Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przegrały walkę z naturą, wybrały in vitro [ZDJĘCIA]

Anna Jarmuż
Córka Marii przyszła na świat w 1987 r. Jest pierwszym polskim dzieckiem urodzonym dzięki in vitro
Córka Marii przyszła na świat w 1987 r. Jest pierwszym polskim dzieckiem urodzonym dzięki in vitro archiwum rodzinne
Metoda in vitro uszczęśliwiła już wiele par, którym inne metody leczenia nie pomogły. Kolejne czekają na swoją szansę. W Polsce od lat toczy się dyskusja na temat "moralności" stosowania procedury in vitro. Nie popiera jej Kościół katolicki.

Wielu uznaje rodzicielstwo za cud matki natury. Bywa jednak i tak, że narodziny dziecka są cudem medycyny. Za taki na pewno mogą uznać je pary, które stały się rodzicami, dzięki metodzie in vitro. Każda z nich ma za sobą inne doświadczenia. Łączy je jednak wiele - ogromne pragnienie posiadania dziecka, wytrwałość w dążeniu do celu i spełnione marzenia.

Chciałam naszych wspólnych dzieci
Agata z wykształcenia jest prawniczką, z pasji trenerką improwizacji tanecznych i pedagogiem. Na co dzień prowadzi zajęcia dla dzieci. Jest matką 4,5-letniego Wojtka i 3-letniego Kuby. Obaj chłopcy przyszli na świat dzięki metodzie in vitro.

W wieku 37 lat Agata wyszła za mąż. Małżonkowie rozpoczęli starania o dziecko. Przez ponad rok kobiecie nie udało się zajść w ciążę, więc, biorąc pod uwagę późny wiek Agaty, małżonkowie udali się do jednej z klinik niepłodności. Sporym zaskoczeniem była dla nich diagnoza - okazało się, że para cierpi na bezpłodność męską. Lekarz tej kliniki nie pozostawił im żadnych nadziei na wspólne biologicznie dzieci.

- To był cios. Minął rok, zanim oswoiliśmy się z tą wiadomością - mówi Agata.

Małżonkowie zdecydowali wówczas, że rozpoczną procedurę adopcyjną.

- Nie chciałam być biologiczną matką, skoro mój mąż nie miał szansy zostać biologicznym ojcem - wspomina kobieta. Jednak za radą znajomej lekarki, umówili się jeszcze do warszawskiej Przychodni Leczenia Niepłodności "nOvum". Tam dostali wiadomość, że klinika leczy także takie przypadki.

- To wyjątkowe miejsce. Do każdego pacjenta podchodzi się tam bardzo indywidualnie. To pomaga - wspomina Agata i dodaje, że poszczególne etapy nie zawsze są łatwe. Szczególnie trudna bywa stymulacja hormonalna (fachowo stymulacja owulacji). Polega ona na pobudzaniu jajników do produkcji komórek jajowych. Stosowana jest w różnym natężeniu u każdej pacjentki podchodzącej do procedury in vitro. Niestety, kobiety różnie reagują na hormony. Terapii towarzyszyć może złe samopoczucie fizyczne i psychiczne.

- Podczas stymulacji hormonalnej mój organizm szalał - przyznaje Agata. - Postanowiliśmy wówczas, że przechodzimy przez ten proces tylko raz.

Najtrudniejsze było jednak oczekiwanie, czy z pobranych od małżonków komórek powstaną zarodki, a następnie, czy z podanych Agacie zarodków rozwinie się ciąża. W ich przypadku oba etapy zakończyły się powodzeniem i po bardzo udanej ciąży przyszedł na świat Wojtek. Kiedy miał 7 miesięcy, małżonkowie zdecydowali się skorzystać z wcześniej zamrożonych w klinice zarodków, dzięki czemu po kolejnej udanej ciąży urodził się Kuba.
Diagnoza o chorobie nie zawsze jest wyrokiem
Kolejna kobieta, także Agata, ma 30 lat, z wykształcenia jest pedagogiem, z zawodu handlowcem, z wyboru mamą. O tym, że może mieć problem z zajściem w ciążę dowiedziała się, kiedy dzieci nie miała jeszcze w planach.

- Nie załamałam się. Miałam jeszcze dużo czasu, możliwość leczenia i marzenia o adopcji bez względu na to, czy kiedyś uda mi się urodzić dziecko - opowiada.

W jej przypadku przyczyną problemów z zajściem w ciążę była endometrioza. Po dwóch latach bezowocnych starań, wraz z mężem udali się do poznańskiej kliniki MedART.

- Podjęliśmy decyzję, że to dobry czas na dziecko. Mieliśmy szczęście, że było nas stać na kosztowne leczenie, udało się za pierwszym razem i jesteśmy szczęśliwymi rodzicami 2,5-letniego Witka.

Marzenia czasem się spełniają
Trochę inną historię ma za sobą Maria Bąk-Ziółkowska. Swoją walkę o to, by zostać matką stoczyła ona bowiem dużo wcześniej.

- Były lata 80. W Polsce mieliśmy wtedy czasy głębokiego PRL-u. Było trudno o podstawowe produkty, nie mówiąc już o zaawansowanych metodach leczenia - wspomina Maria. - Całe szczęście praca mojego męża pozwoliła na wyjazd do Włoch. Udało mi się pojechać z nim, choć wtedy o to także było bardzo trudno.

Agnieszka została poczęta i przyszła na świat w klinice Policlinico Umberto I w Rzymie. Był maj 1987 r. Dla jej matki była to wielka i piękna chwila. W końcu, po siedmiu latach starań i intensywnego leczenia (wielokrotne zapalenie przydatków, spowodowało niedrożność jajowodów), spełniło się jej marzenie o macierzyństwie.

- Czy miałam w tym czasie chwile zwątpienia? Nie. Moja determinacja i pragnienie posiadania dziecka były naprawdę wielkie. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że może się nie udać. To marzenie musiało się spełnić - wspomina Maria.

Dziś Agnieszka ma 27 lat i jest pierwszym polskim dzieckiem, które przyszło na świat, dzięki metodzie in vitro.
- Moja córka urodziła się w maju. Kiedy wróciliśmy do kraju, dowiedzieliśmy się, że pierwsze polskie dziecko z in vitro przyszło na świat w listopadzie - tłumaczy Maria.

Kiedy kobieta patrzy na swoją historię z perspektywy czasu, stwierdza, że doświadczenie macierzyństwa po latach leczenia zmieniło jej życie. Nadało mu sens, uwolniło od psychicznego bólu. Pomogło też powrócić do zawodu - odnaleźć się w projektowaniu architektonicznym i ponownie chwycić za pędzel (z zawodu Maria jest malarką i architektką wnętrz). Zaciągnięty od losu dług kobieta stara się spłacać, wspierając tak jak potrafi tych, którzy tego potrzebują. Także tych, którzy tak jak ona kiedyś zdecydowali się urodzić dziecko metodą in vitro. Osoby takie nie zawsze doświadczają bowiem otuchy i wsparcia.

"Bruzdy na czole" i "dzieci Frankensteina"
Dla niektórych ludzi rodzicielstwo jest cudem bożym, a dla innych cudem medycyny. Jedno jest pewne, to piękne doświadczenie dla każdej pary, także tej, która doczekała się dziecka dzięki metodzie in vitro. Nie zawsze jednak jest im dane cieszyć się pełnią szczęścia.

Tymczasem nadal trwa dyskusja dotycząca moralności procedury in vitro. Metodzie tej otwarcie i stanowczo przeciwstawia się Kościół katolicki. W metodzie in vitro widzi on ingerencję człowieka w akt stwórczy Boga i manipulowanie życiem, które do Niego należy.

W kwietniu 2013 r., podczas konferencji Episkopatu Polski, zaprezentowano dokument, poświęcony zagadnieniom bioetycznym. Polscy hierarchowie definitywnie potępili w nim stosowanie in vitro. Znalazły się tam m.in. odniesienia do tego, iż metoda pochodzi ze świata zwierzęcego.

Niektórzy przedstawiciele Kościoła poszli w tym stwierdzeniu o krok dalej. W wywiadzie, udzielonym dla miesięcznika "Uważam Rze", ks. prof. Franciszek Longchamps de Berier - członek zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski, stwierdził, że "są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą już, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych". Potem tłumaczył się, że w ten sposób chciał zwrócić uwagę na wady genetyczne, związane z tą metodą zapłodnienia.

Stwierdzenie to i sam dokument do dziś wywołują burzę. Z takimi poglądami nie zgadza się wielu Polaków, również ci, którzy mają za sobą doświadczenia związane z in vitro.

- Tego typu stwierdzenia wypowiadają osoby, które nie chcą słuchać, więc nie słyszą. Ludzie ci zabierają głos w sprawie in vitro, nie znając procedur tej metody. Niestety, głos lekarzy jest zbyt cichy - stwierdza Maria Bąk-Ziółkowska. - Jednego możemy być pewni w stu procentach, dziecko, które przyszło na świat dzięki metodzie in vitro, może być pewne, że jest chciane i długo wyczekiwane.
- Niepłodność to nie jest problem polityków i hierarchów kościelnych, to problem, który dotyka coraz więcej par - stwierdza Agata. - Sama, gdy o tym rozmawiam z moimi znajomymi, dowiaduję się, że wiele osób ma podobne doświadczenia.
Zdaniem kobiety to też bardzo intymna sprawa i nie każdy ma ochotę o niej mówić.

- Ja zdecydowałam się nie ukrywać, w jaki sposób moje dziecko przyszło na świat, trochę dla niego. Nie chcę, aby ten bełkot, nie mający nic wspólnego z prawdą, był jedynym głosem w tej sprawie. Czuję też, że mam obowiązek o tym mówić, bo jest bardzo wiele osób, którym ten głos jest potrzebny, które mają problem, choć może jeszcze nawet nie wiedzą, że go mają i za chwilę sami staną przed podobnym wyborem. Rodzicielstwo to piękna sprawa i uważam, że każdy, kto czuje w sobie potrzebę zostania rodzicem, powinien mieć do tego prawo - mówi Agata, mama 2,5-letniego Witka.

Czym jest in vitro?

Metoda zapłodnienia in vitro polega na medycznym wspomaganiu samego procesu zapłodnienia komórki jajowej. Jest to objawowe leczenie niepłodności stosowane wtedy, gdy żadne inne metody nie są skuteczne. Zapłodnienie pozaustrojowe polega na połączeniu komórki jajowej i plemnika poza żeńskim układem rozrodczym, w warunkach laboratoryjnych. Zarodek utworzony w ten sposób jest następnie przeniesiony do macicy kobiety, gdzie dalej rozwija tak, jak w przebiegu zwykłej ciąży.

Proces ten rozpoczyna się wywołaniem u kobiety owulacji przy użyciu odpowiednich leków. Następnie lekarz pobiera od kobiety komórki jajowe i łączy je z męskimi komórkami rozrodczymi. Wykonanie zabiegu in vitro w Polsce jest dość kosztowne - jego cena waha się od 3 do 12 tys. zł.

Pierwszym dzieckiem urodzonym w wyniku zapłodnienia in vitro była Louise Brown. Przyszła na świat w Anglii w 1978 r.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski