Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skatował mieszkańca Gostynia. Stracił wolność, a jego ofiara zdrowie [REPORTAŻ]

Barbara Sadłowska
123RF
Mieszkaniec Gostynia skatował znanego mu tylko z widzenia mężczyznę. Dziś Tomasz przebywa w areszcie, a Marcin walczy o zdrowie. Rodzicom obu jest ciężko. Przed sądem toczy się ostra walka...

Czy wie pani, czego dotyczy ta sprawa? - zapytała sędzia Joanna Rucińska. - Tak, wiem. Oskarżony próbował zabić mojego syna - powiedziała Danuta K. Z początku spokojnie relacjonowała, jak w sobotę, 20 lipca ub.r. Marcin wychodził z domu około 19.30, bo umówił się z kolegami z pracy na grilla. Dwie godziny później, gdy mąż wychodził z psem na spacer, usłyszała pod domem krzyk kobiety.

- Krzyczała, że nasz syn został zabity - mówiła Danuta K.

Razem z mężem pobiegła do sklepu na Przemysława II. W Gostyniu mówią o nim: "biały sklep". Nie było daleko.

- Syn leżał na trawie. Krew leciała mu z buzi. Nachyliłam się. Był nieprzytomny i tak bardzo charczał... Myślałam, że umiera - powiedziała cicho. Trzy minuty później przyjechała karetka. Chwilę później - policja. Rodzice Marcina pojechali do szpitala i czekali pod drzwiami intensywnej terapii gostyńskiego szpitala, aż lekarz skończy badać syna. Stan 26-latka był tak poważny, że przewieziono go do Leszna.

- Tam był operowany - mówiła pani Danuta. - Po pierwszej operacji pani doktor pozwoliła mi zobaczyć syna. Miał taką wielką głowę i siniaki na twarzy.

Lekarz pokazał rodzicom tomograficzny obraz mózgu syna i bardzo rozległy krwiak z prawej strony głowy, mniejszy z lewej i silne stłuczenie czoła.

- Leżał w szpitalu dwa tygodnie. Pierwszą trepanację czaszki miał w niedzielę. Operowali go cztery godziny. Uprzedzili, że syn może nie przeżyć - relacjonowała. Potem, po kolejnych badaniach lekarz tłumaczył im, że ucisk krwiaka na lewej półkuli, odpowiedzialnej za mowę i poruszanie się, jest tak duży, że Marcin może utracić zdolność chodzenia i przestanie mówić. O ile przeżyje... Kilka dni po pierwszej operacji odbyła się kolejna. Na oddziale intensywnej terapii mogli być przy Marcinie tylko pół godziny. Za radą lekarza, cały czas do niego mówiła. Żeby chciał wrócić... - Kiedy został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej, nie poznał mnie - mówiła.

Kiedy Marcin leżał na neurochirurgii, był przypięty pasami, żeby nieświadomie nie zrobił sobie krzywdy. Odpinali go, żeby mógł zacząć chodzić i przypomnieć sobie litery patrząc na szpitalne tabliczki. Jednak dopiero w szpitalu rehabilitacyjnym w Piaskach zaczął rozumieć, jak bardzo jest chory. Kiedy wrócił do domu, byli przy nim cały czas, przez 24 godziny. Dyżurowała matka i ojciec Marcina, czasami zmieniani przez jego siostrę, babcię i ciocię. - Baliśmy się, że nie wrócił jeszcze do realnego świata i może sobie zrobić krzywdę - powiedziała pani Danuta. - Od momentu, kiedy nas poznał, tylko przy nas czuł się bezpieczny. Marcin nadal ma silne bóle głowy i problemy z równowagą.
- Nie może nigdzie dalej wyjechać czy iść, bo szybko się męczy - mówiła matka. - Niewiele może zrobić, bo nie ma siły. On nigdy nie będzie taki, jaki był... Mózg ludzki jest nadal zagadką dla medycyny. Lekarze nie potrafią powiedzieć, czy powróci do pełnego zdrowia.

Rodzice kontra rodzice
Zapytana, czy oskarżony bądź jego rodzina kontaktowali się z nimi, Danuta K. odpowiedziała: - Pani prokurator przekazała nam list od pana Tomasza G. Dostaliśmy też list od jego rodziców, którzy mają własny zakład rehabilitacyjny. Od naszej pani mecenas wiemy, że okazał skruchę na pierwszej rozprawie. Nam się zrobiło żal jego rodziców. Poprosiliśmy panią mecenas, żeby porozmawiała z mecenasami pana G. na temat jakiejś ugody.

Zachowanie państwa G. nas dobiło. Powiedzieli, że nie mają zamiaru się z nami dogadywać, bo jeżeli ich syn będzie piętnaście lat siedział, to kiedy wyjdzie, dostanie minimalną płacę. Zrobiło się nam przykro, bo jako rodzice im współczuliśmy...

Nieco później obrońcy oskarżonego wrócili do tego tematu. Adwokat Andrzej Zieliński złożył oświadczenie, że w procesie karnym ugoda jest niemożliwa...

Sędzia Joanna Rucińska zwróciła mu uwagę, że świadek nie jest prawnikiem i nie ma potrzeby "bić piany", bo używa nieprofesjonalnych określeń. Chodziło o to, że pokrzywdzony Marcin K. domaga się od oskarżonego również zadośćuczynienia za krzywdę. - Ta propozycja ugodowa była niegodziwa i niezgodna z etyką - stwierdził mecenas Zieliński. - To ja byłam autorką niegodziwej propozycji "ugodowej" skierowanej do obu obrońców oskarżonego - oświadczyła adwokat Aleksandra Sobczyńska. - Polegała ona na tym, że zapytałam, czy rozważają - na obecnym etapie postępowania - możliwość porozumienia z rodziną oskarżonego i oskarżonym pozbawionym wolności i zadośćuczynienia finansowego.

Marcin otrzymuje obecnie zasiłek rehabilitacyjny. Przez pierwsze trzy miesiące było to tysiąc złotych, teraz - niecałe 700. Nadal przebywa pod opieką specjalistów i musi brać lekarstwa, które kosztują, podobnie jak prywatne wizyty u lekarza - rodzice wolą zapłacić niż czekać w kolejkach.

Danuta K. szacuje, że miesięcznie trzeba wydać od 1,5 do 2 tysięcy złotych. - Ale skąd u pani stwierdzenie, że oskarżony próbował zabić pani syna? - dopytywał mecenas Zieliński. - Z relacji lekarza, który wyciągał odłamki kości, skutek silnych, brutalnych uderzeń. Skoro oskarżony bił syna tylko w głowę, to chyba trudno powiedzieć, że nie chciał go zabić - powiedziała Danuta K. Przyznała, że rodzice Tomasza zaproponowali pomoc w rehabilitacji Marcina.

- Nie skorzystaliśmy. Syn powiedział: proszę, tylko nie do państwa G.

Przed i po
- On nie chce wejść - powiedziała biegła psycholog. - Nie będzie zeznawał w obecności oskarżonego.

Sąd zarządził wyprowadzenie Tomasza G. z sali. Wtedy wraz z biegłą wszedł Marcin K. - To była sobota - zaczął. - W domu wypiłem jedno piwo. Miałem zamiar pojechać na firmowego grilla. Niestety, nie dotarłem.
Marcin po drodze postanowił wypić piwo pod "białym sklepem". Nie wie, dlaczego zaczęli się wyzywać z Tomaszem G., którego znał tylko z widzenia. Był kilka lat młodszy, nie rozmawiali ze sobą, nawet się nie witali. - Wtedy stwierdziłem, że nie chcę przebywać pod tym sklepem i idę do domu. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłam rozpędzonego G. Silne uderzenie w tył głowy, przewróciłem się. Ostatnie, co pamiętam, jak usiadł na mnie i zaczął bić. Ból, jakiego nigdy w życiu nie poczułem i gwiazdy przed oczami. Pamiętam opadające na mnie pięści... Nie mogłem ruszyć rękami i nogami. Więcej nic nie pamiętam...

Przed zdarzeniem Marcin K. pracował w firmie budowlanej, na wysokości przy budowie silosu dla gostyńskiej cukrowni. Lubił wyjeżdżać na koncerty. Czasem pograł w piłkę nożną, koszykówkę. - Nie mogę iść do pracy i zarabiać na siebie. Mam straszne zawroty głowy i problemy z równowagą. Nie mogę wykonywać żadnych czynności, które wymagają pochylania się.

- Czy mógłby pan samodzielnie mieszkać? - zapytała adwokat Sobczyńska. - Nie, nie mam tyle sił, co kiedyś - usłyszała.

Pani mecenas pytała o życie towarzyskie. - Boję się kontaktów towarzyskich i nowych znajomości, bo nie czuję się do końca sprawny. Przed wypadkiem nie miałem z tym problemu - odpowiedział.

- Jakie ma pan plany na przyszłość? - dopytywała dalej. - Chciałbym się usamodzielnić, pójść na swoje, zarabiać, mieć rodzinę, być zdrowy - wyliczał Marcin, który wkrótce opuścił salę. Sąd przesłuchał wtedy biegłą psycholog, która towarzyszyła pokrzywdzonemu. - W styczniu nie był w stanie zeznawać. Dziś, gdy dostałam pokrzywdzonego "pod opiekę" przed przesłuchaniem, obawiałam się, że też będą problemy. Całej nocy nie przespał i dopiero zapewnienie, że nie dojdzie do bezpośredniego kontaktu z oskarżonym, wpłynęło korzystnie - powiedziała biegła, która stwierdziła u pokrzywdzonego zespół stresu pourazowego. - Wspomnienia tego wydarzenia, sny, wywołują w nim silne emocje i niepokój. Niepokoi go także kolejna operacja.

Takie spokojne miasto
Po 20 lipca Gostyń huczał od plotek. Policja poinformowała o krytycznym stanie pobitego i aresztowaniu Tomasza G., a opierając się na zeznaniach świadków zajścia, wstępnie ustaliła, co się tam zdarzyło.

Marcin K. próbował uciec. Ale Tomasz G. dogonił go i dalej bił pięściami po głowie, nawet wtedy, kiedy ten już leżał na chodniku. Wielu oburzało to, że sprawcą tak brutalnego pobicia jest syn państwa G., który pracował u rodziców jako rehabilitant i zajmował się osobami niepełnosprawnymi. Podczas pierwszej rozprawy przed poznańskim Sądem Okręgowym nie przyznał się do winy. Powiedział, że nie chciał zrobić krzywdy Marcinowi K. Jego obrońcy sugerują, że mógł działać w stanie silnego wzburzenia, po tym jak pokrzywdzony obraził go w obecności kolegów, a że był pijany, zareagował... Kolejna rozprawa odbędzie się 20 maja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski