Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura: Zmarły 3-latek był w szpitalu, ale nie na rękach matki

Mateusz Pilarczyk
- Dziecko było w budynku szpitala, ale matka rozmawiając z recepcjonistką nie miała go na rękach - precyzuje prokurator Magdalena Mazur-Prus.
- Dziecko było w budynku szpitala, ale matka rozmawiając z recepcjonistką nie miała go na rękach - precyzuje prokurator Magdalena Mazur-Prus. Grzegorz Dembiński
Rodzicie trzyletniego Mateusza, który zmarł w piątek w mieszkaniu na Jeżycach, byli rano z dzieckiem w szpitalu przy Krysiewicza. Ten fakt potwierdziła w poniedziałek prokuratura. W piątek szpital podawał inną wersję.

"Ktoś" miał przyjść na izbę przyjęć bez dziecka z pytaniem, co należy zrobić w przypadku, gdy 3-latek źle się czuje. Co innego ustaliła prokuratura. W piątek przed godziną 8, z recepcjonistką rozmawiała mama chorego chłopca. Śledczy podają, że była ona w szpitalu razem z ojcem dziecka i 3-letnim Mateuszem. Dziecko mogło więc zostać przebadane.

Pierwsza kontrola ustaliła, że...w szpitalu nie ma śladu po wizycie

- Ojciec z chłopcem na rękach usiadł w miejscu, gdzie oczekują pacjenci - mówi Magdalena Mazur-Prus.

- Dziecko było w budynku szpitala, ale matka rozmawiając z recepcjonistką nie miała go na rękach - precyzuje prokurator Magdalena Mazur-Prus.

Czytaj też:
Nie żyje trzyletni chłopiec. Szpital odesłał dziecko, bo nie było skierowania?

Chłopiec był niepełnosprawny, miał też poważne wady rozwojowe. Ze względu na stan zdrowia dziecko znajdowało się pod stałą opieką specjalistycznych poradni pediatrycznych. 3-latek był już wcześniej leczony w szpitalu przy Krysiewicza.
Teraz prokuratura wyjaśni czy ktoś przyczynił się do śmierci chłopca i czy wpływ na śmierć 3-latka miała sytuacja ze szpitala oraz diagnoza lekarza rodzinnego, który odesłał dziecko do domu.

Sekcja zwłok chłopca nie wyjaśniła przyczyn śmierci. Potrzebne są badania

W piątek rano rodzice zauważają, że stan 3-letniego, niepełnosprawnego Mateusza pogarsza się. Między 7.45 a 8.20 próbowali uzyskać pomoc w izbie przyjęć szpitala dziecięcego przy ul. Krysiewicza. Matka chłopca rozmawiała z recepcjonistką.

- Faktycznie padła wtedy fraza, że potrzebne jest skierowanie od lekarza rodzinnego. Natomiast ta osoba nie była na izbie przyjęć z dzieckiem. Nie doszło do sytuacji odmowy przyjęcia - twierdzi Leszek Sobieski, dyrektor departamentu ochrony zdrowia i przeciwdziałania uzależnieniom Urzędu Marszałkowskiego, któremu podlega szpital Krysiewicza.

Szpital w piątek utrzymywał, że chorego chłopca w ogóle mogło nie być przy Krysiewicza. Ustalenia prokuratury są jednak inne. Na monitoringu widać jak rodzice wchodzą razem z dzieckiem do szpitala. Matka idzie do recepcji, a ojciec siada z chłopcem na krześle.

- Kobieta była bez dziecka, a z jej przekazu wynikało, że stan chłopca nie jest naglący - mówi Tadeusz Owczarzak-Gran, rzecznik szpitala dodając, że na potwierdzenie tych słów szpital ma nagranie z monitoringu i zapis dźwiękowy.

Mateusz zmarł w domu na Jeżycach. Rodzice byli wcześniej w szpitalu i u lekarza rodzinnego. Prokuratura wyjaśniła część nieścisłości

Rodzice wyszli ze szpitala. Po ok. 20 minutach byli już z dzieckiem u lekarza rodzinnego. Lekarz uznał, że Mateusz nie musi trafić do szpitala i nie wypisał skierowania. Dziecko z odpowiednimi zaleceniami zostało odesłane do domu, gdzie zmarło. Pogotowie próbowało reanimować chłopca, który w momencie przyjazdu ratowników już nie żył.

W poniedziałek przeprowadzono sekcję zwłok 3-latka. Nie dała ona jednak odpowiedzi na pytanie, co było bezpośrednią przyczyną zgonu dziecka. Czekać trzeba będzie na wyniki histopatologiczne. Dopiero po nich lekarze będą mogli wyjaśnić, jaka była przyczyna śmierci dziecka.

Szpital odwiedziła wczoraj komisja powołana przez ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Monitoring potwierdził, że chłopiec był w szpitalu. Rodzice pojechali też do lekarza rodzinnego

- Czy rejestratorka powinna wykazać większe zaangażowanie? Takich sytuacji na izbie przyjęć jest "naście" w ciągu pół godziny. Myślę, że nie można mieć do niej zastrzeżeń - mówi Leszek Sobieski, który brał udział w doraźnej kontroli przy Krysiewicza. I dodaje: - To nie jest oskarżenie - rodzice powinni się wykazać większą inwencją. "Dziecko chore, umierające, prosimy pomóc!"

Byliśmy u rodziny chłopca. Nie chciała jednak rozmawiać.

Niezależnie od ustaleń Urzędu Marszałkowskiego i śledztwa, które ma odpowiedzieć na pytanie czy ktoś naraził 3-latka na utratę życia, sprawę wyjaśnia Narodowy Fundusz Zdrowia. Sprawdza on nie tylko szpital, ale także przychodnię lekarza rodzinnego oraz pogotowie.

Dla sprawy kluczowe mogą być wyniki kontroli z przychodni, bo w kilkadziesiąt minut po powrocie od lekarza rodzinnego 3-latek umarł w domu.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski