Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mąż nie mąż, ale facet z krwi i kości

Redakcja
Jak trzeba, to Pan Marcin, "mąż na godziny", posprząta mieszkanie, ale twarzy w gazecie pokazać nie chce
Jak trzeba, to Pan Marcin, "mąż na godziny", posprząta mieszkanie, ale twarzy w gazecie pokazać nie chce Archiwum
Panie chcą wiedzieć, czy umie tańczyć, czy przeniesie szafę, czy umie naprawić cieknący kran, w jakim jest wieku. Gdy się jednak zbiorą na odwagę, potrafią zadać pytanie, czy mąż na godziny zrobi także masaż - pisze Joanna Leszczyńska

Twój mąż jest stale zajęty? Albo ma dwie lewe ręce? A może w ogóle go nie masz? Nie ma problemu. Możesz go sobie wynająć. Szkoda, że jeszcze nie w Wielkopolsce. Ale w Łodzi lub Warszawie możesz zadzwonić do "Męża na godziny" albo do firmy "Mąż nie Mąż". Taki mąż nie będzie marudził, że jest zmęczony, że mu się nie chce. Tyle że trzeba mu zapłacić.

To nie agencja!

Irena Mikołajczyk, właścicielka firmy "Mąż nie mąż" mówi, że jej firma (broń Boże nie wolno nazywać jej agencją!) powstała z myślą o takich kobietach jak ona. Dwa lata temu zmarł jej mąż i została sama z córką. Pani Irena, która wcześniej pracowała m.in. w laboratorium zakładów cukierków Optima, mó-wi, że dobrze wie, co to znaczy, kiedy człowiek musi liczyć na siebie.

- Po co takie osoby jak ja mają prosić sąsiada, żeby jej wyniósł ciężki dywan z czwartego piętra i wytrzepał albo naprawił cieknący kran - mówi pani Irena. - Lepiej nie mieć żadnych zobowiązań. Taki "Mąż nie Mąż" przy okazji naprawy kranu przykręci karnisz, przestawi szafkę, powiesi portret dziadka. W każdym domu jest wiele drobiazgów, które leżą odłogiem. Bo nie ma kto tego zrobić.

"Mąż na godziny" też nigdy nie leniuchuje. Od czerwca takim mężem w Łodzi jest "Pan Marcin". Jedyny przedstawiciel katowickiej firmy, z którą podpisał umowę. Nazwiska do gazety nie poda. Zresztą taka jest zasada w całej firmie, że pod własnym nazwiskiem się nie występuje.

Jest samoukiem. Z wykształcenia pedagog. Pracował kilkanaście lat w administracji państwowej. Teraz próbuje, jak mówi, powalczyć na rynku prywatnym. Od niedawna ma firmę remontową i wykończenia wnętrz. Takich firm jest na pęczki. Toteż, kiedy dostał propozycję z Katowic, uznał, że "Mąż na godziny" to świetny chwyt marketingowy.

- Nazwa przewrotna, ale dobrze się sprzedaje - uważa "Pan Marcin". Zapewnia, iż żona nie miała pretensji, że zaczął działalność pod takim szyldem. Wręcz go namawiała.

Oczywiście, że są kobiety, które rozumieją tę nazwę dosłownie. Znajomy zapytał go w imieniu pewnej niedoszłej klientki, czy nie towarzyszyłby jej na rodzinnej imprezie. Odmówił, bo- jak mówi - nie bawi się w coś takiego. Niedawno zadzwoniła kobieta i zaczęła od pytania, czy by jej szafy nie przeniósł. Potem chciała wiedzieć, ile ma lat. Wreszcie wypaliła, czy masaż też wchodzi w grę. Znowu odmówił.
- Nie, żebym był pruderyjny, ale źle bym się czuł, świadcząc tego typu usługi - tłumaczy "Pan Marcin". - Mam fajną rodzinę, dwoje dzieci. Z żoną jesteśmy dziesięć lat. Nic takiego nie wchodzi w grę.

W firmie "Mąż nie Mąż", oprócz prozaicznych usług, można również zamówić usługi towarzyskie. Na przykład samotna kobieta może zamówić partnera na wesele.

Kosztuje to 500 złotych

- Panie chcą wiedzieć, czy pan umie tańczyć - wyjaśnia Irena Mikołajczyk, właścicielka firmy. - Określają, czy pan ma być niski czy wysoki. Co do garnituru, to mogą wybierać między jasnym lub ciemnym, ale nie mogą kaprysić, że chcą granatowy lub błękitny. Pan ma się, oczywiście, kulturalnie zachowywać.

Takie klientki to młode kobiety. Można zamówić pana do towarzyszenia podczas kolacji, także wyjazdowej, czy nawet na rodzinną uroczystość, jeśli pani odczuwa potrzebę wsparcia się tam męskim, choć mało znanym ramieniem. Cena: 50 złotych za godzinę.

Można także zamówić męskie towarzystwo na urlop, by nie czuć się w ośrodku wczasowym osamotnionym. Na razie "Mąż nie Mąż" nie ma takich zleceń. Ale sprawa jest otwarta, a cena do uzgodnienia.

Rozmowa przed spektaklem

Osamotniona, starsza pani, ma kłopoty z chodzeniem. Ale bardzo lubi teatr. Nie chce i nie bardzo zresztą może iść sama. Trzeba ją zawieść, poprowadzić pod rękę po schodach, potem przywieść do domu.

- Kulturalna, z dużą wiedzą - mówi Irena Mikołajczyk. - Raz byłam z nią ja, raz mój pracownik. To nie jest ten sam człowiek, który robi remonty. Była kawa i rozmowa przed spektaklem. Ceny wolałabym nie podawać. Ustalamy ją indywidualnie.

Są też samotni i chorzy, dla których problemem jest pójście do apteki, by wykupić sobie leki, bądź pies zachoruje i trzeba go zaprowadzić do weterynarza. Skoro nie można liczyć na prawdziwego męża, można na takiego "firmowego".

Pierwszy z takim pomysłem na polskim rynku zaistniał Massimiliano Boscaro, Włoch, pochodzący z okolic Wenecji, który kilkanaście lat temu przyjechał do Polski. Podobne firmy są we Włoszech i w innych krajach. Sprawdzają się świetnie. Boscaro miał wątpliwości, czy w Polsce zarabia się wystarczająco, by sobie pozwolić na tego typu usługi. Liczył, że będzie potrzebował dziesięciu pracowników, a wystarczy trzech. I to jest odpowiedź na pytanie, które sobie stawiał.
Rok temu założył w stolicy firmę "Mąż do wynajęcia". Działa na razie w Warszawie i okolicy.
- Wcześniej na rynku było dużo firm typu "Złota rączka", ale nikt nie wykorzystał kluczowego słowa "mąż" - mówi Massimiliano Boscaro, dla którego jest to dodatkowy biznes. - Ja byłem pierwszy.

Celowo w materiałach reklamowych zamieścił takie usługi, jak odebranie dziecka ze szkoły, czy zabranie członka rodziny na wizytę lekarską, żeby uświadomić ludziom, że nie są firmą remontową, jakich wiele, ale świadczą różnorodne usługi. Ale jak podkreśla, usługi towarzyskie odpadają, bo mogą się kojarzyć z agencją towarzyską.

Na początku, otwierając firmę z taką nazwą, miał jednak sporo kłopotów. "Mąż do wynajęcia" kojarzył się z usługami seksualnymi. Teraz to się zmieniło, ludzie widzą, o co chodzi.

Klientkami są głównie kobiety, choć to wcale nie warunek. - Czasami jest tak, że zamawiają usługę, a potem dzwonią następnego dnia i mówią, że jak mąż się dowiedział, powiedział, że sam zrobi to, co żona nam zleciła - mówi Boscaro.- Mężowi było szkoda wydać 100 złotych. I zdecydował się zrobić to, o co żona prosiła go od trzech miesięcy. Cel został osiągnięty.

Mąż do drobiazgów

Klientki najczęściej oczekują pomocy w sprawach typowo prozaicznych, a utrudniających codzienne życie: cieknący kran, zawieszenie suszarki, firanki, przymocowanie kilku odpadających kafelków, posprzątanie piwnicy. Średnio trzeba zapłacić 50 złotych za godzinę pracy takiego "męża".

Agata Sobusiak, studentka prawa Uniwersytetu Łódzkiego, mieszka razem z mamą i siostrą. Potrzebny był ktoś, by przymocował suszarkę i zmienił żarówki. Drobne rzeczy, ale żadna z pań nie czuła się na siłach. Agata, na której głowie są w domu takie właśnie sprawy, zajrzała do internetu i znalazła "Męża na godziny".

- W ciągu godziny "Pan Marcin" nie tylko zawiesił suszarkę, ale pozawieszał wszystkie obrazki w domu, wykopał parę dołków w ogródku - mówi Anna Sobusiak.

Skąd bierze się popyt na takie usługi? Czy dlatego, że faceci są tak zajęci pracą zawodową, czy nie potrafią nic zrobić w domu?
- Pół na pół - uważa "Pan Marcin". - Są tacy, którzy potrafią, ale im się nie chce. Rozumiem to. Szewc bez butów chodzi. Ja sam też wiele rzeczy w do-mu zaniedbuję. Poza tym dzisiaj trzeba mieć sprzęt. Żeby zrobić głupią dziurę w betonowej ścianie, trzeba mieć dobrą wiertarką. Są też faceci, którzy nie chcą wykonywać brudnych prac. Dzisiaj coraz więcej facetów skupionych jest na swojej atrakcyjności. Nie chcą wykonywać takich prac, w których można się ubrudzić smarami czy też gipsem albo wąchać zapach z wymienianej kanalizacji.

Brakuje przykładu

A poza tym wielu facetów, uważa "Pan Marcin", coraz częściej nie ma pojęcia o takich pracach. Po prostu nie mają przykładu z domu. Ma wielu takich kolegów. To, co umie, to tylko dzięki swojemu tacie, bo mu pomagał w domowych pracach. Skąd ma-ją to umieć mężczyźni, którzy pochodzą z domu, w których ich ojcowie nigdy tego nie robili?

Irena Mikołajczyk: - Jeżeli mężczyzna jest starszy, to nie ma siły na wykonywanie niektórych prac domowych. Poza tym są faceci dobrzy w swoim fachu i niekoniecznie muszą znać się na wszystkim, jak to kiedyś bywało.

Na przykład wujek "Pana Marcina" był świetnym elektrykiem, sprzedawał patenty, ale do wymiany gniazdka prosił jego tatę. Łączenie kabelków to była dla niego czarna magia, choć na papierze tworzył projekty całych instalacji.

Wynajmowanie "męża" ma chyba przed sobą przyszłość. Chociaż kobiety umieją dziś więcej niż kiedyś.

- Stają się coraz bardziej samodzielne, same biorą młotki w ręce, naprawiają meble - mówi "Pan Marcin". - Nie uważam, że kobieta powinna tylko leżeć i pachnieć, ale to ujma na męskim honorze, że wielu rzeczy faceci nie potrafią zrobić.

Ale dzięki temu trochę pożyje "mąż na godziny" i jego rodzina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski