Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Conrad Drzewiecki - reformator, którego nadal możemy odkrywać [ROZMOWA]

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
Stefan Drajewski, "Conrad Drzewiecki. Reformator polskiego baletu"
Stefan Drajewski, "Conrad Drzewiecki. Reformator polskiego baletu" Rebis
Jego tancerze mówili, że był nieprzewidywalny, ciągle zaskakiwał. Ba, oglądając współczesne - niby nowatorskie choreografie młodych twórców - dochodzę do wniosku, że ja już to gdzieś widziałem. Tak, u niego - Stefan Drajewski opowiada o Conradzie Drzewieckim i swojej książce "Conrad Drzewiecki. Reformator polskiego baletu".

Kim był reformator Drzewiecki? Dla baletu światowego, polskiego i dla życia artystycznego Poznania.

Kiedy takie samo pytanie zadałem Arkadiuszowi Duchowi, soliście Polskiego Teatru Tańca, który na początku lat 80. osiadł w Berlinie i był solistą Deutsche Oper, powiedział: "W Berlinie pracowali wtedy najlepsi choreografowie z całej Europy. Nie ustępował im. Robił swój teatr, taki sam jak w Poznaniu". Conrad Drzewiecki jako artysta nie miał kompleksów, miał świadomość, kim był i co zrobił dla teatru tańca w Polsce. To on wprowadził teatr tańca jako gatunek do polskiego życia artystycznego, dokonując reformy polskiego baletu. Początkowo robił to w Operze Poznańskiej lub organizując letnie kursy tańca współczesnego w jakimś wybranym przez siebie uzdrowisku. Kiedy został dyrektorem artystycznym Państwowej Szkoły Baletowej w Poznaniu, rozpoczął reformę nauczania od wprowadzenia do programu przedmiotu taniec modern. Przez długie lata poznańska szkoła była jedyną w Polsce, która uczyła tej techniki. Drzewiecki opracowywał konspekty lekcji, rysował poszczególne ruchy, figury, pozy, nazywał je po angielsku i w nawiasie wpisywał wymowę. A kiedy w 1973 roku założył Polski Teatr Tańca, zespół wędrujący po kraju mógł oddziaływać na inne zespoły baletowe.

Znamy dorobek artysty, ale dzięki książce lepiej poznajemy też Drzewieckiego-człowieka. Aż trudno uwierzyć, że był samoukiem. Taki talent czy takie czasy?

Trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby Drzewiecki przeszedł prawdziwą ścieżkę edukacyjną. Nie wiadomo, dlaczego matka nie zapisała go przed wojną do studia baletowego działającego przy Operze Poznańskiej. Może nie było ją stać na to, ponieważ była wdową z dwójką dzieci? Wojna, wiadomo, musiał pracować. Po wojnie natychmiast zjawił się w reaktywowanym przy operze studiu i zaczął naukę, ale krótko, bo po pół roku był już w zespole Mikołaja Kopińskiego. Uczył się tańca w pracy, w drodze… Musiał być obdarzony talentem, jakimiś predyspozycjami biologicznymi, które pozwalały przezwyciężać brak regularnego treningu od dziecka. Jak mówi wielka polska primabalerina Olga Sawicka, jego serdeczna przyjaciółka, Conrad mógł zatańczyć sam całe "Jezior łabędzie", zarówno partię Odetty - Odylii jak i Zygfryda czy Rotbarta…

Jednym z ważniejszych wydarzeń kształtujących tancerza był wyjazd na Zachód. Dziś tylko możemy dywagować, czy dla jego kariery lepiej byłoby, gdyby został tam. Dlaczego wrócił do kraju?

Myślę, że on miał od początku pomysł na siebie. Tańczył w dobrych zespołach baletowych, które objeżdżały świat, ale pewne drzwi były przed nim zamknięte. Przypuszczam, że w tamtych czasach nie miałby szans realizować swoich baletów na przykład w Operze Paryskiej. W tych zespołach, w których tańczył, też nie przygotowywał choreografii. Każdy wolny czas wykorzystywał na zdobywanie wiedzy. Uczył się wszystkiego: tańca prymitywnego, jazzowego, klasycznego, modern… Każdego zarobionego franka wydawał na lekcje. W pewnym momencie prawdopodobnie tańczenie przestało mu wystarczać, dojrzał do tego, by robić coś na własną rękę. Zbiegło się to w czasie z pewnymi zawirowaniami w jego życiu osobistym. Drzewiecki spowodował wypadek samochodowy. Miał proces, który skończył się dla niego pomyślnie, ale on uznał, że to moment, w którym powinien zmienić swoje życie.
To, że udało się stworzyć Polski Teatr Tańca, było fenomenem i wymagało zabiegów wielu osób. Poznań stał się stolicą baletu. Ale chyba jeszcze większym fenomenem było to, że na Drzewieckiego się po prostu chodziło. I dotyczyło to także tych, których taniec dotąd nie interesował. Dlaczego? Co było tym magnesem?

Inność. Musimy pamiętać, że w tym czasie w Polsce obowiązywał model baletu radzieckiego, czyli klasyka. Taniec na pointach, może i piękny, ale dość muzealny. Drzewiecki proponował zupełnie coś nowego - taniec modern - jak się wtedy mówiło. Wykorzystywał nie tylko nowe techniki tańca, ale również nowy typ widowiska baletowego. Każdy wieczór składał się z trzech choreografii, w których poruszał często tematy dotąd w balecie nieobecne. Zespół jeździł po Europie, a tancerze czuli się wybrańcami, którym koledzy z innych zespołów baletowych zazdrościli. Mało tego, że różnili się na scenie, to również w życiu prywatnym byli inni. Nosili się bardziej kolorowo, fantazyjnie, bo ubierali się we Włoszech, Niemczech, Skandynawii, Francji…

Pisząc o spektaklach przytaczasz ówczesne recenzje i dopowiadasz, czego nie odkryli lub na co nie zwrócili uwagi krytycy. Nadal można odkrywać Drzewieckiego?

Oczywiście. Przecież krytycy w tamtych czasach nie jeździli po świecie, nie oglądali tego, co oglądał Drzewiecki. Ograniczony był też dostęp do literatury. Wszyscy mieli kłopoty z nazewnictwem. Dotychczasowe narzędzia opisu spektaklu baletowego przestawały wystarczać. Już po napisaniu biografii przeczytałem dwie książki na temat tańca postmodernistycznego, z którym Drzewiecki musiał się zetknąć w latach 70., kiedy był na stypendium w Ameryce. Nigdy nie przyznawał się do tego, że w jakiś sposób ten typ tańca go zainteresował. Po lekturze jestem przekonany, że pewne doświadczenia tego nurtu tańca wykorzystał w "Modus vivendi" czy w "Dramatic story" .

Każdy artysta powinien się cieszyć, gdy jego dzieło przeżywa twórcę. Tymczasem Conrad Drzewiecki po rozstaniu z Polskim Teatrem Tańca nie mógł zaakceptować faktu, że teatr nadal działa?

Drzewiecki uprawiał teatr autorski. I nie chciał, aby on istniał dalej. Miał żal do tancerzy, że chcieli kontynuować jego dzieło. Miał żal do Andrzeja Wituskiego, ówczesnego prezydenta Poznania, że ściągnął Ewę Wycichowską. Kilka lat po przejściu na emeryturę opowiadał mi, że żywot takich teatrów jak jego powinien się kończyć wraz z odejściem założyciela. Dopiero pod koniec życia zmienił zdanie i cieszył się, że teatr działa nadal.
Mało znamy prywatne życie Drzewieckiego. Piszesz o jego krótkim małżeństwie , a co działo się potem? Z nikim nie związał się na stałe? Jego homoseksualne preferencje nie były tajemnicą.

W książce jest zdjęcie Teresy i Conrada, kiedy byli bardzo młodzi. Wyglądają na szczęśliwie zakochanych. Związek się rozpadł. Nie uratował go nawet krótki pobyt Teresy Kujawy w Paryżu w tym samym zespole, w którym występował Conrad. Podczas jednej z wielu naszych rozmów Drzewiecki powiedział: w teatrze znalazłem wszystko. Niechętnie rozmawiał o swoim życiu prywatnym. Podobnie jak tancerze, z którymi rozmawiałem.

Poznałeś Drzewieckiego. Jakim był człowiekiem?

Poznałem Conrada Drzewieckiego jako emeryta. Był miłym starszym panem, z którym się cudownie gawędziło. Fantastycznie opowiadał o muzyce, literaturze, tańcu… Żałuję, że nie wszystkie nasze rozmowy nagrywałem. Ba, z wielu nagranych kaset ocalała tylko jedna. Chyba mnie polubił, ponieważ zawsze miał dla mnie czas, kiedy prosiłem o spotkanie. Zapamiętałem kolację z okazji ostatniej jego pracy choreograficznej. Było to w 2004 roku, kiedy wspólnie z Teresą Kujawą, Henrykiem Konwińskim i Emilem Wesołowskim przygotowali choreografię IX Symfonii Beethovena z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej. Wtedy pierwszy i jedyny raz widziałem Teresę i Conrada razem. Wyglądali tak jak na zdjęciu, o którym wspominałem, tylko kilkadziesiąt lat później. Emanowało z nich piękno, takie samo jak z ich choreografii.

Książka jest aż naszpikowana informacjami o Drzewieckim, cytowanymi dokumentami, recenzjami jego spektakli, zdjęciami, także prywatnymi od dzieciństwa po fotki z Polańskim w Paryżu. Jak dotarłeś do tych materiałów?

Conrad był zbieraczem. Najpierw Katarzyna Pajowa, wieloletnia zastępczyni dyrektora w PTT, a potem spadkobierca, Andrzej Woźniak, przekazali zbiory do Biblioteki Raczyńskich. To jest raj dla biografa. Sporo ciekawych dokumentów znalazłem w Teatrze Wielkim i Polskim Teatrze Tańca. Miałem też szczęście do życzliwych ludzi pracujących w teatrach w Polsce i za granicą, którzy udostępnili mi zachowane w ich zbiorach archiwalia. Wreszcie, nie byłoby tej książki, gdyby nie tancerze i przyjaciele Conrada Drzewieckiego. Dzięki nim dowiadywałem się tego, czego biograf nie wyczyta w żadnej recenzji, wywiadzie czy dokumencie.
"Conrad Drzewiecki. Reformator polskiego baletu" to Twoja druga książka o wybitnej postaci baletu. Wcześniej było "Życie z tańcem" o Oldze Sawickiej. Tancerze to ciekawe osobowości?

Niesamowite. Mam szczęście i zaszczyt, że to Olga Sawicka zaprosiła mnie do tej długiej rozmowy, obdarzyła zaufaniem i otworzyła się. Czasami było trudno, ale warto było. Dzięki Oldze Sawickiej wszedłem w świat baletu klasycznego. Nie chciałem pisać książki o Drzewieckim. Wydawało mi się, że powinien to zrobić ktoś, kto go lepiej znał, widział go tańczącego na scenie, widział wszystkie jego choreografie… Decydując się na napisanie książki o nim, wszedłem głębiej w świat teatru tańca. Prawie cztery lata spędziłem z dziełem Drzewieckiego i ciągle wydaje mi się, że wiele o nim nie wiem. Jego tancerze mówili, że był nieprzewidywalny, ciągle zaskakiwał. Ba, oglądając współczesne - niby nowatorskie choreografie młodych twórców - dochodzę do wniosku, że ja już to gdzieś widziałem. Tak, u niego. Olga Sawicka i Conrad Drzewiecki przyjaźnili się. W tym samym czasie mieszkali w Paryżu, w tym samym 1963 roku wrócili do Polski, do Poznania, razem pracowali… Pracując nad książką znalazłem zdjęcie, na którym jestem z Olgą Sawicką i Conradem Drzewieckim po premierze wieczoru baletowego Conrada Drzewieckiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu w 2003 roku. Nie pomyślałem wtedy, że kiedyś napiszę o obojgu książki…

Promocja książki "Conrad Drzewiecki. Reformator polskiego baletu",
Spotkanie ze Stefanem Drajewskim
MP2 (ul. Głogowska 14)
25 kwietnia, godzina 18
wstęp wolny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski