Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Natalia, Ola, Adaś, Bartek i Sebastian kończą cztery lata

Redakcja
Ola, Adaś, Natalka, Bartek i Sebastian zdmuchują świeczki na urodzinowym torcie. Z tyłu starszy brat - Krzyś
Ola, Adaś, Natalka, Bartek i Sebastian zdmuchują świeczki na urodzinowym torcie. Z tyłu starszy brat - Krzyś Andrzej Szozda
To jest szczęście razy pięć, ale i praca razy pięć, a także pięć razy większe wydatki - mówi Edyta Ziemlińska, mama pięcioraczków z Pławiec. O Adasiu, Bartku, Sebastianie, Oli i Natalce, rodzeństwie, które 2 listopada kończy cztery lata, pisze Marta Żbikowska

Edyta wstaje o świcie. Musi wyprawić na zajęcia najstarszego syna Krzysia, zrobić mu śniadanie i kanapki do szkoły. Krzyś chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jest bardzo troskliwym i odpowiedzialnym bratem. Od początku pomagał mamie w zajmowaniu się rodzeństwem. Wprawdzie najpierw tolerował tylko braci, całkowicie ignorując siostry, ale z czasem przekonał się do Oli i Natalki. Dzisiaj Bartek, Sebastian i Adaś wpatrzeni są w starszego brata, jak w obrazek. Najbardziej zadowolenie są, kiedy mama pozwoli im pobawić się Krzysia zabawkami. Adaś przez pół dnia nosi z sobą duży samochód. - To Krzysia - mówi z dumą. Gdy Krzyś jest w szkole, Bartuś tuli się do poduszki brata.

Największa radość jest, jak Krzyś wraca ze szkoły. Najczęściej jeździ po niego mama. Maluchami zajmuje się wtedy babcia, która mieszka tuż obok. Gdy Krzyś przekracza próg domu, trzech chłopców biegnie na jego powitanie. - A kupiłeś mi serniczek? - pyta Adaś. Pięcioraczki, jak wszystkie maluchy, uwielbiają słodycze. Ostatnio zasmakował im sernik, który Krzyś kupuje w automacie na basenie. Krzyś stara się pamiętać o rodzeństwie. Z tornistra wyciąga pięć batoników.

- Na szczęście nasza sąsiadka, odwożąc do szkoły swoją córkę, zabiera także Krzysia, więc od razu mogę zająć się tą bardziej wymagającą piątką - mówi Edyta. Z pięcioraczkami jest co robić. Mycie - razy pięć, ubieranie pięciu par spodenek, pięciu koszulek, bucików. Potem śniadanie, także razy pięć.
- Maluchy mają już cztery latka, więc wiele potrafią zrobić same, ale wiadomo, jak to jest z dziećmi. Wszystko trzeba kontrolować - dodaje mama.

Od czterech lat Edyta z dziećmi spędza całe dnie. O przedszkolu nie myśli. To zbyt duży wydatek.
- Wolę mieć dzieci przy sobie, przynajmniej wtedy wiem, co robią - mówi Edyta. Cała piątka najbardziej słucha mamy. To ona rządzi w domu. Niepozorna, drobna, szczupła kobieta, aż trudno uwierzyć, że to ona zaprowadziła tu żelazną dyscyplinę.

- Męża brat śmieje się, że u nas jest jak w wojsku, a tu po prostu inaczej się nie da - tłumaczy Edyta. - Nie mogę sobie pozwolić, żeby dzieci mnie nie słuchały, żeby jadły czy chodziły spać, kiedy im się podoba. Zwariowałabym chyba albo w ogóle bym nie spała.

- Więcej snu to najbardziej zauważalna korzyść wynikająca z tego, że dzieci rosną - śmieje się Edyta. Był czas, kiedy mama pięcioraczków nie spała prawie w ogóle albo kilka godzin na dobę. Na początku dzieci budziły się w nocy, płakały, jak to niemowlęta. - Zdarzało się, że całą noc je lulałam, bo co jedno zasnęło, to drugie domagało się bliskości mamy - wspomina Edyta. Dzisiaj spanie to już nie problem. Przychodzi godzina 19 i wiadomo, że rozpoczyna się mycie całej piątki. - Doszłam już do takiej wprawy, że zajmuje mi to kilka minut - mówi Edyta. - Najpierw myję chłopców, potem dziewczynki i gotowe. Po myciu wiadomo, że trzeba iść spać.
Maluchy śpią w swoich pokojach. Razem dziewczynki i razem chłopcy. - Zdarza się jednak, że słyszę w nocy drobne tup, tup i do łóżka pakuje mi się Adaś. Zaraz za nim przychodzi Bartek, a jak Sebastian zorientuje się, że jest sam w pokoju, zaraz idzie za braćmi i tak śpimy razem - mówi mama.
Dziewczynki są bardziej samodzielne. W nocy nie opuszczają swoich łóżeczek.

Gdy dzieci kończyły rok, wydawało się, że Bartek i Sebastian to urodzeni przywódcy. Adaś był słabszy, drobniejszy, bardziej chorowity. Po trzech latach wszystko sie zmieniło. To Adaś wiedzie prym wśród rodzeństwa. Najczęściej wyraża swoje zdanie (oczywiście odmienne niż zdanie rodziców), najwięcej broi, najwięcej mówi i ma najbardziej szalone pomysły. Chociaż w pomysłowości wszystkie dzieci mogłyby z sobą konkurować. Do pomocy przy realizacji bardziej skomplikowanych wizji maluchy wzywają starszego brata. W takich sytuacjach Krzyś z wielką radością pomaga rodzeństwu.

- Ostatnio maluchy bawiły się w swoim pokoju. W pewnym momencie zrobiło się podejrzanie cicho - wspomina Edyta. - Poszłam sprawdzić, co się tam dzieje, a mojej piątki nie widać. Wszyscy siedzieli pod wielkim stosem pluszaków.

Adaś jest mistrzem w znajdowaniu słodyczy. Nawet, jeśli w ciągu dnia kilkakrotnie zmienią one miejsce, Adaś je znajdzie. Potrafi dotrzeć w domu już niemal wszędzie. Tylko naprawdę wysokie szafki i półki są dla niego niedostępne.

- Pokój Krzysia muszę zamykać na klucz, bo wystarczy chwila nieuwagi i chłopcy potrafią zrobić tam prawdziwy sajgon - mówi Edyta.

Tata jest bardziej pobłażliwy niż mama, ale potrafi stracić cierpliwość.

Marcin Ziemliński najczęściej wraca z pracy pod wieczór, więc na zabawy z maluchami nie ma wiele czasu. Z jego powrotu cieszą się wszystkie dzieci, ale najbardziej dziewczynki. To córeczki tatusia. Są tylko dwie, więc dla każdej wystarczy kolan i każda może przytulać się do taty w tym samym czasie. Ola i Natalka są mniejsze od braci.

- Najmniejsza Natalka je zdecydowanie najwięcej z całej piątki - przyznaje Edyta. - Nie wiem, gdzie ona wszystko mieści. Zresztą, z jedzeniem dzieci nie mają kłopotów. Cieszę się, że nie wyrosły na niejadków, z którymi trzeba walczyć o zjedzenie każdego kęsa.

Bartek z Sebastianem są podobni, jak dwie krople wody. Obaj mają niebieskie oczy, są podobnego wzrostu, postury. Tak samo się śmieją. Dziewczynki i Adaś mają ciemne oczy, jak mama. Jednak kiedy jedno z nich coś boli, cierpi cała piątka. - Jak jedno stłucze kolano, muszę nakleić pięć plasterków, bo każdego boli - śmieje się Edyta.
Latem dziewczynki dostały od babci wózki dla lalek. Okazało się, że chłopcy też chcą się nimi bawić.
- Pojechaliśmy do sklepu, żeby kupić chłopcom taczki, by też mogli sobie jeździć - wspomina Edyta. - Chłopcy nie chcieli słyszeć o taczkach. Domagali się wózków. Skończyło się tak, że dziewczynki jeździły taczkami, a chłopcy bawią się wózkami.

Wychowywanie pięcioraczków to nie tylko zabawa i radości. To także spore wydatki. Na zimę trzeba im kupić pięć kurtek i pięć par butów. Nie mogą nosić rzeczy po sobie, jak w większości rodzin wielodzietnych, bo wyrastają z nich jednocześnie.

- Na szczęście pomagają nam rodzice chrzestni naszych dzieci, szczególnie Artur Zys i jego żona Kinga. Mamy też znajomą, która ma starsze bliźniaczki, moje córki noszą po nich ubrania - mówi Edyta. - Cieszymy się z każdej pomocy, choć często słyszymy bardzo raniące słowa. Ludziom się wydaje, że cała Polska nam pomaga nie wiadomo, w jakim zakresie.

Rodzina Ziemlińskich utrzymuje się z pensji Marcina, do której dostaje świadczenia rodzinne. Do niedawna gmina wypłacała im 2500 zł zasiłku. Ostatnio ta kwota została zmniejszona do 1500 zł. - Byłam w urzędzie gminy i usłyszałam, żebym wzięła się do pracy, bo nikt mnie nie będzie do końca życia utrzymywał - skarży się Edyta. - Tak, jakbym całe dnie nic nie robiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski