18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez gadżetów jak bez tlenu

Jacek Sobczyński
Słowo "gadżet" nie jest już na miejscu - urządzenia elektroniczne weszły do codziennego użytku na stałe niczym samochody czy zegarki
Słowo "gadżet" nie jest już na miejscu - urządzenia elektroniczne weszły do codziennego użytku na stałe niczym samochody czy zegarki Archiwum
Od walkmana do iPhone'a, czyli krótka historia nowinek technologicznych nad Wisłą. O tym, czym szpanowaliśmy kilkanaście lat temu, a czym lansujemy się dziś - pisze Jacek Sobczyński.

Gdy w 1962 roku na ekrany kin trafił "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego, co bardziej spragnionym gadżetów widzom ślinka ciekła na widok tego, czym otaczał się bohater, grany przez Leona Niemczyka. Pal licho piękna żona - dziennikarz Andrzej jechał na wakacje na Mazurach nowiutkim peugeotem z radiem (!), by popłynąć w rejs wynajętym jachtem (!!!). Przypominam, mówimy o czasach, gdy dla lwiej części Polaków gadżetem na miarę dzisiejszego iPhone'a była tabliczka czekolady.

Tym niemniej prawdziwy okres gadżetowego szału trafił nad Wisłę wraz z upadkiem poprzedniego ustroju. Co było pierwsze? Prawdopodobnie walkman. Co prawda już kilka, a nawet kilkadziesiąt lat wcześniej na ulicach i plażach można było spotkać modnych mężczyzn, dumnie dźwigających dudniące tranzystory (tu przypomina się słynna scena z "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz" Barei), ale dzięki małemu odtwarzaczowi kaset po raz pierwszy mogliśmy posłuchać muzyki, nie wkurzając przy okazji przechodzących obok ludzi. Walkmany pojawiły się w szerszym obiegu na początku lat 90., energię z baterii pożerały niczym stonka liście ziemniaków, a mimo to każdy chciał je mieć. Pospolite egzemplarze posiadały w pakiecie parę słuchawek nausznych, zazwyczaj obłożonych paskudną, łatwo drącą się gąbką. Oczywiście mówimy tu o modelach zagranicznych.

W 1987 roku na polski rynek trafiła rodzima odmiana walkmana, odtwarzacz o swojskiej nazwie Kajtek, produkowany przez Zakłady Radiowe im. Marcina Kasprzaka. Moda na Kajtki wytrzymała ledwie trzy sezony, kiedy jego miejsce zajęły "Soniarze", "Filipsy" i "Pasikoniki" - czyli oczywiście walkmany firmy Sony, Philips i Panasonic. Plus legendarna firma Casio, produkująca gadżety dla młodszych. Każdy małolat chciał mieć wówczas zarówno wielofunkcyjny kalkulator tej japońskiej firmy, jak i wyposażony w 16 melodii zegarek. Dzieci były zachwycone, ich nauczycielki - nieco mniej. Dużą popularnością cieszyły się w pierwszej połowie lat 90. kieszonkowe gry elektroniczne. Najczęściej grało się w "Tetris" i różne mutacje gier sportowych, choć trafiały się droższe modele z większą liczbą programów w pamięci.

Sprawna łączność i przepływ informacji to warunek powodzenia Twojej firmy" - głosiło dumnie reklamowe hasło analogowej sieci Centertel, pierwszej, która oferowała Polakom telefony komórkowe. Centertel ruszył w 1992 roku, a wraz z nim do banków ruszyła spora liczba młodych yuppies, chcących wyłożyć każde pieniądze za nowy cud techniki. Mało kto pamięta, że pierwsze komórki były koszmarnie drogie - ich ceny wahały się w okolicach 40 milionów złotych (oczywiście "na stare"). Potem wystarczyło wyłożyć jeszcze 500 dolarów za przyłączenie do sieci, około 500 tysięcy (50 zł) miesięcznego abonamentu, plus opłaty za wszystkie przegadane minuty (za rozmowy płaciło się oddzielnie, do tego z minutowym naliczeniem).

A Polacy dzwonili namiętnie, zwłaszcza przebywając w towarzystwie. Pokusa chwalenia się komórką była ogromna, niestety ówczesnym gadżeciarzom miny rzedły z reguły przy otwarciu pierwszego rachunku za telefon. O tym opowiadała zresztą piosenka "Telefon komórkowy" rap-metalowej formacji Sto Procent Bawełny. Kto nie pamięta tekstu, może bez problemu znaleźć utwór w odmętach Sieci.

Bezsprzeczną wadą pierwszych komórek była ich wielkość. Powiedzmy sobie szczerze - najstarszymi modelami Nokii czy Alcatela bardzo łatwo było interlokutora po prostu zabić. Kto nie chciał nosić w torbie telefonu o gabarytach cegłówki, ten mógł przerzucić się na pager, malutki gadżet, służący do wysyłania krótkich wiadomości tekstowych. Lekkie i poręczne pagery znikły jednak z rynku szybciej, niż się pojawiły. W końcu w drugiej połowie lat 90. zaczęły pojawiać się telefony z możliwością wysyłania SMS-ów. I tak rozpętało się szaleństwo.

Dzięki tańszym kosztom użytkownicy (zwłaszcza młodzież) esemesowała gęsto i namiętnie. "Uprasza się o nie używanie telefonów komórkowych na terenie liceum" - grzmiała dyrektorka "mojego" ogólniaka przez szkolny radiowęzeł. Nieco bardziej postępowa i wyrozumiała okazała się wychowawczyni, która podczas jednego z zebrań przyznała, że dobrze - niech już uczniowie wysyłają SMS-y pod ławką, tylko, na litość boską, byle nie gadali na lekcji! I tak na przełomie wieków modny nastolatek był już wyposażony w obowiązkową komórkę i discmana (w niepamięć odeszły sędziwe walkmany).

Spora zmiana w gadżeciarskiej technologii dokonała się na przełomie dekad. Do tej pory każdy gadżet musiał być przeznaczony do czego innego - walkman do słuchania, komórka do rozmów, zegarek do wyświetlania czasu (lub podliczania na kalkulatorze), a pager do wysyłania wiadomości. Od początku bieżącej dekady producenci zaczęli kierować się ekonomią - a dlaczego nie upchnąć wszystkiego w jednym? I tak oto w okolicach 2002-2003 roku coraz więcej telefonów komórkowych wyposażano w aparaty fotograficzne i kamery. Co z tego, że jakość zdjęć wołała o pomstę do nieba, a i filmiku dłuższego niż minutowy nakręcić było trudno.
Równocześnie majorsi firm, produkujących sprzęt RTV przerzucili się zgodnie z obowiązującymi trendami na leciutkie odtwarzacze MP3, zapychając nimi przy okazji telefony komórkowe. To właśnie komórki stały się najbardziej niezbędnym gadżetem dla miliardów ludzi. Zresztą słowo "gadżet" nie jest w tym przypadku na miejscu - urządzenia weszły do codziennego użytku na stałe niczym samochody czy zegarki. Telefony stały się wielofunkcyjnymi aparatami, niezbędnymi do egzystencji w mieście. Dziś trudno wyobrazić sobie komórkę bez fotoaparatu, GPS-u czy internetu.

Właśnie - internetu. Rewolucja Web 2.0. dostarczyła ludziom kolejnych powodów do drenażu portfeli. Nagle już nie tylko bogate społeczeństwa odkryły, że bez Sieci nijak nie można żyć. To tam sprawdzamy najświeższe wiadomości, to dzięki internetowi wysyłamy listy i komunikujemy się ze znajomymi na portalach społecznościowych. Sieć stała się najtańszym, najszybszym i najciekawszym sposobem spędzania wolnego czasu. Czy można dziś bez niej żyć? Spytajcie o to swoje dzieci - to tak, jakby ktoś nagle zakazał im oddychać.

Rozwój internetu przewartościował ewolucję współczesnych gadżetów poprzez swoją absolutną niezbędność. Dziś wszystko, co nowe i modne musi przy okazji mieć połączenie z Siecią. Popularne zwłaszcza na Zachodzie komórki Blackberry legitymowały się w reklamach nowatorskim i najwygodniejszym kontrolowaniem nawet kilku skrzynek e-mailowych. Z kolei ich rywal, firma Apple, w 2007 roku wypuściła na rynek rewolucyjnego iPhone'a, czyli gadżeciarski raj skryty w małym urządzeniu o wyglądzie papierośnicy. Magia iPhone'a polega na możliwości ściągania z internetu do pamięci swojego aparatu tysięcy aplikacji, w znakomitej większości służących zabijaniu czasu (i, na dobrą sprawę, kompletnie nieprzydatnych).

Chcesz dowiedzieć się, ile decybeli wynosi Twój krzyk? Wystarczy aplikacja DecibelMeter, dzięki której dowiesz się, jak głośno potrafisz wrzasnąć. Albo coś dla fanów muzyki - ile razy przechodziliście koło radia, w którym leciała świetna piosenka, niestety nie wiedzieliście, jaki ma tytuł i kto ją śpiewa? Nic prostszego! Zainstaluj na swoim iPhonie aplikację Shazam, przy kolejnej okazji przystaw telefon do głośnika i chwilkę poczekaj. Info o piosence wyświetli się na Twoim ekranie.

Rozwój polskiego kapitalizmu można porównać do ewolucji gadżetów nad Wisłą, której odcinkiem początkowym był walkman Kajtek, końcowym - iPhone. Ale oprócz niego współczesny człowiek na każdym kroku zalewany jest rozmaitymi cudami techniki, w których połapanie się przypomina zbłąkanego w labiryncie Tezeusza, gdyby oczywiście nie posiadał nici.

Od poniedziałku do czwartku w "Głosie na Lato" wzorem Ariadny pokierujemy Was poprzez labirynt nowoczesnej techniki, prezentując najciekawsze gadżety, dostępne obecnie na rynku. Wiemy, że za dziesięć lat nasze propozycje będzie można ustawić w muzeum techniki. Na tym jednak polega dzisiejszy rozwój technologiczny. Dotyka on nawet sfery językowej - w końcu w latach 90. gadżetami się szpanowało, dziś się lansuje...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski