Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostrów: Były europoseł może już spać spokojnie

Marek Weiss
Decyzji sądu przysłuchiwało się kilkudziesięciu zwolenników Tomczaka
Decyzji sądu przysłuchiwało się kilkudziesięciu zwolenników Tomczaka Marek Weiss
Sąd Rejonowy w Ostrowie Wielkopolskim umorzył wczoraj sprawę publicznego znieważenia policjantów przez byłego europosła Witolda Tomczaka sprzed jedenastu lat. Powodem było jej przedawnienie. W czerwcu 1999 roku ówczesny poseł Ligi Polskich Rodzin został zatrzymany nocą za jeżdżenie pod prąd ulicą jednokierunkową w centrum Ostrowa. Odwożąc gości, chciał obejrzeć szkołę, do której chodziła córka jego znajomej. Nie zauważył jednak znaku zakazu wjazdu.

Pech chciał, że po chwili natknął się na policyjny patrol. Interweniujących funkcjonariuszy nazwał palantami. Użył też innych, jeszcze bardziej dosadnych słów, nie zważając na to, że jadą z nim trzej jego małoletni synowie. Odjechał policjantom, ale kilkadziesiąt minut później, wracając już do domu, został zatrzymany przy ulicy Kościuszki. W kajdankach trafił na komendę. Po okazaniu legitymacji poselskiej został zwolniony do domu.

O tym, że ciągnący się latami proces nie zakończy się wyrokiem, wiadomo było już od kilku tygodni. Formalne przedawnienie nastąpiło 4 października 2010 roku, dokładnie 10 lat od dnia, w którym Tomczak złożył pisemne oświadczenie, w którym wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. Wcześniej, przez ponad 15 miesięcy korzystał z faktu, że chronił go immunitet poselski.

W poniedziałek sąd oficjalnie ogłosił zakończenie sprawy. Witolda Tomczaka nie było na sali, podobnie jak na większości poprzednich rozpraw. Przed zamknięciem procesu mogły jeszcze wypowiedzieć się obie strony.

- To swego rodzaju porażka organów państwowych - stwierdził prokurator Maciej Meler.
Obrona przyznała, że to nie tylko porażka, ale nawet klęska. Ale nie z powodu umorzenia, tylko wniesienia tak wadliwego i pełnego sprzeczności aktu oskarżenia.

- Ten akt wyszedł spod ręki prokuratora, który już nie jest prokuratorem. Jak powiedział, odszedł, bo miał dosyć dziadostwa - ripostował mecenas Janusz Wojciechowski.

- Po co było przez 11 lat zajmować się tym, co ktoś powiedział lub nie powiedział do policjantów? Przecież to było sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem - mówił drugi z obrońców Michał Król.

Po wysłuchaniu stron sąd zarządził 15-minutową przerwę. Potem ogłosił umorzenie, wskazując, na podstawie jakich przepisów musiał to zrobić. Przypomniał, że akt oskarżenia został złożony w listopadzie 2001 roku. Przez 9 lat tylko raz rozprawa nie odbyła się z przyczyn leżących po stronie sądu. W każdym innym przypadku powodem odwoływania terminów była nieobecność oskarżonego lub wnioski zgłaszane przez obronę.

Sprawę Tomczaka rozpatrywały trzy składy sędziowskie. Ten ostatni zajmował się nią przez rok. W tym czasie na 9 wyznaczonych rozpraw oskarżony był obecny tylko na dwóch.

- Z przykrością należy stwierdzić, że sąd nie miał możliwości ani szansy merytorycznego ustosunkowania się do całego materiału dowodowego. Świadkowie i sam oskarżony nie podejmowali wezwań lub je podejmowali, ale nie stawiali się na rozprawy. Nie można było skonfrontować ich zeznań z zeznaniami policjantów - powiedziała wczoraj przewodnicząca składu orzekającego sędzia Renata Sztendel.

Od wczorajszej decyzji strony mogą się odwołać do Sądu Okręgowego w Kaliszu w terminie 14 od otrzymania uzasadnienia na piśmie. Kosztami całego, kilkuletniego postępowania postanowiono obciążyć Skarb Państwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski