Być może szukamy dziury w całym. Dwa grosze, które Dalecka dołączała do ulotek, to rzeczywiście niewiele. Nic się za nie kupić nie da. Nawet gdybyśmy zebrali wszystkie dwugroszówki pani Joanny - wyszłoby tego 20 złotych. W kampanii wyborczej nie takie z rąk do rąk przepływają dobra i prezenty. Ot, taki plastikowy długopis to już złotówka, brelok - 60 groszy. To dopiero majątek!
I być może sprawy by nie było, gdyby kandydatka na radną użyła takiego gadżetu. Bo to powszechne. Tu wagę ma pieniądz, który jeszcze jest w obrocie - jego symbolizm. Może trzeba było sprawę lepiej przemyśleć i zamówić w mennicy (choćby w sąsiedniej Mosinie) monetę okazjonalną? Koszty byłyby większe, ale bez "burzy".
Z drugiej strony, wyraźnie widać, że w ordynacji wyborczej jest dziura. Cóż może oznaczać "wartość gadżetu reklamowego"? Jedne firmy jako gadżety rozdają kalendarze, inne pendrive’y. Każdy droższy niż 2 grosze. Gdzie więc granica? Organy ścigania mogą kandydatkę ścigać. Sęk w tym, że szkodliwość czynu jest równie niska, jak wklejony w jej ulotkę nominał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?