Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inwestycje tak! Ale nie u nas

Piotr Talaga
Któż z nas nie jest zwolennikiem inwestycji, które tworzą miejsca pracy, poprawiają standard życia? Odpowiedź jest tylko z pozoru oczywista. Faktycznie, w rzeczywistości większość jest za inwestycjami, ale pod warunkiem, że nie powstaną one za naszym płotem.

W tych dniach wybuchł konflikt między mieszkającymi przy ulicy Wilczak a władzami spółdzielni mieszkaniowej, która zamierzała część okolicznego terenu przeznaczyć pod budowę nowych mieszkań. Spotkanie zwaśnionych stron nie przyniosło porozumienia. Argumenty, że dzięki sprzedaży nowych mieszkań poprawi się kondycja spółdzielni, spółdzielców nie przekonały. Mieszkańcy zdecydowanie są przeciwni budowie domów, ponieważ w ich ocenie spowoduje to (między innymi) dodatkowe komplikacje komunikacyjne.

Gdyby się zastanowić, to zdecydowana wiekszość planowanych inwestycji - czy to budowa dróg, czy tylko zmiana organizacji ruchu, czy postawienie jakiegokolwiek budynku, przez wiekszość uznawana nie tylko za pożyteczną, ale niejednokrotnie za niezbędną - natrafia na mur solidarnie protestujących. Powszechność zachowań partykularnych świadczy o tym, że nie dorośliśmy do miana społeczeństwa solidarnego.
Kilka miesięcy temu pracując nad książką "Oni tworzyli Solidarność" miałem okazję rozmawiać między innymi z Andrzejem Porawskim, który był jednym z delegatów na I Krajowy Zjazd NSZZ Solidarność w 1981 roku. Mówił mi wówczas, że podczas tego zjazdu udało się określić przyszły ład społeczny w kilku sferach życia. W wielu przypadkach ówczesne cele udało się wprowadzić po 1989 roku. Niestety, w jego ocenie, tzw. ładu społecznego, który określano wówczas jako "Solidarne społeczeństwo", nie udało nam się zrealizować.

Trudno się z tym nie zgodzić. Faktycznie, solidarni jesteśmy tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, jak na przykład powódź (i to też nie wszyscy). Praktycznie w naszej świadomości nie istnieje natomiast poczucie dobra wspólnego. W zamian dominuje egoizm i partykularyzm.

Jak w każdej sprawie nie można generalizować. Jest niezmiernie dużo przypadków inwestycji, których skutki są szkodliwe. Budowane są na przykład osiedla bez infrastrukury technicznej (np. dróg, kanalizacji) i społecznej (placówki oświatowe, ośrodki zdrowia). W takich przypadkach interwencje lokalnych społeczności są wręcz potrzebne. W wielu przypadkach protesty sprowadzają się jednak do prostego "nie, bo nie".

Dziś mało kto pamięta, że na przykład jedna z największych i najważniejszych inwestycji drogowych Poznania przez kilka lat była blokowana przez lokalną społeczność. Decydowały o tym "interesy" niektórych okolicznych mieszkańców. Na szczęście w końcu udało sięprzebudować ulicę Głogow-ską. Są jednak przykłady, że wiele z ważnych dla ogółu przedsięwzięć jest przez mniejszość skutecznie zablokowana.

Cóż, tacy już jesteśmy, że starym mieszkańcom nie podobają się nowi, stanowią dla nich zagrożenie ich żywotnych interesów! Paradoks polega na tym, że wcale nie musi upłynąć dużo czasu, by ci nowi zaczęli myśleć jak starzy i gorąco protestować.

Ile musi upłynąć czasu, byśmy jako społeczeństwo zaczęli inaczej patrzeć na naturalny rozwój naszego najbliższego otoczenia, dzielnicy, miasta czy regionu? Czy w ogóle jest szansa na taką zmianę mentalności? Może już zawsze będziemy hamulcowymi?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Inwestycje tak! Ale nie u nas - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski