18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Obietnica", czyli wszystko, czego nie miała „Sala samobójców” [RECENZJA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Lila - najlepsza protagonistka w filmach o młodych od lat i świetny debiut kinowy Elizy Rycembel
Lila - najlepsza protagonistka w filmach o młodych od lat i świetny debiut kinowy Elizy Rycembel Philip Skraba/Opus Film
Filmom o młodzieży – tym polskim i tym ze świata – brakowało w ostatnich latach protagonistów z prawdziwego zdarzenia. Grzeszyły tym nie tylko „Sala samobójców” Jana Komasy czy „Bejbi blues” Katarzyny Rosłaniec, ale również ubiegłoroczny hit „Spring Breakers” Harmony’ego Korine’a. „Obietnica” Anny Kazejak zdaje się być chlubnym wyjątkiem od tej reguły.

Swoich bohaterów Komasa, Rosłaniec i Korine tworzyli z irytująco płytkich postaci, których największym problemem w życiu był brak gotówki na prochy albo odcięcie internetu w pokoju. Widz nie tylko nie czuł do nich sympatii. Oglądając każdą z nich, trudno było wykrzesać choćby iskrę zwykłej empatii. Zadania nie ułatwiał scenariusz, który albo już na wstępie odpuszczał sobie wnikanie pod powierzchnię problemu („Spring Breakers”), albo stawiał tanie diagnozy („Sala samobójców”, „Bejbi blues”).

„Obietnica” Anny Kazejak ma wszystko to, czego brak poprzednikom. To swoją drogą niesamowite, jak różne – także jakościowo – filmy można zrobić, biorąc pod lupę to samo pokolenie. To dzisiejsze nastolatki albo ludzie, którzy ledwie przekroczyli dwudziestkę. Życie dzielą między aktywność w wirtualnych społecznościach a bywanie w realu, otoczeni dostatkiem, na ogół też pozbawieni poczucia odpowiedzialności i zasad.

O ile bohaterowie wymienionych wcześniej filmów są produktami swojego otoczenia, o tyle Lila, centralna postać „Obietnicy”, wyróżnia się na jego tle. Choć zarówno ona, jak i jej chłopak Janek, funkcjonują wśród tego konsumpcyjnego planktonu, to dziewczynę dzieli od rówieśników spory dystans.

Lila skończyła właśnie pierwszą klasę liceum. Nie maluje się wyzywająco jak koleżanki. Wygląda dzięki temu bardziej dziewczęco, ale zarazem surowiej i poważniej niż one. Choć otacza ją świat, w którym autorytety upadły i wszystko jest dozwolone, ona, niejako na przekór niemu, podchodzi do pewnych spraw bardzo serio. Jak bardzo, przekonujemy się, gdy nakrywa Janka całującego się z inną dziewczyną. Lila daje mu jasne ultimatum: dziewczyna musi umrzeć, albo z nimi koniec.

Ciąg dalszy wprawdzie łatwo przewidzieć, ale trudno oderwać oczy od ekranu. Grająca Lilę Eliza Rycembel (debiut kinowy!) dosłownie go zawłaszcza. Jej bohaterka nadaje rytm zdarzeniom. W końcu – to ona, a nie kto inny, podejmuje desperacką próbę przywrócenia pewnych zasad światu, w którym żyje. Wymierza sprawiedliwość. Za ciężkie przewinienie należy się równie ciężka kara. Czasem zbyt ciężka.

Choć twórcy filmu zaprzeczają, jakoby chcieli wskazywać i osądzać winnych, to scenariusz Anny Kazejak i Magnusa Von Horna nie poprzestaje na relatywistycznych konkluzjach typu „problem jest złożony” – tyleż wygodnych, co mglistych. Z drugiej strony trudno zarzucić mu dydaktyzm, nie ma w nim pouczającego tonu, grożenia palcem. Tropy podane są subtelnie, choć sugestywnie.

Od początku widoczne są relacje bohaterów z rodzicami. Ci mają własne zmartwienia. Zamiast w porę reagować, płaczą dopiero nad rozlanym mlekiem. Kiedy podczas policyjnego przesłuchania ojciec pyta Lilę, dlaczego nie mówiła mu o swoich problemach, ta odpowiada, że przecież i tak nie interesują go rozmowy na Skype z serduszkami i buziaczkami. I ma rację: rodzice, mimo iż są ponoć na każde zawołanie, nie umieją wsłuchać się w głos młodych. Czy to skutek braku zainteresowania, czy pokoleniowej przepaści – można się spierać.

Te rodzicielskie porażki świetnie uosabiają Magdalena Popławska i Andrzej Chyra, czyli filmowi rodzice Lilii, oraz Dawid Ogrodnik w roli nowego partnera jej matki. Nie mniej przekonujący w swej bezradności są Jowita Budnik i Bartłomiej Topa jako matka i ojciec Janka. Ich jedyną metodą wychowawczą jest zakazanie synowi spotykania się z dziewczyną.

Inaczej niż w „Sali samobójców” i „Bejbi bluesie”, mamy w filmie Kazejak prawdziwe dialogi, a nie tylko przegląd slangowych odzywek poprzeplatany pretensjonalnymi kwestiami. Bohaterowie rozmawiają ze sobą pełnymi zdaniami, a nie ich skrawkami (vide film Komasy), co nie stoi bynajmniej w sprzeczności z naturalistycznym sznytem „Obietnicy”. Współczesna nowomowa jest tu wciąż obecna, ale w zdecydowanie bardziej strawnych proporcjach.

Premiera „Obietnicy” to sygnał, że rodzime kino przestaje powielać stereotyp nastolatków jako rozkapryszonej dzieciarni, a zaczyna – tak jak to się dzieje w innych państwach – przywracać im podmiotowość, dostrzegać w nich wrażliwe i myślące jednostki. Oby nie był to sygnał jednorazowy, tylko początek nowej, dobrej tendencji.

Obietnica
dramat, Polska 2014
reżyseria: Anna Kazejak
scenariusz: Anna Kazejak, Magnus Von Horn
występują: Eliza Rycembel, Mateusz Więcławek, Magdalena Popławska, Andrzej Chyra, Dawid Ogrodnik i inni
czas trwania: 97 min.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: "Obietnica", czyli wszystko, czego nie miała „Sala samobójców” [RECENZJA] - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski