Pech chciał, że po chwili natknął się na policyjny patrol. Interweniujących funkcjonariuszy nazwał palantami. Użył też innych, jeszcze bardziej dosadnych słów, nie zważając na to, że jadą z nim trzej jego małoletni synowie. Odjechał policjantom, ale kilkadziesiąt minut później, wracając już do domu, został zatrzymany przy ulicy Kościuszki. W kajdankach trafił na komendę. Po okazaniu legitymacji poselskiej został zwolniony do domu.
O tym, że ciągnący się latami proces nie zakończy się wyrokiem, wiadomo było już od kilku tygodni. Formalne przedawnienie nastąpiło 4 października 2010 roku, dokładnie 10 lat od dnia, w którym Tomczak złożył pisemne oświadczenie, w którym wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. Wcześniej, przez ponad 15 miesięcy korzystał z faktu, że chronił go immunitet poselski.
W poniedziałek sąd oficjalnie ogłosił zakończenie sprawy. Witolda Tomczaka nie było na sali, podobnie jak na większości poprzednich rozpraw. Przed zamknięciem procesu mogły jeszcze wypowiedzieć się obie strony.
- To swego rodzaju porażka organów państwowych - stwierdził prokurator Maciej Meler.
Obrona przyznała, że to nie tylko porażka, ale nawet klęska. Ale nie z powodu umorzenia, tylko wniesienia tak wadliwego i pełnego sprzeczności aktu oskarżenia.
- Ten akt wyszedł spod ręki prokuratora, który już nie jest prokuratorem. Jak powiedział, odszedł, bo miał dosyć dziadostwa - ripostował mecenas Janusz Wojciechowski.
- Po co było przez 11 lat zajmować się tym, co ktoś powiedział lub nie powiedział do policjantów? Przecież to było sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem - mówił drugi z obrońców Michał Król.
Po wysłuchaniu stron sąd zarządził 15-minutową przerwę. Potem ogłosił umorzenie, wskazując, na podstawie jakich przepisów musiał to zrobić. Przypomniał, że akt oskarżenia został złożony w listopadzie 2001 roku. Przez 9 lat tylko raz rozprawa nie odbyła się z przyczyn leżących po stronie sądu. W każdym innym przypadku powodem odwoływania terminów była nieobecność oskarżonego lub wnioski zgłaszane przez obronę.
Sprawę Tomczaka rozpatrywały trzy składy sędziowskie. Ten ostatni zajmował się nią przez rok. W tym czasie na 9 wyznaczonych rozpraw oskarżony był obecny tylko na dwóch.
- Z przykrością należy stwierdzić, że sąd nie miał możliwości ani szansy merytorycznego ustosunkowania się do całego materiału dowodowego. Świadkowie i sam oskarżony nie podejmowali wezwań lub je podejmowali, ale nie stawiali się na rozprawy. Nie można było skonfrontować ich zeznań z zeznaniami policjantów - powiedziała wczoraj przewodnicząca składu orzekającego sędzia Renata Sztendel.
Od wczorajszej decyzji strony mogą się odwołać do Sądu Okręgowego w Kaliszu w terminie 14 od otrzymania uzasadnienia na piśmie. Kosztami całego, kilkuletniego postępowania postanowiono obciążyć Skarb Państwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?