Trafiła do szpitala ortopedycznego przy ul. 28 Czerwca 1956 r. w Poznaniu, gdzie lekarze zdiagnozowali u niej "skomplikowane uszkodzenie stożka rotatorów" (czyli mięśni odpowiedzialnych za stabilizowanie i ruch w stawie barkowym). Na operację miała czekać trzy lata. O wiele bliższy termin znalazła w szpitalu w Puszczykowie. Z bólem musiała żyć "tylko" pół roku. W październiku 2009 r. przeszła skomplikowaną operację. Nie spodziewała się, że to dopiero początek. Potrzebowała jak najszybszej rehabilitacji. Tymczasem pani Anna nie została zakwalifikowana na publiczne szybkie leczenie, a na prywatne nie było ją stać. Tymczasem nierehabilitowany bark źle się zrósł. Już w styczniu 2010 r. ponownie musiała przejść operację. Jeszcze bardziej skomplikowaną i bolesną. Tym razem chirurdzy musieli połamać nieprawidłowe zrosty. - To wszystko skutek braku pomocy ze strony fizjoterapeutów - skarży się kobieta.
Po drugiej operacji udało jej się dostać na rehabilitację do szpitala w Kowanówku. Jak mówi, pomoc była odpowiednia, ale stanowczo za krótka.
Jednak w październiku 2012 r. ponownie doszło do nieszczęścia. Niegroźny wypadek pani Anny spowodował, że w osłabionym barku kontuzja znów się odnowiła. A to oznacza ponowną wizytę w szpitalu przy ul. 28 Czerwca 1956 r. i kolejne kilkumiesięczne oczekiwanie na rehabilitację.
Pod koniec zeszłego roku Anna Kotecka znów była operowana. - Niestety, termin mojej rehabilitacji wyznaczono dopiero na... 1 grudnia 2016 roku - mówi pacjentka i obawia się, że to nie koniec jej cierpienia. Bo... jak po poprzednich zabiegach nigdzie nie znajdzie bezpłatnej i szybkiej rehabilitacji, np. szpital w Puszczykowie zaoferował jej termin za rok, zaś Kowanówko - za trzy lata.
Problem z długimi kolejkami nie tylko na operacje, ale też na leczenie fizjoterapeutyczne potwierdza doktor Marzena Wiernicka z zakładu kinezyterapii Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu i członek Polskiego Towarzystwa Fizjoterapii. Jak mówi, rehabilitacja pooperacyjna wymagana jest natychmiast.
- Musi być rozpoczęta najpóźniej dwa tygodnie po zabiegu. Potem może okazać się, że efekt operacji będzie żaden - wyjaśnia i dodaje, że powstające szybko usztywnienia często - jak w przypadku pani Anny - trzeba złamać i ponownie operować.
Dr Wiernicka przyznaje, że rzadko słyszy o terminowym podjęciu rehabilitacji. Władze wielkopolskich szpitali przyznają, że niewiele mogą zmienić. Mirosława Kominek, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa Szpitala Rehabilitacyj-no-Kardiologicznego w Kowanówku, tłumaczy, że horrendalnie długie kolejki do rehabilitacji to skutek zbyt małych kontraktów.
Witold Bieleński, dyrektor szpitala przy ul. 28 Czerwca 1956 r., już w tamtym roku tłumaczył, że długi czas oczekiwania na operacje i rehabilitacje wynika z kontraktu podpisanego z NFZ i liczby pacjentów. Jego zdaniem pieniędzy w szpitalach jest za mało.
W czwartek nie chciał rozmawiać o sprawie Anny Koteckiej.
Dyrektorzy innych szpitali są tego samego zdania. Zrzucają winę na Narodowy Fundusz Zdrowia. Ten odbija piłeczkę: - Zarówno Ministerstwo Zdrowia, jak i Narodowy Fundusz Zdrowia pracują nad skróceniem oczekiwania na pomoc medyczną.
NFZ odsyła pacjentów do innych placówek medycznych. - Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej. Tam można sprawdzić placówki, w których oczekiwanie na udzielenie świadczenia jest krótsze - mówi Małgorzata Lipko z wielkopolskiego NFZ-u.
Przy każdej placówce widnieje także numer telefonu, pod który można zadzwonić i upewnić się co do terminu udzielenia świadczenia - tłumaczy Małgorzata Lipko.
Sprawdziliśmy. Strona nie jest zaktualizowana, a najkrótsze termin to... trzy miesiące.
O kolejkach w wielkopolskiej służbie zdrowia "Głos Wielkopolski" pisał już wielokrotnie. " Operacja kolana w Poznaniu: Za siedem lat lub... cztery tysiące!" z 10 lipca 2013 roku: Laura Kubas z Poznania, w kwietniu ubiegłego roku nieszczęśliwie upadła w autobusie komunikacji miejskiej. Uderzyła kolanem o podłogę pojazdu. Diagnoza - rekonstrukcja stawu. W szpitalu ortopedycznym przy ul.28 Czerwca 1956 r. dostała termin na zabieg w… 2020 roku.
"Długie kolejki do specjalistów. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej" z 3 września 2013 roku:
Paweł Makowski spod Poznania w maju zeszłego roku miał wypadek. Mężczyzna przeżył, ale połamał ręce i nogi. W publicznych szpitalach zaproponowano mu termin co najmniej kilkuletni - w Szpitalu Wojewódzkim w Kiekrzu i Szpitalu im. Stefana Dąbrowskiego w Puszczykowie za trzy lata, a w szpitalu przy ul. 28 Czerwca 1956 r. w Poznaniu za... 10 lat.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?