Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przystanek Woodstock: Twórca KontenerArtu po raz kolejny pobił rekord Guinnessa!

Marcin Kostaszuk
- Fajna akcja, za rok zapraszam ponownie - podsumował szef Woodstocku Jurek Owsiak, który w ostatniej chwili także dołączył do grona recyklingowych bębniarzy
- Fajna akcja, za rok zapraszam ponownie - podsumował szef Woodstocku Jurek Owsiak, który w ostatniej chwili także dołączył do grona recyklingowych bębniarzy ARTUR RAWICZ/ALLEGRO.PL
Czy znalazłbym tutaj współczesnego bohatera filmu "Człowiek z..."? Prędzej niż gdzie indziej - powiedział reporterowi "Głosu" Andrzej Wajda, jeden z gości zakończonego dziś w nocy Przystanku Woodstock. Miałby problem, bo w kilkusettysięcznym tłumie bohaterów jest wielu i to bynajmniej nie na scenie.

Muzyka zeszła na drugi plan - o ile kiedyś wokół wielkiej estrady gromadził się tłum, o tyle w tym roku niewielu wykonawców zdołało skupić na sobie uwagę. Niedosyt pozostał zwłaszcza po występach najbardziej oczekiwanych: o ile amerykańscy nu-metalowcy z Papa Roach wypadli nieźle, o tyle już widok Justyny Steczkowskiej w stroju z kryształkami Swa-rovskiego przed czarnym od wszechobecnego pyłu tłumem budził raczej wesołość. Mimo zaklęć Jurka Owsiaka, trudno też uznać za udany projekt "Chopin na jazzowo" w wykonaniu Leszka Możdżera i plejady polskich jazzmanów, bo zagrali tak, jakby było to ich pierwsze spotkanie na próbie. Możdżera lepiej wspominają bywalcy namiotu Akademii Sztuk Przepięknych, gdzie pianiście przyszło bisować o trzeciej nad ranem... siedem razy.

W kuluarach najwięcej mówiło się o zespołach prawie nieznanych: w piątek świetni okazali się taneczni Łąki Łan, zaś w sobotę grający rock z elementami folku i reggae Enej. O tym ostatnim Marc Fettes, pochodzący z Luksemburga dyrektor z korporacji Eventim (sprzedającej co drugi bilet na koncert w Europie) powiedział, że prosto z Woodstocku olsztynianie mogliby jechać na każdy duży zagraniczny festiwal. - Ale nie tak duży jak Przystanek, bo czegoś takiego nigdzie nie widziałem - przyznał Marc Fettes.

Gdyby zatem powstał film "Człowiek z Przystanku", trzeba by iść na "fawele". Tak mówi się tu o okalających teren imprezy wzgórzach z zajmującymi każdy centymetr powierzchni namiotami. Mógłby nim być Bartek "Bajkoczytacz" z Bieszczad, który co roku czyta bajki małym i dużym dzieciom. Albo dwóch skinów, którzy pochylili się nad leżącym punkiem i gdy ludzie wokół zastygli w napięciu, spokojnie przykryli mu głowę chustką, mówiąc "Nakryj chłopcze głowę, bo jest upał". Byłoby też kilku kandydatów na bohatera komediowego: na przykład chłopak, który czterokrotnie gubił pod sceną portfel, by go za każdym razem odnajdywać w Biurze Rzeczy Znalezionych, pośród setek znalezionych na polu telefonów komórkowych, plecaków, kluczyków do samochodów i dokumentów.

- Ludzie przynoszą komórki, były też kluczyki do mercedesa, ale najwartościowszym znaleziskiem okazała się kosmetyczka z glukometrem i zapasem insuliny - mówi Mateusz Skocki, szef Buira Rzeczy Znalezionych. Najbardziej szokującą zgubą okazały się... nogi. A konkretnie ich protezy, które zniknęły pewnemu inwalidzie.

- Dopiero pod koniec Przystanku ludzie orientują się, że coś im zginęło - komentuje Mateusz Skocki. Powodów łatwo się domyślić - wioska piwnego sponsora imprezy przeżywała oblężenie od rana do późnej nocy. W zachowaniu jej bywalców nie było jednak agresji, tak jakby wszyscy wzięli sobie do serca zdanie wygłoszone przez Jerzego Buzka podczas spotkania w Akademii Sztuk Przepięknych. - Nie ma wolności bez odpowiedzialności - stwierdził owacyjnie powitany przewodniczący Parlamentu Europejskiego.

- Chciałbym, żeby taki film powstał. Może za rok przywiozę tu z kamerami swoich studentów? - zastanawiał się Andrzej Wajda, który nie krył swego podziwu dla organizacyjnego talentu lidera Przystanku. - Owsiak na prezydenta! - stwierdził laureat Oscara i być może w tym momencie zdał sobie sprawę, że naturalny bohater "Człowieka z Przystanku" siedzi obok niego...

632 bębniarzy pobiło rekord Guinnessa na Przystanku Woodstock
Przez ostatnie dwa miesiące w KontenerArcie na poznańskim Chwaliszewie Zbigniew Łowżył i bębniarze z jego zespołu Republika Czadu Street Team przygotowywali się do pobicia rekordu Guinnessa na największą na świecie orkiestrę bębniarską, grającą na instrumentach stworzonych ze starych butelek plastikowych, zużytych beczek i zepsutych sprzętów elektronicznych. Około godziny 14 na Przystanku Woodstock rekord padł: za szóstym podejściem (a drugim rejestrowanym) 632-osobowa orkiestra złożona z uczestników festiwalu zagrała prawie 7-minutowy utwór "All For Planet".
- Fajna akcja, za rok zapraszam ponownie podsumował szef Woodstocku Jurek Owsiak, który w ostatniej chwili także dołączył do grona recyklingowych bębniarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski