Być może od przyszłego wtorku pielęgniarki i położne będą miały jeszcze więcej obowiązków. Ministerstwo Zdrowia wprowadza wtedy rozporządzenie, według którego dyrektorzy swobodnie będą mogli ustalać liczbę pracowników zatrudnionych w szpitalach. To oznacza, że kierownicy placówek, chcąc zaoszczędzić pieniądze, mogą zwalniać część personelu. Pierwsze wnioski o redukcję etatów już trafiły do wielkopolskich szpitali. Czy koleżanki i Pani boicie się przyszłego miesiąca?
Renata Grzybowska: Staramy się o tym nie myśleć. Robimy swoje, choć nastroje wśród koleżanek nie są najlepsze. Już teraz w niektórych szpitalach brakuje personelu.
Pojawia się zatem pytanie, czy jest to możliwe, aby położne były odpowiedzialne za jeszcze więcej zadań i miały na głowie jeszcze więcej obowiązków. Jak w tym momencie wygląda praca na oddziale położniczym?
Renata Grzybowska: Jak na ostrym dyżurze! W każdej chwili może coś się wydarzyć. Musimy być przygotowane na wszystko. Jedna z matek może nagle się źle poczuć. Inna przyjedzie do szpitala już rodząc. Kolejna prosi o radę przy przewijaniu noworodka. Wszystkim trzeba jak najszybciej pomóc. Już teraz - przy liczbie zatrudnionego personelu - zapanowanie nad wszystkimi i wszystkim jest bardzo trudne. Patrząc na standardy europejskiej opieki medycznej, jesteśmy na szarym końcu. Za granicą jedną matką opiekuje się jedna położna. W Polsce jedna pracownica zajmuje się dwoma kobietami, a trzeba pamiętać, że jesteśmy przecież odpowiedzialne za dwa życia, bo zajmujemy się również jej dzieckiem. W naszym szpitalu i tak sytuacja jest poprawna. Są szpitale, gdzie liczby są bardziej przygnębiające.
Jak wygląda Pani dzień pracy? Co dokładnie Pani robi?
Renata Grzybowska: Dyżury trwają po dwanaście godzin. Od godziny 7 do 19 lub odwrotnie. Robimy dosłownie wszystko. Przygotowujemy kobiety do porodów, odbieramy je, po urodzeniu dostawiamy dzieci do piersi i uczymy matki, jak to prawidłowo robić, wykonujemy wszystkie zabiegi pielęgnacyjne i wypisujemy dokumentację porodową. Dbamy o zdrowie i bezpieczeństwo matek i ich dzieci. Poza tym, musimy dokładnie opisać każdy poród. Zapisujemy, o której był poród, jakie leki były podane, jakie są zalecane, jaki był stan zdrowia rodzica i noworodka. Przy tym wszystkimi musimy być bardzo uważne, bo od tego może zależeć przyszłość naszych pacjentów.
Czy możliwe jest, żeby zwolnić część personelu i pracujące panie przejęły obowiązki zwolnionych?
Renata Grzybowska: Nie ma na to szans. Już teraz pracujemy na granicy bezpieczeństwa pacjentek, ich dzieci i swojego. Są takie dni, kiedy podczas dyżuru nie mamy czasu nawet wypić herbaty czy kawy, a gdzie tu dopiero mowa o chwili oddechu czy momencie na zebranie myśli. Nasza praca jest wymagająca i odpowiedzialna. To bardzo trudne. Pracujemy w ciągłym pośpiechu. Rocznie przychodzi tu na świat ponad siedem tysięcy dzieci, a w opiekę nad każdym z nich, trzeba być równie zaangażowanym.
Skoro bycie położną to taka ciężkie i niewdzięczne zajęcie, dlaczego Pani nadal pracuje w szpitalu.
Renata Grzybowska: "Niestety", ale lubię być położną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?