Reguły przy takich maratonach są bardzo surowe. - Pływakowi nie wolno dotknąć łodzi, czy kogokolwiek z członków towarzyszącej załogi. Jedzenie i picie jest rzucane do wody i tam pływak sam je sobie otwiera. Nie może on również stanąć na brzegu, czy dotknąć dna rzeki - wyjaśnia jeden z członków załogi towarzyszącej Romanowi Bartkowiak.
W przygotowanie i przeprowadzenie całego maratonu zaangażowanych było około 40 osób oraz kilka jednostek pływających. W załodze znaleźli się m. in, ratownicy, nurkowie, pielęgniarze, czy anestezjolodzy. - Myślę, że nie ma takiego drugiego zespołu na świecie, który miałby takie doświadczenie w pływaniu w rzece w maratonach długodystansowych - zapewnia rekordzista. Jak się okazuje ważne jest także pozyskanie sponsorów, którzy zgodzą się pokryć znaczną część wydatków związanych z eskapadą. A te nie są małe. - Na dzień dzisiejszy koszt takiego przedsięwzięcia to około 27 tysięcy złotych oraz jeszcze inne dodatkowe drobne koszty, które już pokrywaliśmy z własnej kieszeni - zdradza mistrz świata.
Do ostatniego maratonu Roman Bartkowiak przygotowywał się przez ponad półtora roku. Codziennie przepływał od 8 do 10 km, czasami także w nocy. Do tego dwa razy dziennie biegał. Na dokładkę dorzucał sobie jeszcze pompki, skrętoskłony, podciąganie się na drążku oraz ćwiczenia z gimnastyki ogólnej.
- Wszystko po to, aby zachować ogólną gibkość i zwinność, bo bez tego nie ma nawet sensu myśleć o długodystansowym pływaniu - wyjaśnia rekordzista. Jednak trening to nie wszystko. Roman Bartkowiak od kilkunastu lat współpracuje ze specjalistami medycyny sportowej z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Najpierw słuchał wykładów dotyczących treningów zdrowotnych, a później był prowadzony przez lekarzy z tej uczelni.
Jak przyznaje emerytowany ratownik bardzo ważna była także silna psychika. Chociaż pewnego rodzaju kryzys dopadł go na 60 kilometrze, a kolejne przychodziły co 10, 15 kilometrów, to jednak zdołał dopłynąć do Śremu. Najgorzej było tuż przed metą. - Ostatnie 5 km musiałem płynąć już z przymusu - wyznaje Roman Bartkowiak.
Pod wrażeniem wyniku Pana Romana jest m.in. profesor Wojciech Drygas z Katedry Medycyny Społecznej i Zapobiegawczej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, który sprawdzał wydolność maratończyka.
- To jest niezwykłe, nowe doświadczenie, ponieważ nie ma do tej pory jeszcze żadnych badań dotyczących tak długiego wysiłku w wodzie jakie wykonał Pan Roman - mówi Wojciech Drygas. - Ten wyczyn zasługuje na najwyższe uznanie - dodaje lekarz. Wcześniejsze badania przeprowadzone w tej placówce wykazały, że jego poziom wytrenowania odpowiada najlepszym zawodnikom w wieku dwudziestu kilku lat.
Jednak profesor przestrzega również przed ryzykiem związanym z tego typu ekstremalnym wysiłkiem. - Istnieje ryzyko, że w czasie długotrwałego wysiłku wątroba, nerki czy jelita mogą być narażone na niskie dostarczanie krwi i tym samym słabszą wydolność później - wyjaśnia uczony. Na dodatek może dojść do wychłodzenia organizmu oraz niebezpiecznej utarty wagi ciała. W czasie maratonu sprzed 2 lat, śremianin "zrzucił" około 10 kilogramów.
- Jako lekarz sportowy uważam, że nie ma żadnych powodów do tego, aby jednorazowo wykonywać intensywny wysiłek fizyczny dłużej niż 1,5 do 2 godzin. Wysiłek, który trwa dłużej, a zwłaszcza ponad dobę może być niebezpieczny dla zdrowia - podkreśla prof. Wojciech Drygas.
Pan Roman uznał, że w przyszłości nie będzie już bił kolejnego rekordu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?