Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komorniki: Żeglarze z Chopina utonęli w objęciach

Robert Domżał, Współpraca Tomasz Nyczka
Załoga  "Fryderyka Chopina"  na parkingu pod centrum handlowym w Komornikach
Załoga "Fryderyka Chopina" na parkingu pod centrum handlowym w Komornikach Robert Domżał
Łzy, uściski, wspólne śpiewy, a wszystko to w błysku fleszy i w obecności kamer telewizyjnych. Tak wyglądało rozstanie młodzieży, która uczestniczyła w rejsie żaglowca Fryderyk Chopin. Wczoraj krótko po godz. 11 autokar z uczestnikami rejsu zjawił się w podpoznańskich Komornikach. Żeglarze z Wielkopolski, Szczecina, Gdańska po spotkaniu z kapitanem Krzysztofem Baranowskim, utonęli w objęciach krewnych. Pozostali pojechali do Warszawy.

Rejs żaglowcem "Fryderyk Chopin" w ramach "Szkoły pod Żaglami" miał być dla nich nagrodą za udział w konkursie. Początek nie zapowiadał kłopotów. Jednak na oceanie zerwał się sztorm.
- Żaglowiec wierzgał na silnej, stromej fali - mówi kpt. Baranowski. - Złamał się bukszpryt, który podtrzymuje liny przedniego masztu. Drugi maszt też nie wytrzymał. To, że nie doszło do tragedii, zawdzięczamy tylko kapitanowi, który tak ustawił żaglowiec, że złamany maszt spadł na burtę, a nie na pokład.

Zobacz w serwisie

- Byłam na wachcie, gdy pękły maszty. Wiatr wtedy nie był wcale taki mocny. Nic nie zapowiadało takiego rozwoju wydarzeń - mówi Julia Stalmach z Jastrzębia Zdroju. Jak dodaje Jakub Jeleński, który w tym momencie też był na pokładzie maszt pękł i wyglądał jak zygzak.
Z powrotu do kraju nie są zadowoleni. Mimo że wielu z nich przechodziło w czasie rejsu chorobę morską, woleliby być na żaglowcu.

- Gotowi byliśmy zszywać żagle, sprzątać, pomagać w odbudowie - dodaje Katarzyna Patryniak z Krotoszyna, jedna z trzech wielkopolanek na pokładzie żaglowca.

- Rozstajemy się z osobami, z którymi przeżyliśmy coś szalenie autentycznego. Kiedy już złamały się maszty, nie obawialiśmy się tego, że coś nam się stanie, jak tego, że rejs będzie przerwany. Mieliśmy wspaniałą kadrę oficerską - podkreśla Magda Korowska. - Dzieląc z kimś kajutę o rozmiarach 2 metry na 2 metry, nie można nie zadzierzgnąć silnych więzi - dodaje Kasia Patryniak.
Wzruszeni, ale spokojni byli wczoraj rodzice nastolatków.

- Dopóki młodzież była na morzu, dopóki nie udało się nawiązać kontaktu, był oczywiście niepokój. Ale gdy już wiedzieliśmy, że dotarli na ląd, uspokoiliśmy się. Codziennie zresztą rozmawiałam z córką. Teraz, podobnie jak dzieci, większość rodziców chciałaby, żeby za jakiś czas znów mogły kontynuować rejs - mówi Edyta Patryniak.

W przygotowaniu młodzieży do rejsu swój wkład miał też poznański strażak Dariusz Wojcie-szak. Kiedy byłem w wieku mojego syna, chciałem nawet znaleźć się w"Szkole pod Żaglami". Synowi to się udało. Ja uczestniczyłem w szkoleniu tej młodzieży. Była to naprawdę zdyscyplinowana grupa dzielnych młodych ludzi - mówi Wojcieszak.

Kapitan Baranowski obiecuje kolejne edycje "Szkoły pod Żaglami"

Według kapitana Krzysztofa Baranowskiego, twórcy "Szkoły pod Żaglami", postawienie masztów zajmie stoczni trzy dni.

- Kilka tygodni będzie jednak potrzebnych na założenie olinowania. Mam nadzieję, że uda się wznowić rejs jak najszybciej. Na razie trzeba było jednak zabrać młodzież, bo jak podpowiada doświadczenie, załoga na lądzie rozprzęga się - mówi kapitan.

Jak na razie nie wiadomo, czy żaglowiec będzie remontowany w Anglii, czy powróci do Polski. Druga ewentualność wiąże się z mniejszymi kosztami remontu i, jak mówi Krzysztof Baranowski, armator skłania się właśnie ku drugiej opcji. - Jeśli tak się stanie, to żaglowiec przez ocean poprowadzi dotychczasowa załoga. Młodzi ludzie są świetnie przygotowani do tego zadania.

Jak długo może potrwać powrót do macierzystego portu? Kpt. Baranowski twierdzi, że nawet dwa miesiące. Na razie Polacy czekają jednak na kosztorys, który ma być przygotowany przez angielską stocznię. Kpt. Baranowski planuje jednak nie tylko dokończenie feralnego rejsu. Chce rozpocząć przygotowania do kolejnego. I rozpocząć eliminacje do Szkoły pod Żaglami już w czerwcu.
Podkreśla jednocześnie, że przed wyjściem z portu "Fryderyk Chopin" był całkowicie sprawny.- Jeśli nie uda nam się dokończyć tego rejsu, to przy najbliższej okazji na pewno zabiorę dzieci na inna wyprawę - obiecuje kpt. Baranowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Komorniki: Żeglarze z Chopina utonęli w objęciach - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski