Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkopolska ruszyła na grzyby

Mateusz Pilarczyk
– Apetyt na grzyby jest duży – mówi pan Jarosław z Piotrowa
– Apetyt na grzyby jest duży – mówi pan Jarosław z Piotrowa fot. Marcin Pomianowski
Miniony weekend pokazał, że jesień się już zbliża. W lasach całego regionu zaroiło się od grzybów, a pierwsze łebki, które przebiły się przez runo, zwabiły tysiące grzybiarzy. Natychmiast przy drogach pojawiły się małe stragany, na których można kupić między innymi borowiki i podgrzybki.

- Osobiście nie chodzę na grzyby, ale mamy członka rodziny, który robi za czterech grzybiarzy. W tym sezonie najwięcej grzybów jest w okolicach Gogolic, gdzie był prawdziwy wysyp kurek i kozaków - zdradza pracownica podpilskiego nadleśnictwa Potrzebowice, które położone jest w Puszczy Noteckiej - Wielkopolskim raju grzybiarzy. Właśnie tam najłatwiej spotkać amatorów leśnych spacerów z nożem w ręku.

W sobotę od bladego świtu zbieracze samochodami, pociągami, a miejscowi - rowerami i motocyklami ruszyli do Puszczy Noteckiej. Tuż po dziesiątej trójka młodych ludzi pod stacją kolejową w Mokrzu była już po grzybobraniu. Jego efekty? Raczej mało imponujące, wyjaśniali to tym, że wiaderko z prawdziwkami "zgubiło się" w lesie. Za to półlitrówka była już niemal pusta, więc grzybobranie uważali za udane. Dwie panie, które w las wyruszyły "bez dopalaczy", po dwóch godzinach niemal zapełniły spore kosze.

A w nich znalazły się prawdziwki i podgrzybki, zwane popularnie czarnymi łebkami, których w puszy jest najwięcej. Zdarzają się też koźlarze, jest trochę maślaków i kurek. Niewprawni grzybiarze muszą jednak uważać. W lasach jest wiele "szatanów", czyli fachowo goryczaków żółciowych, które z powodzeniem podszywają się pod prawdziwki. Te niejadalne grzyby od smacznych prawdziwków odróżnimy po różowawym zabarwieniu spodu kapelusza.

Grzyby obrodziły, ale i grzybiarze dopisali, dlatego też przy poszukiwaniach często zdarza się, że zamiast dorodnego borowika znajdziemy jedynie ślad po nim. Dzieje się tak, ponieważ do Puszczy zjeżdżają grzybiarze z całej Polski. Starszy mężczyzna, spotkany w koło Mokrza, przyjechał aż z Wieliczki. A niektórzy "turyści" chcą zarobić.

Kiedy w puszczy zaczyna się wysyp, to plac przy dworcu w Miałach zamienia się w grzybowe targowisko. Zbieracze sprzedają hurtownikom i tym pechowcom, którym nie udało się zapełnić koszy. O cenach grzybów (różniących się od tych na poznańskich targowiskach) informują również kartki na płotach posesji. Prawdziwek cały - 14 złotych. Prawdziwek seledyn (o seledynowych spodach kapeluszy) - 6 zł. Kilogram kurek - 9 złotych, a cena podgrzybków spadła z 5 do 4 złotych. Wiadomo - rozpoczął się wysyp, a dla mieszkańców puszczańskich miejscowości - okazja do załatania domowego budżetu. Dzienny zarobek rodziny zbieraczy może sięgać nawet 200-300 złotych.

Nie trzeba jednak jechać do serca Puszczy Noteckiej, aby znaleźć grzyby. Stoiska z tym smacznym towarem pojawiły się już między innymi na trasie Wronki - Obrzycko, Wronki - Krucz. Przydrożne stragany wyglądają jednak skromniej niż w zeszłym roku. Grzybiarze potwierdzają, że tegoroczne zbiory są zdecydowanie słabsze od poprzednich, zaznaczają przy tym, że w tym sezonie jest więcej borowików.

- Noce są zdecydowanie za zimne - może jeszcze we wrześniu będzie trochę cieplej, więc jest szansa na wysyp grzybów. A apetyt na grzyby jest duży - kupują u nas ludzie z Poznania, Obornik, czasem nawet z dalej położonych miejscowości - mówi pan Jarosław z Piotrowa, który sprzedaje grzyby na trasie Obrzycko - Wronki. Cena koszyczka borowików to 20 zł, a za podgrzybki zapłacimy 10 zł.

Niezadowoleni mogą być miłośnicy grzybów z okolic Leszna. Na leszczyńskim targowisku jedynie w dwóch miejscach można je kupić i są to tylko kur-ki. Innych nie ma w ogóle. Cena pudełeczka to 10 złotych. W leszczyńskich lasach jest niewiele grzybów, bo w ogóle nie widać grzybiarzy na trasie Leszno - Rydzyna, gdzie zazwyczaj jest ich sporo.

W rejonie Konina najwięcej grzybów można znaleźć w lasach w południowej części powiatu oraz w okolicach Ślesina. Zbieracze znajdują głównie koźlarze, prawdziwki, sowy, podgrzybki, a na opieńki miodowe trzeba jeszcze poczekać kilka tygodni. Szczęście nie dopisało za to Tomaszowi Kwiatkowskiemu, który wybrał się na grzyby w lasy złotogórskie pod Koninem.

- Niestety, znalazłem tylko dwie sowy, coś tam na kolację będzie. Innych grzybów brak. Po poprzewracanych "trujakach" widać, ze szukających jest wielu. Znajomi namawiają mnie na wyjazd w okolice Powidza, tam podobno są podgrzybki - mówi Tomasz Kwiatkowski.
Czas grzybobrania to też tygodnie wzmożonej pracy dla leśniczych.

- Największe problemy mamy z grzybiarzami jeżdżącymi po lesie samochodami. Apelujemy, aby auta zostawiać na specjalnych parkingach - mówi Krzysztof Mrotek, Nadleśniczy Konińskiego Nadleśnictwa. - Nie zbierajmy grzybów, których nie znamy. Jeśli nie jesteśmy pewni, czy grzyb jest jadalny zostawmy go, to jest jego środowisko naturalne - przestrzega nadleśniczy.
Współpraca: BAS, SOB, KAD, ANT, EA, DB, RAD

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski