Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak jest naprawdę. Udawaliśmy chorych.
- Ma pan kamicę nerkową? Boli? - zapytano nas w Przychodni Lekarskiej "Medeo" na os. Rzeczypospolitej w Poznaniu, do której dzwoniliśmy, podając się za chorego pacjenta. - Proszę wziąć dowód osobisty, dokument ubezpieczenia i przyjść do nas. Lekarza w tej chwili nie ma, ale przecież ma pan do nas parę kroków, nie widzę problemu.
Podobnie było w innych poznańskich przychodniach.
- Zdiagnozowano u pana duży kamień, tak? - dopytywał z kolei lekarz dyżurny z przychodni Pomoc Doraźna Lekarzy Rodzinnych "Grunwald". - Niech pan po prostu przyjdzie do nas na zastrzyk. Właściwie tylko tyle możemy dla pana zrobić - dodał.
- Ból jest bardzo nasilony? Ma pan w domu jakiekolwiek leki? No-spę, pyralginę, ketonal? - pytała z kolei lekarka dyżurna z Jednostki Opieki Doraźnej na os. Pod Lipami. - Generalnie nie ma problemu z przyjazdem lekarza, jednak teraz jest na wizycie. Zresztą, lepiej wziąć dodatkową tabletkę albo nawet dwie i poczekać, aż zaczną działać niż narażać się na zastrzyk z pyralginy, bo to bardzo boli. Gdyby stan się nie poprawił, to lekarz może przyjechać. Jednak na pewno szybciej byłoby, gdyby sam przyszedł pan do przychodni - dodała.
W przychodniach pomocy doraźnej pacjent pozostawiony jest więc sam sobie. Niestety, wtedy, gdy jego stan jest jeszcze poważniejszy i potrzebuje pomocy lekarza pogotowia ratunkowego, również może zostać na lodzie.
Poniedziałek, godzina 20.25. Dzwonimy do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Pleszewie z prośbą o połączenie z lekarzem dyżurnym. - Co nam dolega?
Bardzo wysoka gorączka, drgawki.
- Najlepsza na gorączkę jest pyralgina, panadol w czopku lub zastrzyku - stwierdził lekarz i doradził, w jakich dawkach należy stosować leki.
Pytany, czy możliwa byłaby wizyta domowa, dodał z kolei: - Nie przyjadę, trzeba się pofatygować do nas samemu. Tutaj na miejscu podamy ewentualnie leki przeciwgorączkowe.
Dziennikarz "Głosu Wielkopolskiego" tylko udawał chorego. Takie sytuacje zdarzają się jednak naprawdę. Jak w przypadku poznanianki Ewy Kalinowskiej, której dziecku odmówiono udzielenia pomocy.
- Córka kilka dni temu dostała wysokiej gorączki. Lekarz, podczas wizyty domowej, zdiagnozował szkarlatynę i przepisał augmentin oraz syrop przeciwgorączkowy - opowiada Kalinowska. - Wieczorem 19 listopada dziecko zwymiotowało antybiotyk i nie chciało przyjąć syropu. W nocy gorączka dobiła do 40 stopni, a dziecko było półprzytomne.
Rodzice zdecydowali się zadzwonić na pogotowie ratunkowe. Była godzina 1.46 w nocy. W końcu, po wielu próbach, udało im się połączyć z dyżurnym pediatrą z pogotowia przy ulicy Serbskiej.
- Wtedy mnie zamurowało. Lekarka stwierdziła bowiem, że nie przyjedzie do nas, bo oznaczałoby to, że nie będzie mogła pojechać do kogoś innego - bulwersuje się Ewa Kalinowska. - Podkreśliła, że jest jedna na całe województwo i, jeśli chcemy, możemy sami przywieźć dziecko na pogotowie. A córka miała już wtedy rosnącą gorączkę i drgawki.
Lekarka miała też tłumaczyć, że skoro dziecko, przy próbie podania mu leku przeciwgorączkowego, płacze, to jego stan nie jest aż tak zły.
- W tym przypadku zabrakło cierpliwości po stronie lekarza i matki dziecka - wyjaśnia Witold Draber, dyrektor Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. - Taka gorączka w płonicy, jeżeli dziecko było już pod opieką lekarza, bywa normalnym objawem. Jednak lekarz z pogotowia mógł o tym poinformować matkę, żeby ją uspokoić.
Sprawę wyjaśnia już Narodowy Fundusz Zdrowia.
- Do Biura Skarg i Wniosków NFZ wpłynęła skarga od mamy dziewczynki. NFZ zajmuje się tym przypadkiem - mówi Agnieszka Jankowska z NFZ.
Jak jest jednak z przychodniami pomocy doraźnej? Od czego zależy, czy lekarz odwiedzi pacjenta w domu? Praktycznie od jego widzimisię. Bo to on decyduje, czy ma do czynienia z tzw. stanem nagłym.
- Lekarz nocnej opieki zdrowotnej udaje się z wizytą do pacjenta w przypadkach medycznie uzasadnionych - twierdzi Agnieszka Jankowska. - A chory, który nie czuje się na siłach, żeby pojawić się w poradni, może zadzwonić do lekarza, informując o swoim stanie. Ten, na podstawie wywiadu z pacjentem, podejmuje decyzję o przeprowadzeniu wizyty domowej - dodaje.
- Takim nagłym stanem jest kolka nerkowa i w takim przypadku trzeba udzielić pomocy w trybie doraźnym - mówi dr Bożena Janicka, pediatra, prezes Wielkopolskiego Porozumienia Zielonogórskiego, które skupia pracodawców podstawowej opieki zdrowotnej w naszym regionie.
Lekarz dyżurujący w placówce powinien więc co najmniej przepisać leki przeciwbólowe. Na tym nie może zakończyć się jednak jego kontakt z cierpiącym. Musi on też zostać poinformowany, jak ma się zachować, jeżeli po upływie kilku godzin ból będzie się nasilał.
- Nagły stan jest jednak trudny do precyzyjnego określenia i nie regulują tego przepisy - przyznaje Janicka.
Z tego wynikają spory i nieporozumienia, bo inaczej rozumie to lekarz, a inaczej pacjent. Dyżurujący mają jednak w swoich kontraktach także wyjazdy do domów pacjentów. Prezes Janicka zastrzega, że jednak tylko wtedy, gdy w placówce jest dwóch lekarzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?