Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Poznań: Tak źle dawno nie było

Maciej Lehmann
Manuel Arboleda często dawał się ogrywać przez  ruchliwych piłkarzy GKS Bełchatów
Manuel Arboleda często dawał się ogrywać przez ruchliwych piłkarzy GKS Bełchatów fot. Krzysztof Szymczak
Siedem meczów, aż jedenaście punktów straty do lidera (!), dopiero dwunasta pozycja w tabeli, tuż nad znajdującym się na miejscu spadkowym Śląskiem! Taki jest bilans mistrza Polski w ekstraklasie. Lech ustępuje beznadziejnie grającej Wiśle i fatalnie spisującej się Legii. Tak źle już dawno nie było.

Trudno zrozumieć, dlaczego zespół, który wygrywa z Salzburgiem i remisuje z Juventusem, w lidze nie radzi sobie z takimi przeciętniakami jak GKS Bełchatów. Przecież tej drużynie latem "wyrwano" wszystkie zęby trzonowe. Nie było Pietrasiaka, Wróbla, Rachwała, Cetnarskiego, Barana. A dopiero w końcówce wszedł na boisko Nowak. Przegrana z taką ekipą to policzek dla wszystkich, którzy w czwartek tak znakomicie potrafili dopingować Lecha i by zdobyć bilet na sportowe otwarcie stadionu, czekali nawet dziesięć godzin w kolejkach przed kasami.

Trener Jacek Zieliński po drugiej zadziwiającej ligowej klęsce, powinien wreszcie walnąć pięścią w stół albo sam mocno uderzyć się w piersi. Tak słabo w ligowych rozgrywkach Lech nie może dłużej grać. Wszyscy cieszymy się ze zdobytych w tym roku punktów do europejskiego rankingu, ale mogą być one zupełnie niepotrzebne, jeśli naszej drużynie nie uda się zakwalifikować do pucharów. A na razie drogi do Europy nie widać nawet na horyzoncie.

Wczorajsze spotkanie w Bełchatowie było niemal kopią tego sprzed tygodnia w Warszawie. O ile jednak na stadionie Legii Kolejorz prezentował się w miarę dobrze chociaż do przerwy, o tyle na obiekcie przy Sportowej przez 90 minut obserwowaliśmy żałosne próby przedarcia się na połowę rywali.

Zupełnie nie funkcjonowały skrzydła. Sławomir Peszko sprawiał wrażenie, jakby myślami był poza boiskiem. Efektem tego braku koncentracji były liczne straty. Pomocnik Lecha przegrywał niemal każdy pojedynek z rywalami. Przebywał na boisku blisko 70 minut i miał tylko jedno udane zagranie. W 24. minucie wyłuskał piłkę na połowie GKS, szybko podał do Rudnevsa, który jednak zbyt daleko wypuścił sobie piłkę i Marcin Drzymot sprzątnął mu ją sprzed nosa. Niechciany w Lechu Drzymont na tle naszych obrońców wyróżniał się spokojem i pewnością. Grał twardo, nie ustępował szybkością i zwrotnością napastnikom Lecha, a jego interwencje wielokrotnie nagradzane były brawami. Poprawnie spisywał się też Zlatko Tanevski, który był podwójnie zmotywowany w tym spotkaniu. I pokazał, że jest mocnym punktem defensywy GKS. Waleczności nie można było też odmówić dwóm młodym lechitom Jackowi Kiełbowi oraz Kamilowi Drygasowi. Ale od piłkarzy drużyny mistrza Polski trzeba wymagać dużo więcej niż tylko ambicji. Tymczasem dla lechitów wymiana kilku celnych podań w środku pola wydawała się niewykonalnym zadaniem. Zagrożenie dla bramki GKS stanowiły tylko indywidualne akcje. Kiedy w 13. minucie Semir Stilić ładnie zagrał do wychodzącego na czystą pozycję Artjomsa Rudnevsa, a napastnik Lecha strzelił tak, że Sapela z najwyższym trudem wybił piłkę na róg, wydawało się, że Lech będzie kontrolował sytuację na boisku. Lecz im dłużej trwał mecz, tym gorzej grał zespół, prowadzony po raz drugi przez asystenta Jacka Zielińskiego - Ryszarda Kuźmę. Pierwszy trener odbywał karę i dyrygował zespołem z trybun. W Bełchatowie Zieliński usiadł obok... wysłannika Manchesteru City Johna Starsa. Obaj panowie szybko się rozpoznali, wymienili grzecznościowe zdania, ale potem zadowolony był tylko Anglik...

Kiedy gospodarze zrozumieli, że Lech nie ma tego dnia czym straszyć, zagrali odważniej i z dużą determinacją. W 35. minucie Łukasz Bocian odebrał piłkę Siergiejowi Kriwcowi i zdecydował się na natychmiastowy strzał. Piłka o kilkadziesiąt centymetrów minęła spojenie bramki Lecha. W przedłużonym czasie pierwszej połowy piłkarze Bełchatowa powinni strzelić gola. Zaatakował prawą stroną Marcus da Silva, podciągnął pod pole karne gości, ale zbyt mocno dośrodkował i Grzegorz Poźniak nie sięgnął piłki.

W drugiej połowie grała już tylko jedna drużyna - GKS. Zespół Lecha po raz drugi bowiem kompletnie rozsypał się po przerwie. Zamiast wykorzystać swoją przewagę techniczną, zaczął grać górą, bez ładu i planu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 48. minucie Da Silva odebrał piłkę Manuelowi Arboledzie i zagrał wzdłuż bramki Lecha. Maciejowi Małkowskiemu do szczęścia zabrakło milimetrów. Chwilę później da Silva zapoczątkował kolejną groźną akcję bełchatowian. Zagrał płasko do Macieja Małkowskiego, który z rogu wychodził sam na sam z bramkarzem Lecha, minął Jasmina Buricia, ale nie zdołał celnie strzelić na bramkę. Udało mu się jednak dośrodkować, ale strzał da Silvy po koźle był zupełnie nieudany.

Rozstrzygająca okazała się 62. minuta. Bartosz Bosacki, naciskany przez Grzegorza Kuświka, zagrał głową w kierunku Jasmina Buricia, ale piłka przeturlała się jeszcze po nodze obrońcy Lecha. Sędzia Hubert Siejewicz uznał, że to było celowe zagranie do bramkarza i podyktował wolnego pośredniego. Piłkę na dwunastym metrze ustawili bełchatowianie, a wszyscy piłkarze Lecha stanęli w bramce. Maciej Małkowski czubkiem buta zagrał krótko do Jacka Popka, spóźnił się z interwencją Jasmin Burić i piłka po strzale kapitana PGE GKS trafiła w okienko!

Lech odpowiedział tylko strzałami Kriwca i Wichniarka. Dużo lepsze okazje mieli gospodarze. W 69. minucie po podaniu Macieja Małkowskiego z dziecinną łatwością Grzegorz Kuświk ograł Manuela Arboledę, ale strzelił obok bramki Lecha. W ostatnich sekundach meczu po dwójkowej akcji z Maciejem Małkowskim głową strzelił Grzegorz Kuświk, a wyciągnięty jak struna Burić z trudem wybił piłkę.

Bramka: Popek 63.
Widzów: 5000. Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).
GKS: Sapela - TanevskiI, DrzymontI, Lacić, Popek - da Silva, Gol (82. Fonfara), BocianI, Poźniak I(85. Nowak), Małkowski - Żewłakow (55. Kuświk). Trener Maciej Bartoszek
Lech: Burić - Kikut, Bosacki, ArboledaI, Henriquez - Peszko (67. Tshibamba), Kriwiec, Stilić, Drygas, Henriquez, Kiełb (83. Gancarczyk) - Rudnevs (67. Wichniarek). Trener Ryszard Kuźma

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lech Poznań: Tak źle dawno nie było - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski