Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moon Over Bułgarska Street, czyli stadion otwarty!

Marcin Kostaszuk
Finałowy pokaz (zsynchronizowanych z muzyką) fajerwerków rozpoczął się po godzinie 23
Finałowy pokaz (zsynchronizowanych z muzyką) fajerwerków rozpoczął się po godzinie 23 Sławomir Seidler
W 99 przypadkach na sto koncert jest zubożoną wersją dopieszczonej w sterylnym studio nagraniowym płyty. Dzięki orkiestrowej formule występ Stinga był więc jedyną szansą na sto, by posłuchać jego hitów w pełnej instrumentalnej krasie. Ale filharmonia też była niezwykła - na 30 tysięcy widzów...

Dandys i filharmonicy

Zestawienie wspomnianego pomysłu z jego wykonawcą było logiczne: to na jego płytach w latach 80. testowało się pierwsze odtwarzacze CD, by z perwersyjną rozkoszą dosłuchiwać się jakiegoś dziwnego instrumentu brzęczącego na czwartym planie. Po rozstaniu z The Police Sting postawił bowiem właśnie na wysoką jakość i wyrobione ucho niekoniecznie najmłodszych słuchaczy. Teraz, gdy ówcześni trzydziestolatkowie zbliżyli się wraz ze swym idolem do piątego i szóstego krzyżyka, filharmoniczny frak dla nowych piosenek stał się eksperymentem skazanym na sukces i akceptację. Pod jednym wszak warunkiem - że nie zawiedzie głos 58-letniego wokalisty, bezdyskusyjnie najważniejszy instrument tej orkiestry.

Gdy wychodził na scenę, słupki rtęci w termometrach zatrzymywały się bliżej 10 niż 20 stopni, toteż widok jego gołej szyi (ubranego trochę w dandysowskim stylu), napawał niepokojem. Niepotrzebnie - już w otwierającym koncert "If I Ever Lose My Faith In You" bez problemu "chwycił" najwyższe nuty w refrenie, by po kilkunastu minutach ciemną, melancholijną barwą jeszcze bardziej uwypuklić światło czerwonej latarni, świecącej nad bohaterką tekstu "Roxanne". Może to ryzykowny komplement, ale przez cały koncert głos Stinga brzmiał równie znakomicie jak na płytach - chwile improwizacji upewniły jednak widzów, że nikt tu nikogo nie robi w... playback.

Dyrygent baletmistrz

Około godz. 22 na niewielkim skrawku nieba ograniczonym prostokątnym oknem w dachu stadionu przy Bułgarskiej zabłysnął zbliżający się do pełni księżyc. 400 milionów kilometrów pod nim Sting zaintonował najbardziej adekwatny do tej pory utwór "Moon Over Bourbon Street", który z jazzującej ballady zmienił się w soundtrack do filmu grozy, a jego wykonawca w rolę wampira, czającego się w mrocznej uliczce na niewinną ofiarę. Było w tym trochę muzycznego żartu, podobnie jak w stylizowanym na symfoniczne... country "This Cowboy Song" czy w odwołującym się do punkowych lat 70. "Next To You". Nie są to najwybitniejsze osiągnięcia Stinga, ale na koncercie spełniły ważną rolę, przełamując dłuższe fragmenty w jednorodnym charakterze. O to, by słuchacze mieli także na co popatrzeć, bardziej od gwiazdy wieczoru zadbał dyrygent Steven Mercurio, którego popisy z batutą przypominały raczej skomplikowany układ baletowy, aniżeli pracę dyrygenta.

Z innych elementów wizualnych wypada wspomnieć o oprawie świetlnej, która nie ograniczała się do scenicznych reflektorów. Niemal każdy utwór powodował zmianę koloru świetlnej aranżacji membrany dachu stadionu: czerwonej przy bossanovie "All Would Envy", niebieskiej przy "Mad About You" czy zielono-niebieskiej podczas "King Of Pain".

O zimnej wojnie po polsku

Ze studyjnego albumu "Symphonicities" Sting zaprezentował 10 z 12 kompozycji, co zapełniło jednak tylko jedną trzecią repertuaru. Osłuchani z płytą słuchacze czekali zatem niecierpliwie na inne kompozycje w nowej aranżacji. Zaskoczenia nie było: na początku lat 80. The Police zapewne nie przewidywali takiej instrumentacji "King Of Pain" i "Every Breath You Take", ale jak się okazało, najlepsze piosenki brzmią dobrze, nawet gdy gra się je na grzebieniu, jak i na wielkiej orkiestrze. Pierwszy z wymienionych utworów po raz pierwszy poderwał widzów do słuchania na stojąco (a także w niewytłumaczalny sposób wywołał miganie wyłączonych dotąd stadionowych telebimów), drugi zamknął zasłużoną owacją zasadniczą część koncertu. Udziwniona była nowa wersja "Russians", którą Sting wzbogacił o jedyną tego wieczoru zapowiedź po polsku: "Jest to piosenka o zimnej wojnie".

Najbardziej ekspresyjnie i tanecznie zrobiło się przy "Desert Rose", w którym oprócz swojej partii wokalnej Sting musiał również zaśpiewać za Algierczyka Cheba Mamiego, z którym nagrał ów hit. Duetów jednak nie zabrakło, a ozdobą koncertu był śpiewny dialog eks-Policjanta z blondwłosą wokalistką Jo Lawry, w zabarwionej irlandzkim folklorem "My Ain True Love", zakończonym zakakującą partią werbli. To była jedna z kilku bardzo udanych ballad: ciepło powitano "Shape Of My Heart" i "Fields Of Gold", ale naprawdę mistycznie zrobiło się dopiero podczas przypominającej o naszej kruchości "Fragile".

Akustyka na czwórkę

Stadion na szczęście się nie skruszył, choć takie brawa, jak po tym utworze, mogły wywołać jego drżenie. Akustyczne walory obiektu okazały się dobre: po początkowych problemach podczas występu Inddion Bravos i Anny Marii Jopek, dźwięk na Stingu brzmiał dobrze, choć niekrystalicznie, a w niektórych utworach drugiej części wydawało się, że wyższe nuty wywołują jakieś niepokojące trzaski między mikrofonami, a głośnikami. Zadowoleni mogli być widzowie siedzący na wprost sceny, zwłaszcza na niższych piętrach trybuny I. Słuchacze na najwyższych kondygnacjach trochę narzekali na brzmienie "jak z grundiga" , ale inżynierom dźwięku nie udało się dogodzić wszystkim jednocześnie. Stadion Miejski egzamin akustyczny zdał - na czwórkę z małym plusem.

Z mieniącego się na niebiesko kolosa wychodziliśmy dumni nie tylko z nowej, świeckiej świątyni, ale też z faktu, że można na nim organizować z powodzeniem imprezy nie tylko sportowe. Przekonał nas o tym facet, który zaczynał od ascetycznego trio przemieszczającego się na koncerty zdezelowanym osobowym autkiem, a dziś gra z zespołem mieszczącym się z trudnością w dwóch autokarach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Moon Over Bułgarska Street, czyli stadion otwarty! - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski