po Januszu Maślaku przy perkusji zasiadł Przemysław Pahl. Ale ani "Teoria powstania", ani "Trylogie przestrzeni" nie znalazły uznania słuchaczy. Brakowało im wielkiego radiowego przeboju, a przede wszystkim promocji.

Życie po Stressie
- Sama nazwa funkcjonowała jeszcze jakiś czas, ale dla mnie Stress się skończył, gdy przestał grać w swym klasycznym składzie. Potem to była już zupełnie inna muzyka - twierdzi Janusz Maślak.

- Po rozstaniu ze Stressem grałem z zespołem Heam i Haliną Frąckowiak. Odbyliśmy trasę po ówczesnym Związku Radzieckim. Oprócz własnych kompozycji wykonywaliśmy utwory z nagranej przez Halinę i zespół SBB płyty Geira. Po powrocie Heam przekształcił się w Krater - mówi Henryk Tomczak, który po rozstaniu z Kraterem trafił do zespołu Turbo. Jego menedżerem był w tym czasie Janusz Maślak: - Turbo wtedy było kontynuacją klasycznego Stressu - zauważa.

Henryk Tomczak związany był też z poznańską grupą Non Iron, a aktualnie najwięcej czasu poświęca zespołowi Izotop.

- Staram się w życiu robić to, co lubię. Dlatego gdy zespół skierował się w kierunku trash metalu, rozstaliśmy się. Wtedy na prośbę Piotra Niewiarowskiego związałem się z Lombardem. Piotr potrafił tak prowadzić zespół, że przeżyliśmy 4 lata bez żadnych kłótni - wspomina Janusz Maślak. Przez kilka lat, czego nie ukrywa, Janusz Maślak grał "do kotleta" w poznańskich lokalach. Dziś zajmuje się produkcją imprez, a także realizacją efektów pirotechnicznych. Wyprodukował m.in. we wrocławskiej Hali Ludowej dwa koncerty z cyklu "White Sensation", ale zaznacza, że ta muzyka nie fascynuje go. Jest tylko producentem.

Trzeci członek klasycznego Stressu - Mariusz Rybicki od lat działa w Niemczech. Ma własne studio i współpracuje z różnymi tamtejszymi zespołami. Niestety, ostatnio stan zdrowia nie pozwala mu na pełną aktywność.

Wydany właśnie winyl nosi tytuł "Hard Rock Way 72/73". Henryk Tomczak zapytany, czy z perspektywy czasu były to lata trudne, mówi: - Dla nas nie były to lata ani łatwe, ani trudne. Najważniejsze było to, że z dzisiejszego punktu widzenia nic nam nie przeszkadzało, a po interwencyjnym telefonie z KW nikt nie załamywał rąk. Robiliśmy wszystko na dużym luzie i może dlatego dziś jest tak, jak jest. Ale jest super, że możemy dziś o sobie czytać, że jesteśmy legendą polskiego rocka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski