Bo przecież naprawdę wierzę, że straż miejska, taka policja specjalnej troski, służy zapewnieniu bezpieczeństwa. Naprawdę w to wierzę, patrząc, dzień w dzień, na mundurową parkę skrytą pod drzewkiem na rogu, która czatuje po kilka godzin na źle zaparkowane samochody. Tutaj zawsze taki się znajdzie. Zwłaszcza że od 7 czy 8 rano wszystkie wolne miejsca zajmują auta policjantów z pobliskiej komendy. Tej samej, która otwierając się frontem do klienta, zlikwidowała miejsca postojowe przed swoim wejściem. Przecież okradzeni i napadnięci na komendę autami nie przyjadą.
I wcale mnie przecież nie drażni codzienny slalom po nowiutkiej drodze, na której studzienki kanalizacyjne zapadają się równo o centymetr na rok. I oczywiście wierzę, że to przypadek. Przecież nie udowodnię, że muszą się zapadać, żeby za trzy lata można było remont zrobić. I wierzę oczywiście, że na budowach takich dróg się już nie kradnie. Zwłaszcza kiedy mój kolega opowiada, jak podczas budowy swojego domu tydzień w tydzień musiał przeganiać kierowców wywrotek z sąsiedniej budowy drogi. Zawsze z ofertą taniego żwiru.
I wcale mnie do szewskiej pasji nie doprowadza to, że deweloper dostaje zgodę na budowę osiedla tam, gdzie nie ma dróg, torów, a ludzie już więcej niż w domu, siedzą w swoich samochodach, w korkach. Swoją drogą: tam nawet miejsc parkingowych nie ma, ale to akurat norma. Wszyscy projektanci nowych osiedli zakładają, że jedyną formą komunikacji jest lewitacja.
I wcale się nie wkurzam, że każdy urzędniczy krawaciarz pędzi pomagać i prężyć się przy zagranicznej inwestycji, oferując wybudowanie za darmo nawet kosmodromu. Choć wcześniej polskim firmom podniósł, w ramach wspierania przedsiębiorczości, wszystkie opłaty. I wcale mnie nie wkurza, że produkowane w Polsce auto kosztuje tyle, co to produkowane w Niemczech, tylko robotnik zarabia 5 razy mniej. Ale tam się opłaca.
Co mi się stało... A nic, w radio właśnie mówili, jakie standardy spełnia dziś drogówka. Na przeciwnym pasie policjant wybiegał zza schowanego na poboczu auta, pokonując dwa pasy jezdni i zmuszając do hamowania wszystkich, którzy nie chcieli go zabić. Chwilę wcześniej dobrym kredytem reklamowała się firma, której poszkodowanych klientów goszczę co tydzień. A jakiś, pożal się Boże, „deweloper” reklamował osiedle obok rezerwatu, którego ostatnim przejawem jest bagno zwane chodnikiem.
Bo uwierzę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?