Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa: We wschodniej Wielkopolsce znikają jeziora

Filip Springer
W całej okolicy pomosty od dawna stoją już na suchym lądzie.  Rzadko zdarza się, by sięgały tafli cofającego się jeziora
W całej okolicy pomosty od dawna stoją już na suchym lądzie. Rzadko zdarza się, by sięgały tafli cofającego się jeziora F. Springer
Z mapy znikają kolejne jeziora. To się dzieje 100 kilometrów od Poznania, w samym centrum kraju. Katastrofę ekologiczną we wschodniej Wielkopolsce opisał Filip Springer.

Na satelitarnym zdjęciu widać bladozieloną plamkę. Zniknęło jezioro. Nazywało się Skrzynka i znajdowało się może kilometr od miejscowości Ostrowo w województwie kujawsko-pomorskim. To zaraz przy granicy z Wielkopolską. Dzieci z wioski przychodziły tu czasem się kąpać. Ale wody z roku na rok było coraz mniej. Aż w końcu jezioro zniknęło. Trzeba je usunąć z map. Można tamtędy przejechać samochodem i co najwyżej pomyśleć "jaka dziwna łąka". A potem pojedzie się dalej, w kierunku Strzelna, zupełnie nie myśląc o tym, czego się nie zobaczyło.

Dziwne uczucie
Chciałem to zobaczyć na własne oczy, bo nie wierzyłem w to, co ludzie opowiadają. Myślałem, że przesadzają. Mówili: - Nasze jeziora znikają w oczach, wkrótce w ogóle ich nie będzie. To się dzieje 100 kilometrów od Poznania, w centrum Polski.

Przyjezierze. Niewielka wioska, w której przez większą część roku żyje kilkadziesiąt osób, a w wakacje zjeżdża tu kilka, jeśli nie kilkanaście tysięcy letników. Doskonałe zaplecze dla niskobudżetowych wakacji mieszkańców kilku województw. Dziesiątki ośrodków wypoczynkowych, jesienią zabitych deskami, i setki domków kempingowych, pamiętających czasy kwitnącego PRL-u . Festiwal pomysłowości Polaków marzących o swojej daczy na skrawku lądu, wcinającego się w krystaliczne wody jeziora. Tego lądu przybywa, bo woda cofa się tu w zastraszającym tempie.

To samo dzieje się w pobliskich jeziorach, które tworzą system naczyń połączonych - wysychają Wilczyńskie, Ostrowskie, Suszewskie, Anastazewo, Budzisławskie. Wysychają też jeziora Powidzkie i Niedzięgiel, tutaj latem bawi się pół Gniezna i spora część wschodniej Wielkopolski. Bez względu na to, czy rok jest deszczowy (jak ten) czy suchy (jak poprzednie) wody jest tu mniej.

Dziwne uczucie dopada człowieka jeszcze w Przyjezierzu. Stojący na plaży pomost z napisem "Zakaz skakania do wody" wygląda co najwyżej groteskowo, bo tutaj żadnej wody już nie ma. Jezioro zaczyna się kilkanaście metrów dalej. Można się nawet na tym pomoście gorzko uśmiechnąć. To uczucie pojawia się później. Mniej więcej wtedy, gdy przestaje się już liczyć stojące na suchym lądzie pomosty, porzucone w krzakach łodzie przytwierdzone łańcuchami do kołków, które kiedyś były wbite w dno jeziora. Potem człowieka ogarnia złość. I zadaje sobie pytanie - czy tak musi być?

Dziura
15 kilometrów i więcej od tych pomostów i wyludniających się wczasowych miejscowości znajduje się pierwsza z kilku odkrywek Kopalni Węgla Brunatnego "Konin". To wielka, głęboka na kilkadziesiąt metrów dziura w ziemi. Wydobywa się tutaj miliony ton węgla rocznie. Wraz z tym węglem odpompowuje się też wodę.

Naukowcy z poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego i toruńskiego Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika znaleźli pewną zależność - im więcej kopalnia wydobywa węgla, tym szybciej wysychają jeziora. Opada bowiem poziom wód gruntowych, które spływają z całej okolicy do odkrywki. A stamtąd trafiają do Warty. Zdaniem ekologów oraz naukowców to właśnie przez to wysychają jeziora, rolnicy notują słabsze plony, usychają przydrożne aleje drzew, a nawet całe kwartały lasu.

Władze kopalni przedstawiają własne ekspertyzy i od lat powtarzają: - Wielkopolska stepowieje. Klimat się ociepla. Jeziora wysychają właśnie dlatego. Nie mamy z tym nic wspólnego.

I zaraz dodają, że we wszystkich odkrywkach i elektrowniach w okolicach Konina zatrudnione są tysiące ludzi. Oni z wydobycia węgla brunatnego żyją. Istnienie kopalni to dla nich kwestia być albo nie być. To prawda - kopalnia i elektrownie to największy pracodawca i podatnik w regionie. Trzeba o tym pamiętać, myśląc o tym problemie.

Granica Wielkopolski i Kujaw przebiega przez Jezioro Wilczyńskie (które też wysycha) i to mniej więcej ona wyznacza linię frontu. W Wielkopolsce kopalnia i zespół Pątnów - Adamów - Konin postrzegane są jako dobry pracodawca i inwestor. Budują infrastrukturę, udzielają się charytatywnie, dają tysiące miejsc pracy. Gdy zapytać o kopalnię w Kleczewie, Wilczynie, Lubstowie i innych miejscowościach, w których żyją górnicy, można w odpowiedzi usłyszeć, że ekoterroryści próbują zablokować cywilizacyjny rozwój.

Kawałek na północ za Wilczynem jest granica województw, miejscowość Wójcin, a zaraz potem Przyjezierze. Gdy tutaj zapytać o to samo, gromy posypią się na władze kopalni. Gdy w okolicach Gaju skończyło mi się paliwo w skuterze, dopchałem go do pierwszych zabudowań. Miejscowy chłop dał mi trochę benzyny i zapytał, co robię. Gdy powiedziałem mu o jeziorach, pokazał tylko na łąkęza domem: - Stawy rybne kiedyś miałem. Wysysają nas zupełnie.
Józef
Nad jezioro, którego już nie ma, zaprowadził mnie Józef Drzazgowski, czyli "Długopis". Wszyscy w Przyjezierzu tak na niego mówią, bo jest wysoki i chudy, więc nawet swój sklep spożywczy nazwał "U Długopisa".

- Zaczęło się jakieś 10 lat temu. Co roku było mniej wody, ale wtedy wszyscy mówili "Wielkopolska stepowieje". Ale jeziora wysychały tylko u nas. Zaczęliśmy szukać przyczyn.

Przez miesiąc mieszkałem nad sklepem "U Długopisa" i fotografowałem okoliczne wysychające jeziora. Plaża, przy której stoi ten sklep, co roku jest szersza. Przyjezierze od tego wysychania aż tonie w melancholii. W ciągu 10 lat woda opadła tutaj o ponad metr, a plaże wydłużyły się nawet trzykrotnie. Pomosty od dawna stoją już na suchym lądzie i zarastają krzakami. Człowiekowi chce się wyć, gdy na nie patrzy. Właściciele ośrodków wczasowych liczą straty i gdy się już doliczą, wystawiają w oknach kartki z napisem "Na sprzedaż". Takich ośrodków z kartkami w oknach jest w Przyjezierzu kilkanaście. Można tu dość tanio kupić całkiem ładny obiekt. Tyle że, kto by chciał kupować ośrodek nad jeziorem, którego co roku jest mniej. - Na początku nie mogłem uwierzyć, że to przez nich - mówi "Długopis". - To przecież prawie 20 km stąd. Potem straciłem złudzenia.

"Długopis" mówi też, że ekologiem stał się z przymusu. Zobaczył, co się dzieje i postanowił działać. Żaden z niego wojujący "zielony". W domu ma zdjęcia z polowań, a na ścianach wiszą łowieckie trofea. O jeziora walczy od kilku lat. Organizuje pikiety, pisze petycje, robi manifestacje. - Człowiek zniszczy samego siebie tylko dlatego, że chce coś mieć. Więc trzeba go przed samym sobą chronić - dodaje.

Plony nasze
Maciej Muzykiewicz jest jednym z tych nielicznych, którzy po wielkopolskiej stronie głośno mówią, że kopalnia działa na szkodę całej okolicy. Muzykiewicz jest rolnikiem w Kopyd-łówku, niewielkiej popegeerowskiej wiosce oddalonej o niecałe 10 kilometrów od skraju odkrywki. Gospodarzy na 500 hektarach.

- Tu za domem mieliśmy na polach kilka oczek wodnych. Pokaże ci. Kalosze niepotrzebne.
Idziemy, a Muzykiewicz opowiada o tym, jak rolnikom trudno jest tu planować przychody. Wysokość plonów w okolicy nie zależy bowiem od tego, czy rok był mokry, czy suchy.

- Im więcej oni wydobywają węgla, tym więcej wody odpompowują. Woda z okolicy spływa więc do odkrywki. A nam marnieją zboża.
W miejscu, w którym kilka lat temu były niewielkie stawy, dziś rosną sięgające piersi krzaki. Muzykiewicz pokazuje mi kolejne oczka wodne, które tak jak odległe o 10 km stąd jezioro Skrzynka, wyschły zupełnie.

Choć jeziora w okolicach Przyjezierza wysychają od 10 lat, to problem jest znany od kilku dekad. W niektórych regionach kraju rolnicy automatycznie otrzymują odszkodowania od kopalni prowadzących wydobycie odkrywkowe w okolicy. Tak jest na przykład w okolicach Bełchatowa. We wschodniej Wielkopolsce o odszkodowania musi starać się każdy rolnik osobiście, przechodząc skomplikowaną procedurę sądową. Niewielu ma dość siły i odwagi wystąpić przeciwko kopalni.

Nowy problem
Ostatnio Józef Drzazgowski i inni ekolodzy odnieśli jedno z pierwszych zwycięstw. Powstanie rurociąg, który przepompuje wodę z odkrywki do jezior, które wysychają. Będzie kosztował 16 mln zł. Połowę tej sumy wyłożą lokalne samorządy (w sumie 11). Swoje dorzuci Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz samorząd województwa wielkopolskiego. Drugą połowę - 8 mln zł wyłoży kopalnia, która nadal utrzymuje, że ze sprawą wysychania jezior nie ma nic wspólnego.

W maju 2010 roku KWB "Konin" uruchomiła nową odkrywkę Tomisławice, znajdującą się tylko 5 km od jeziora Gopło. Pod koniec czerwca Komisja Europejska uznała, że nowa inwestycja narusza prawo unijne, w tym dyrektywę siedliskową, a jej realizacja zagraża trzem obszarom Natura 2000: Ostoja Nadgoplańska, jezioro Gopło oraz Dolina Środkowej Wisły. Władze kopalni uznały, że dane, na podstawie których komisja wydała decyzję, były nierzetelne.

"Nie mamy najmniejszego zamiaru zatrzymywać odkrywki Tomisławice" - poinformował w specjalnym oświadczeniu prezes zarządu kopalni Sławomir Mazurek.

Władze i mieszkańcy miejscowości położonych nad Gopłem przygotowują się do protestów.

Wernisaż wystawy w Starym browarze
Wystawę fotografii "Nie ma jeziora" będzie można oglądać w dniach 15-28 listopada na Dziedzińcu Sztuki Starego Browaru (od ulicy Ratajczaka). Projekt "Nie ma jeziora" powstał przy wsparciu, marszałka województwa wielkopolskiego w ramach stypendium w dziedzinie kultury. "Głos Wielkopolski" jest patronem medialnym wystawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Katastrofa: We wschodniej Wielkopolsce znikają jeziora - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski