Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Areszt w Lesznie: Skazana kobieta po gwałcie w celi urodziła dziecko?

Łukasz Cieśla
Areszt w Lesznie: skazana kobieta została zgwałcona w celi?
Areszt w Lesznie: skazana kobieta została zgwałcona w celi? Łukasz Cieśla
W areszcie w Lesznie, nocą, zostałam zgwałcona w celi. Zaszłam w ciążę - takie doniesienie złożyła w styczniu w prokuraturze młoda kobieta. Kilka tygodni później doszło do porodu. Dokładnie 9 miesięcy po kilkudniowym pobycie w areszcie. Czy kobieta została zgwałcona? Czy ojcem dziecka jest funkcjonariusz? Odpowiedzi na te pytania mogły być już znane. Jednak śledczy przez trzy miesiące nie wyjaśnili tej sprawy. Na razie prokuratorom najwięcej czasu zajęło przekazywanie sobie doniesienia młodej kobiety.

Agnieszka (imię zmienione) mieszka w jednej z wielkopolskich miejscowości. Na spotkanie z nami przychodzi ze swoją mamą i niedawno urodzonym dzieckiem. Gdy ono płacze, bierze je na ręce. Tuli, całuje, uspokaja. Podobnie zachowuje się babcia dziecka.

Młoda kobieta, jak opowiada, trafiła do aresztu wiosną 2013 roku. Przyznaje, że nie zamknęli jej "za niewinność". Jakiś czas temu dostała "zawiasy" za próbę wyłudzenia. Za karę miała też zapłacić grzywnę.

Agnieszka: - Nie zapłaciłam jej, a mój kurator potem napisał, że nie ma ze mną kontaktu. A ja po prostu pracowałam od rana do wieczora. Wiosną 2013 roku wezwała mnie policja. Usłyszałam, że odwieszono mi wyrok. Trafiłam do aresztu kobiecego w Lesznie. Do rodziców nie zadzwoniłam. Bałam się powiedzieć, co się stało.

Mama Agnieszki: - Ona jest bardzo uparta, skryta. W tamtym okresie nie mieszkała z nami. Gdy zniknęła, dzwoniłam na jej komórkę. Odzywała się poczta głosowa. Dopiero potem od jej znajomej dowiedziałam się, gdzie trafiła.

Po kilku dniach Agnieszka odzyskała wolność. Jej rodzina zapłaciła zaległą grzywnę. Długo nikomu nie mówiła o rzekomym gwałcie.

Agnieszka: - Dopiero około 5 miesiąca zorientowałam się, że jestem w ciąży. Czy chciałam przerwać? Chyba było już za późno. Znaczenie miały też względy religijne.

Minęły kolejne tygodnie, zanim powiedziała mamie o ciąży i gwałcie. Zrobiła to w wigilię Bożego Narodzenia. Jej mama pamięta, że dochodziła godzina 17. Agnieszka dziś tłumaczy, że wcześniej nie wiedziała, jak o tym powiedzieć.

Mama Agnieszki: - Zastanawialiśmy się w rodzinie nad Domem Dziecka. Jednak córka zdecydowała, że nie odda dziecka. Zamieszkała z nami, wraz z nowym człowiekiem. Nie ma pracy i środków do życia. Ciężko nam teraz utrzymać cały dom, ale jakoś musimy dać radę.

Nie krzyczałam

Młoda kobieta ani matce, ani nam nie potrafi powiedzieć, kto miał ją zgwałcić. Podaje jednak dokładną datę zdarzenia. Opowiada, że w nocy otworzyły się drzwi jej celi. Do środka wszedł mężczyzna. Śledczy, z którymi rozmawialiśmy o sprawie, stwierdzają, że jeśli do gwałtu doszło, sprawcą mógł być jedynie "klawisz".

Agnieszka: - Chyba był średniego wzrostu. On nic nie mówił, ja nie krzyczałam, bardzo się bałam. Po prostu mnie zgwałcił. W celi były jeszcze dwie inne kobiety. O ile pamiętam, siedziały za jakieś pobicie. Tamtej nocy chyba spały. Nam w areszcie proponowano branie tabletek nasennych. Może one je wzięły? Na drugi dzień o tym nie rozmawiałyśmy. Ja nie mówiłam, one nie pytały. Każda chciała jak najszybciej wyjść.

Młoda kobieta dodaje, że następnej nocy z celi obok dobiegały niepokojące odgłosy.

Śledczy przerzucają akta

Krótko po Nowym Roku, już w zaawansowanej ciąży, wraz z mamą poszła do prokuratury, by złożyć zawiadomienie o przestępstwie. Był 9 stycznia 2014 roku. Śledczy tego dnia dowiedzieli się o sprawie. Co było dalej?

Zawiadomienie trafiło do Prokuratury Rejonowej Poznań Wilda. Uznała, że skoro do gwałtu miało dojść w Lesznie, to tamtejsza jednostka, ze względu na "właściwość miejscową", powinna zająć się w sprawą.

Ale prokuratura z Leszna stwierdziła, że musi wyłączyć się ze sprawy. Wskazała, że na co dzień współpracuje z funkcjonariuszami tamtejszego aresztu. Prowadzenie przez nią śledztwa mogłoby więc rodzić czyjeś obawy o brak bezstronności.

Sprawa trafiła ponownie do Poznania. Władze Prokuratury Okręgowej stwierdziły, że będzie ją prowadzić jeszcze inna jednostka - Prokuratura Rejonowa Poznań Nowe Miasto. Ale i ona miała obiekcje. Kierownictwo z Nowego Miasta chciało, by doniesieniem zajęła się jednostka dla dzielnicy Wilda, bo przecież tam najpierw trafiły dokumenty. Od złożenia doniesienia mijały kolejne tygodnie.

- Władze Prokuratury Okręgowej rozstrzygnęły, że sprawę ma prowadzić Prokuratura Rejonowa Poznań Nowe Miasto - informuje Magdalena Mazur-Prus, rzecznik poznańskiej prokuratury.

Rzecznik prokuratury przyznaje, że minęło sporo czasu od złożenia zawiadomienia do stwierdzenia, która prokuratura zajmie się sprawą. Dodaje, że nie ma to większego znaczenia dla ustalenia prawdy.

- W tym postępowaniu nie ma obawy, że dowody zostaną zniszczone. Nie można też mówić o zwłoce z naszej strony. Nie ma większego znaczenia, czy materiał do badań DNA zostanie pobrany w styczniu, w marcu czy może w maju. Badania się odbędą i okaże się, czy któryś z pracowników aresztu jest ojcem dziecka - zapowiada Magdalena Mazur-Prus.

Policja: dla nas to świeża sprawa

Agnieszka i jej mama są zaniepokojone działaniami prokuratury. Ich zdaniem sprawa prowadzona jest opieszale. Bo np. do tej pory nie pobrano materiału do badań DNA. Agnieszce wyznaczono termin badania na początek kwietnia, ale w ostatniej chwili je odwołano. Powodem były kwestie proceduralne.

Jednak w poznańskiej prokuraturze usłyszeliśmy, że od marca trwają intensywne czynności śledcze. Przesłuchani mieli już zostać funkcjonariusze z aresztu, pobierane mają być od nich próbki do badań. Przesłuchane mają być jeszcze dwie kobiety, które przebywały w celi z Agnieszką. Prokuratorzy zapewniają więc, że od początku marca dużo dzieje się w sprawie.

Znaczna część czynności została zlecona komendzie policji z Leszna. Leszczyńska policja, w przeciwieństwie do tamtejszej prokuratury, nie widziała powodów do wyłączenia się ze sprawy. Co ciekawe, policja nie potwierdza, by przeprowadziła wiele czynności.

Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji: - Dla nas to świeża sprawa. Jest za wcześnie, by odpowiadać, co już zrobiono. Komenda z Leszna dostała materiały z prokuratury w zeszłym tygodniu. Został wykonany plan śledztwa, który teraz będzie realizowany.

Atmosfera aresztu

Leszczyński areszt, do którego trafiła Agnieszka, znajduje się w centrum miasta. Przylega do Starostwa Powiatowego. Chodząc po niewielkim spacerniaku, można usłyszeć muzykę z pobliskiego przedszkola. Dzieci właśnie ćwiczą poloneza.
Budynek aresztu wybudowano pod koniec XVIII wieku. Dziś na dwóch piętrach znajduje się 16 cel. Może w nich przebywać 61 kobiet.

Pracownicy aresztu mówią o swojej placówce, że to swoisty "dworzec". Kobiety trafiają tu na dość krótko. Zazwyczaj na okres tymczasowego aresztowania albo, gdy mają wysokie wyroki, by poczekać na skierowanie do więzienia.

O sprawie Agnieszki chcieliśmy porozmawiać z dyrektorem aresztu. Porucznik Jarosław Korytowski przez telefon powiedział nam, że możemy spotkać się w środę. Pojechaliśmy więc do Leszna w umówionym dniu. Okazało się, że dyrektora nie ma, mimo że informowaliśmy, kiedy przyjedziemy. Pracownicy aresztu tłumaczyli, że dyrektor czekał, ale w końcu pilnie wyjechał.

Spotkała się z nami kpt. Magdalena Polsakiewicz-Zielinska, psycholog będąca również rzecznikiem aresztu. Na część pytań nie chciała odpowiedzieć: np. czy pamięta Agnieszkę albo kto pełnił służbę tamtej nocy? Uzasadniała, że obowiązuje ochrona danych osobowych. Zaprzeczyła, by osadzonym proponowano tabletki nasenne.

- Poza tym niewiele wiemy. Na początku stycznia kilka pytań zadała nam prokuratura z Leszna. Odpowiedzieliśmy na piśmie. Od tamtej pory areszt nie był informowany o przebiegu czynności - podkreśla pani rzecznik. - Chciałabym panu pomóc, ale na tym etapie trudno coś powiedzieć, żeby nikogo nie skrzywdzić. Jeżeli to jest pomówienie, niech pan się wczuje w sytuację naszych funkcjonariuszy. Oni mają rodziny.

Rzecznik aresztu odpowiedziała jednak, że dyżur nocny pełnią cztery osoby. Trzy monitorują areszt i mają dostęp do cel. Najbliżej cel jest oddziałowa. Najczęściej to kobieta, ale zdarza się, że również mężczyzna. Czy tamtej nocy oddziałowym był mężczyzna? Rzecznik na to pytanie nie chciała odpowiedzieć.

- Nie wyobrażam sobie, żeby nocą ktoś wszedł do celi. To brzmi absurdalnie. Cały teren jest monitorowany. Nie ma możliwości, aby ktokolwiek niezauważony przemieszczał się po jednostce. Areszt jest mały, panuje wręcz "rodzinna" atmosfera. Gdyby działo się coś złego, każda z osadzonych może złożyć skargę do mnie, oddziałowej czy pielęgniarki. Staramy się zapewnić osadzonym wsparcie i poczucie bezpieczeństwa - zapewnia.

Kilka godzin po spotkaniu z panią rzecznik, na naszą prośbę, telefonicznie skontaktował się z nami dyrektor aresztu. Wyjaśnił, dlaczego się z nami nie spotkał.

Jarosław Korytowski: - Czekałem na pana, ale w końcu musiałem wyjechać do banku. Wcześniej zgodziłem się na spotkanie, bo przez telefon nie udzielam informacji, jeśli nie wiem, z kim rozmawiam. Dlatego powiedziałem, żeby pan przyjechał. Teraz już wiem, kim pan jest, więc mogę przez telefon powiedzieć, że na razie nie udzielam informacji o tej sprawie. Jako człowiek mam swoje prywatne przemyślanie, ale jako dyrektor nie będę w tej chwili niczego komentował. Poczekajmy na finał tej sprawie. Wtedy udzielę obszernego wywiadu.

A jeśli kłamie?

Osoby, które usłyszały o sprawie, pytają: dlaczego Agnieszka tak późno ją zgłosiła? Dlaczego, jeśli ją gwałcono, nie krzyczała? Dlaczego współosadzone milczały?

Postawę Agnieszki stara się zrozumieć rzecznik poznańskiej prokuratury Magdalena Mazur-Prus. Zaznacza, że miała kontakt z ofiarami wielu gwałtów.

Mazur-Prus: - Nie wiem, czy ta kobieta została zgwałcona. To wykaże śledztwo. Kiedyś miałam do czynienia z młodą dziewczyną, którą po gwałcie to matka niemalże zaciągnęła na przesłuchanie. Ona sama wręcz czuła się winna, bo podkochiwała się w swoim oprawcy i dobrowolnie poszła z nim na spacer. Ale nie godziła się na seks. Inna ofiara, zanim zgłosiła gwałt, godzinami brała gorące prysznice. Chciała "zmyć" z siebie to brzemię. Nie oceniajmy więc ofiar gwałtu. Trudno wymagać od nich racjonalności. To przestępstwo głęboko ingeruje w intymność i poczucie bezpieczeństwa człowieka.

Pracownicy aresztu, w rozmowach z nami, dystansowali się od twierdzeń Agnieszki. Mówią, że czują się pomówieni.

Agnieszka chce poddać siebie i dziecko wszelkim badaniom. Mówi, że wie, jakie są konsekwencje fałszywych zeznań.

- Nie kłamię. Wiem, gdzie można trafić za nieprawdziwe oskarżenie. Nie chcę tam wracać - mówi Agnieszka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski