Do redakcji "Głosu" zgłosiła się Ewa Rychlewska z Puszczyko-wa, matka 18-letniego Andrzeja. Kobieta dziewięć lat temu stoczyła batalię z poznańskim wymiarem sprawiedliwości o to, by sąd nie zabrał jej syna do domu dziecka. Pani Ewa skontaktowała się z nami po tym jak przeczytała artykuł o pani Agnieszce, której sąd chce ograniczyć władzę rodzicielską ze względu na niestabilną sytuację finansową i trudną młodość.
- Spotkała mnie taka sama tragedia, jak panią Agnieszkę. Również ze względu na niezrozumiałą opinię biegłej i pochopne decyzje sędziego musiałam rozstać się z moim synem - mówi Ewa Rychlewska i dodaje: - W mojej sprawie też pojawiły się nazwiska biegłej Marii Kapicy-Szczepanek i sędziego Bartosza Sadury.
Spotkaliśmy się z panią Ewą, jej synem i świadkiem w sprawie sądowej - Ludmiłą Kmiecińską, która w przeszłości organizowała pomoc sąsiedzką dla walczącej o dziecko matki. Jak mówi pani Ewa, to, co się działo dziewięć lat temu, można opisać jednym słowem: koszmar.
Czytaj:
Sąd w Poznaniu: Mama straci córeczkę, bo... jest na nią za biedna
Kobieta - według opinii Marii Kapicy-Szczepanek, biegłej psycholog i wyroku sędziego Bartosza Sadury - powinna oddać syna do domu dziecka. Między innymi dlatego, że "kierując się dobrem dziecka nie należy go obciążać dodatkowym stresem", a na to chłopiec miał być narażony przebywając z matką.
Kobieta, mimo że tak jak i pani Agnieszka, miała pozytywne opinie na swój temat, zgodnie z postanowieniem sądu nie powinna opiekować się swoim synem. Kiedy o decyzji dowiedzieli się sąsiedzi i znajomi, ruszyła lawina pomocy.
- Pani Ewa, mimo że od maleńkości Andrzejka wychowywała samotnie, była wzorową mamą i zapewniała chłopcu stabilizację finansową - mówi Ludmiła Kmiecińska i dodaje, że okoliczni mieszkańcy pisemnie deklarowali swoje oburzenie pomysłem umieszczenia syna pani Ewy w domu dziecka.
Jak wspomina, przekonywali sąd, że zawsze widywali chłopca zadowolonego, bawiącego się z rówieśnikami czy jeżdżącego na rowerze pod opieką matki. Prosili o pomoc także Ministerstwo Sprawiedliwości. Psycholog Ewa Dobieżyńska napisała pismo do ministerstwa, rozpoczynające się słowami: "nie mogę stać obojętnie z boku i przyglądać się jak na moich oczach niszczy się życie drugiego człowieka". W sprawę zaangażował się "Głos Wielkopolski" i inne lokalne media.
Dopiero po odwołaniu się od wyroku i medialnym zamieszaniu, sąd oddalił wniosek o odebranie władzy rodzicielskiej pani Ewie. Teraz matka wspólnie z synem i sąsiadami zapowiada pomoc pani Agnieszce i pozostałym kobietom, które znalazły się w podobnych sytuacjach.
Zobacz też:
Matka traci córkę, a sąd i biegła nie mają zastrzeżeń
Kancelaria za darmo pomoże pani Agnieszce
W czwartek pisaliśmy o tym, że czytelnicy zadeklarowali pomoc finansową i prawną pani Agnieszce.
Kobieta, która ma stracić dziecko, spotkała się już z prawnikiem, który zajmie się jej sprawą i zrobi wszystko, aby sąd wydał sprawiedliwy wyrok. Bezpłatną pomoc zapewni mecenas Daniel Majchrzak z kancelarii prawnej "Majchrzak Brandt i Wspólnicy" z Poznania.
Czytaj:
Matka za biedna na dziecko? Ruszyła lawina pomocy
"Nie jest za biedna, a niestabilna emocjonalnie"
O uzasadnieniu postanowienia Sądu Rejonowego w sprawie pani Agnieszki, poinformowała nas Joanna Ciesielska-Borowiec, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Jak podkreśla rzeczniczka Joanna Ciesielska-Borowiec, na 18 stronach uzasadnienia sporządzonego przez sędziego nie ma "ani pół zdania" o tym, że matka jest za biedna, aby wychowywać i opiekować się dzieckiem.
- Sędzia, który wydawał postanowienie w sprawie brał pod uwagę wszystkie okoliczności - mówi Joanna Ciesielska-Borowiec i zaznacza, że czynnik finansowy był tylko jednym z nich. Podkreśla też, że sędzia kierował się jedynie dobrem dziecka, a w takich sprawach bardzo często jedna ze stron procesu jest niezadowolona.
Zdaniem rzeczniczki, kluczowa w sprawie była rzekoma niestabilność emocjonalna pani Agnieszki i to, że nie ma gwarancji, że kobieta, która była prostytutką, w przyszłości nie postanowi ponownie zarabiać w ten sposób.
Rzeczniczka dodaje także, że sąd zbadał wszystkie dokumenty, także te jednoznacznie wskazujące na to, że dziecko obecnie jest wychowywane bardzo dobrze. Jak zauważa Joanna Ciesielska-Borowiec, z uzasadnienia wynika, że w żadnym z dokumentów nie ma jednoznacznej sugestii, że ojciec byłby złym rodzicem.
- Z dokumentów, które miał do dyspozycji sąd można dowiedzieć się, że rodzice mieli porównywalne predyspozycje do wychowywania swojej córki, dlatego też musiał skoncentrować się na szczegółach - mówi Joanna Ciesielska-Borowiec. Tymi szczegółami okazała się przeszłość pani Agnieszki i to, że prowadząc swój gabinet kosmetyczny prawdopodobnie będzie musiała od rana do wieczora przebywać w miejscu pracy.
***
Prosimy wszystkie osoby, którym wydaje się, że padły ofiara niesprawiedliwego wyroku sądu w sprawie ograniczenia lub odebrania dziecka, o wiadomość pod adres [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?