Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piła: Odebrał w domu poród syna - "To naprawdę nic strasznego"

Agnieszka Świderska
Rodzina Staszaków już w komplecie: Michał, Daria, 5,5-letni Grześ i tygodniowy Julek. Wyjątkowo śpieszyło mu się na ten świat, nie chciał czekać na swój termin. Nie poczekał nawet na karetkę
Rodzina Staszaków już w komplecie: Michał, Daria, 5,5-letni Grześ i tygodniowy Julek. Wyjątkowo śpieszyło mu się na ten świat, nie chciał czekać na swój termin. Nie poczekał nawet na karetkę Pablo Łukowski
Julek Staszak z Piły skończy we wtorek tydzień. 10 punktów w skali Apgar, 3390 gramów i 56 centymetrów - tak wpisali mu w karcie w szpitalu. Tyle że Julek nie urodził się w szpitalu. Nie odebrała tego porodu żadna położna. Zrobił to jego osobisty tata, 37-letni Michał. Na korytarzu ich mieszkania przy ulicy Zamenhofa w Pile. - Zadziałał instynkt - mówi dziś z uśmiechem szczęśliwy ojciec.

Kiedy Hania, młodsza siostra Michała, zdecydowała się sześć lat temu na poród domowy, ten rozmawiał nawet o tym pomyśle z żoną Darią. Nawet to, że poród odbył się bez najmniejszych komplikacji, nie przekonało ich do wizji porodu w mieszkaniu. Zresztą 5,5-letni Grześ, starszy brat Julka, urodził się w szpitalu w Trzciance. Michał był przy porodzie. To dało mu prawo do przecięcia pępowiny. Na tym i na dodawaniu otuchy Darii jego rola w przyjściu Grzesia na świat się skończyła. Na sali był w końcu lekarz, położna, pielęgniarki. Tydzień temu nie było nikogo.

Michał Staszak sam odebrał poród syna. Co prawda jego siostra wcześniej też rodziła w domu, ale było to wówczas zaplanowane

Tamtej nocy z poniedziałku na wtorek nic zresztą nie miało się wydarzyć. Julek miał przyjść na świat dopiero w piątek. I nie w domu, tylko tak jak w przypadku starszego brata, w szpitalu w Trzciance. Było kilka minut po godzinie 2 w nocy, kiedy Daria obudziła Michała: "Jedziemy do szpitala. Zaczęło się".

Byli pewni, że mają jeszcze czas. Mimo to Michał po pięciu minutach był już gotowy. Torba z rzeczami Darii i małego była już spakowana od dawna. Jeszcze tylko telefon do babci, że ma przyjechać do Grzesia i mogli już wychodzić. Tyle że nigdzie nie wyszli, bo zaczął "wychodzić"... Julek. Michał zadzwonił po karetkę tuż po tym jak Darii odeszły wody. I jak każdy przyszły ojciec na taki widok wykrzyknął do słuchawki "Żona rodzi!". - Otrzeźwiło mnie dopiero pytanie dyspozytora "A z jakiej miejscowości pan dzwoni?" - opowiada.

Kiedy połączono go już z Piłą, po drugiej stronie również usłyszał męski głos. "Jaka jest sytuacja?".

- A sytuacja była już wtedy taka, że widać było już główkę - opowiada Michał. - Daria nawet nie drgnęła. Staliśmy na korytarzu. Wiedziałem, że nie jest w stanie zrobić już kroku w kierunku pokoju. Nie mogła jednak przecież rodzić na stojąco. Bałem się, że dziecko wyślizgnie mi się z rąk. Im niżej, tym było dla niego bezpieczniej. Doradziłem jej, żeby przykucnęła.
Leżący obok na podłodze smartfon ustawił na tryb głośno-mówiący. Daria słyszała, jak dyspozytor instruuje jej męża, że ma zmusić ją do parcia. Julek wpadł prosto w ręce Michała. Ten instynktownie klepnął go jeszcze leciutko w plecy.

Czytaj też:
Być eko mamą to nie tylko tetra i orzechy do prania!

- Wiedziałem, że muszę usztywnić mu główkę, że muszę udrożnić drogi oddechowe - relacjonuje Michał. - Gdy Daria była w ciąży z Grzesiem chodziliśmy do szkoły rodzenia. Potem poród Grzesia. W tamtej chwili całą tę wiedzę wzięli jednak diabli. Adrenalina była zbyt duża. Nie myślałem o tym co robię, ale wiedziałem, że tak trzeba zrobić.

On spał. To było niesamowite, że nie zdawał sobie sprawy, że już jest na tym świecie

Julek tylko odkaszlnął. Nie krzyknął. Nie zapłakał.

- On spał. To było najbardziej niesamowite, to, że nie poczuł różnicy, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że już jest na tym świecie - mówi szczęśliwy ojciec.

Tym razem Michał nie przeciął pępowiny. Dyspozytor uprzedził go, by tego nie robił.
- Miałem tylko sprawdzić puls - opowiada. - To było kolejne niesamowite przeżycie. Pulsowała jak serce.

A potem było jak na amerykańskich filmach: Michał kładzie maleństwo na piersiach szczęśliwej mamy, w tym samym momencie do mieszkania wpadają ratownicy. Michał zdążył usłyszeć jeszcze głos dyspozytora "Gratuluję, właśnie urodziliście państwo dziecko".

Co następnego dnia robi ojciec po tym jak w nocy odebrał poród syna? Michał wrócił ze szpitala i poszedł rano do pracy. Razem z ojcem prowadzi rodzinną firmę - zakład szklarski w centrum Piły. W firmie słuchali jego opowieści z niedowierzaniem. "Facet, jesteś bohaterem! Ja bym spanikował, uciekł...".

Czytaj też:
Dzieci najbogatszych Polaków: Spadkobiercy wielkich fortun

- A ja myślę, że praca ze szkłem trochę mi w tym pomogła - mówi Michał. - Szkło nie lubi tchórzy. Przy porodzie też nie można stchórzyć. Chciałbym jednak zapewnić innych przyszłych ojców, którzy mogą się znaleźć w takiej sytuacji, że to naprawdę nic strasznego. Że wystarczy trochę zimnej krwi, by stanąć na wysokości zadania. Że to w sumie nawet męska rzecz: spłodzić syna i odebrać jego poród. Kolega zażartował, że mogę się teraz reklamować "Szklę okna i odbieram porody".

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski