Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joann Rawik: Samotnik, ale nie kobieta samotna

Marek Zaradniak
Joanna Rawik zawsze była samotnikiem, ale nigdy kobietą samotną
Joanna Rawik zawsze była samotnikiem, ale nigdy kobietą samotną S. Seidler
Nie było łatwo nastolatce z Rumunii zadomowić się w Polsce, ale... już w latach 60. zgarniała główne nagrody na opolskim festiwalu. Marek Zaradniak zaczyna cykl wspomnień o gwiazdach minionej dekady.

Jest piosenkarką i aktorką, ale również pisarką i dziennikarką. Wylansowała takie przeboje jak "Romantyczność", "Po co nam to było" czy "Nie chodź tą ulicą". Była felietonistką "Głosu Wielkopolskiego". Joanna Rawik (właśc. Joanna Gronkowska), bo o niej mowa, urodziła się w Czerniowcach leżących wtedy w granicach Rumunii.

Jej mama była Rumunką, a ojciec był Polakiem, ale urodzonym również w tamtych stronach, profesorem uniwersytetu w Czerniowcach. Do 13. roku życia Joanna Rawik nie mówiła po polsku, choć znała już wtedy dobrze nie tylko rumuński, ale niemiecki i francuski.

Czerniowce miasto szczególne
- Na szczęście nie mówiłam po polsku, bo Polonia na całym świecie, pomijając literatów czy poetów, mówi jakimś straszliwym językiem będącym mieszaniną wielu innych języków. W domu nie mówiono po polsku, bo w imię czego rodzice mieli mówić ?. Rodzice urodzili się w Cesarstwie Austro-Węgierskim, chodzili do austriackich szkół. Ojciec studiował w Wiedniu. Owszem w domu dziadków słyszałam język polski i widziałam, że dziadek kupował "Ilustrowany Kurier Codzienny", ale to były wtedy jedyne moje związki z Polską - wspomina artystka.

Czerniowce były miastem szczególnym. Leżały na styku imperiów, co sprawiało, że działo się tam wiele. W tamtejszym teatrze odbywały się jedne z pierwszych spektakli Heleny Modrzejewskiej. W Czerniowcach działało również prężne Konserwatorium Muzyki i Sztuki Dramatycznej, w którym od 7. roku życia uczyła się Joanna Rawik. Jej siostra grała na fortepianie, dlatego rodzina zdecydowała, że ona będzie uczyć się grać na skrzypcach, ale - jak wspomina - nie była kandydatką na wirtuoza. Dlatego porzuciła skrzypce.

- Jednak nigdy nie uważałam czasu nauki za zmarnowany, bo wszystko się w życiu przydaje i mało kto z wokalistów polskich ma takie wykształcenie - dodaje Rawik.

Ta obca
Po II wojnie światowej ta część Rumunii przypadła Ukrainie. Polaków nawoływano, aby repatriowali. Ojciec Joanny Rawik wierzył, że tylko na chwilę i jak wielu innych ruszył na zachód. Wraz z rodziną osiadł we Wrocławiu. Życie pokazało, że ta chwila się przedłużyła. - To, że urodziłam się w takim mieście jak Czerniowce, miało swoje dobre strony i złe strony. Wcześnie zostałam poliglotką, bo ludność stanowiły same mniejszości. Oprócz rumuńskiego, niemieckiego i francuskiego znałam też trochę ukraiński, bo służbę w domu mieliśmy z Ukrainy. Przyjazd do Wrocławia w momencie, gdy byłam już osobą ukształtowaną i nad wiek dojrzałym dzieckiem, był dla mnie katastrofą. Wrzucono mnie w całkiem obcy kraj o innej kulturze i mentalności. To było bolesne rozdarcie - wspomina artystka, dodając, że uratowało ją to, iż musiała walczyć w Polsce o swoje miejsce, gdy w Rumunii uważana była za cudowne dziecko.

Joanna Rawik przyznaje, że ona jak i pewna grupa ludzi, którą spotyka, ma wciąż XIX-wieczną mentalność. Jej zdaniem obyczajowe przyśpieszenie w Polsce i zmiany w sposobie myślenia to kwestia dwóch, trzech, może czterech ostatnich dekad. Przedtem, mimo zmian systemu narzuconego przez układ jałtański, ludzie myśleli i żyli w kategoriach XIX w. Chociaż była zmuszona do ciężkiej walki o swoją pozycję, poszło jej to łatwo. Liceum niższego stopnia w Rumunii było bowiem na bardzo wysokim poziomie, więc w Polsce nie miała się czego uczyć. Pisać po polsku nie umiała, pisała tak jak słyszy. Bywało, że wpadała w rozpacz, bo wszyscy z niej trochę kpili. Uratował ją... Mickiewicz.

- Gdy w VII klasie recytowałam "Odę do młodości", klasa zamarła. Już wtedy byłam artystką i właśnie wtedy poczułam, że w Polsce dam sobie radę. Dlatego wybrałam Studium Teatralne - wspomina Joanna Rawik. Wcześniej, gdy po śmierci ojca we Wrocławiu, wyrzucono ją z liceum, bardzo się ucieszyła, że nie musi zdawać matury, bo pewnie nie poradziłaby sobie z matematyką, i poszła do pracy jako maszynistka w wydawnictwie Ossolineum. Jednocześnie występowała w teatrach amatorskich. Jeden z nich prowadził Szymon Szurmiej.

Zagrała Dianę w "Sprawiedliwych ludziach" Brandysa na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu i była nawet zauważona przez jury. To wszystko działo się przed pójściem do Studia Teatralnego Tadeusza i Ireny Byrskich, ale - jak mówi - nie ukończyła go tylko przez głupotę swojego chłopaka.
Ach, ci mężczyźni!
Rawik to początkowo był tylko pseudonim artystki. Wziął się od nazwiska głównego bohatera "Łuku Triumfalnego" Ericha Marii Remarque'a.

- Gdy po rzuceniu Studium Teatralnego kierowanego przez Byrskich znalazłam się w Lublinie, wygrałam konkurs na nową wokalistkę jednego z zespołów. Byłam wtedy związana ze studentami KUL-u i innych tamtejszych uczelni. Bywałam spikerką w tamtejszej rozgłośni Polskiego Radia. Czytaliśmy razem Hemingwaya i niezwykle popularnego wtedy Remarque'a i nagle w tym Rawiku odnalazłam siebie. Jego nazwisko pasowało do mnie i stało się moim pseudonimem. Nikt nie miał co do tego wątpliwości. Wszak on też znalazł się zagubiony w obcym kraju. Zabawne było to, że żaden dziennikarz nie spytał mnie nigdy, jak się pani nazywa naprawdę. Od wielu lat Rawik jest moim legalnym nazwiskiem, a imię z metryki, choć w oryginalnej rumuńskiej wersji brzmi ładniej: Ioana. - zauważa Joanna Rawik.

Po ostatnim swoim mężu Joanna Rawik ma jeszcze drugie nazwisko, ale nie używa go NA PLAKATACH. Zresztą przyznaje, że nie za wszystkich swoich partnerów wychodziła za mąż. Od kilkunastu lat mieszka sama, co nie znaczy, że jest sama.

- Mam własne terytorium. Zawsze byłam samotnikiem i świetnie z tym się czuję. Dzięki temu dużo mogłam zrobić, bo zwykle jestem bardzo zaangażowana w swoje projekty. Będąc w jakimś związku z mężczyzną, prałam, gotowałam, sprzątałam, tak że nawet Boguś Kaczyński zarzucił mi kiedyś, że życie prywatne zepchnęło na drugi plan profesję - podkreśla Joanna Rawik.

Jej pierwszym mężem był aktor Stanisław Gronkowski, drugim - Marek Petrusewicz, pierwszy polski rekordzista świata w pływaniu. Najgłośniejszy był jej związek z Ignacym Gogolewskim i do dziś jest często z nim kojarzona.

- Nawet teraz, gdy otrzymałam medal "Gloria Artis", Ignacy wygłosił mowę i wszyscy się bardzo ucieszyli. Najważniejsze jest to, że to Ignacy za mną bardzo długo chodził. Mieszkałam już w Warszawie i spotykaliśmy się na próbach kabaretu "Pod Egidą". Ja wtedy byłam związana z kimś innym. Wbrew pozorom to nie było tak, że świetny aktor upatrzył sobie nową gwiazdę, która była atrakcyjną dziewczyną. Oczywiście, że to nie było bez znaczenia, ale on dostrzegał we mnie znacznie więcej niż wszyscy pozostali z wyjątkiem redaktora naczelnego "Forum" Jana Gerharda. Ignacy był pierwszym mężczyzną, który mnie odkrył i uświadomił moją duchową głębię. Był trudny i wspaniały. Doprowadził mnie do depresji i targnęłam się na życie. Był to dla mnie związek toksyczny - wspomina Joanna Rawik, dodając natychmiast, że teraz oboje lubią się i szanują jeszcze bardziej. - Ignacy bardzo mnie rozbudził intelektualnie - stwierdza artystka.

Dumna i bez wstydu
Joanna Rawik przyznaje, że zawsze chciała łączyć dwie profesje - chciała być aktorką, ale i dziennikarką. Była ulubienicą Tadeusza Byrskiego. Któregoś dnia powiedział jej: - W teatrze Brechta byłabyś wielką gwiazdą. Natomiast w teatrze polskim ja ciebie nie bardzo widzę. To utkwiło w świadomości, ale dopiero po latach zdała sobie sprawę, dlaczego odeszła z teatru. Po prostu tam się źle czuła i nie była sobą.

- Jak mówi Remarque, instynkt ma zawsze rację. Szłam za instynktem. I okazuje się, że dopiero na estradzie, gdzie mogłam decydować o swoim repertuarze, odnalazłam siebie - podkreśla Joanna Rawik.

Piosenki wykonywane w latach 60. przez Joannę Rawik co roku zdobywały nagrody na festiwalu w Opolu. Artystka uważa, że w tamtych, pierwszych swych latach ten festiwal był czymś niezwykłym. Miał rangę artystyczną. Tam "wybuchały" takie indywidualności artystyczne jak Ewa Demarczyk, Anna German, Czesław Niemen, Marek Grechuta czy Skaldowie. To była cała falanga nadzwyczajnych indywidualności, ale nikt nie robił im wówczas image'u, co najwyżej, gdy było się już znanym, komisja artystyczna coś proponowała i można było to przyjąć albo odrzucić.
Joanna Rawik szybko zdobyła określoną pozycję. Dużo nagrywała z orkiestrą radiową i była ceniona przez swych szefów, choć śpiewała głównie repertuar cięższego kalibru. Nie ukrywa, że nagrała również masę bzdetów, bo czego się nie robi dla kolegów. Któregoś roku na poranku w filharmonii na prośbę redakcji muzycznej nagrała poloneza "Tu ojczyzna", który potem często można było usłyszeć na pochodach pierwszomajowych.

- Zrobiłam to z pełną świadomością i uważam, że zrobiłam to bardzo dobrze i jest co cenna pozycja wśród moich nagrań archiwalnych - zauważa Joanna Rawik. Dodajmy, że to z jej inicjatywy nagrano z orkiestrą radiową "Pieśń o Szczorsie" Błantera. To jej zdaniem niesłychana muzyka w klimacie Prokofiewa czy Strawińskiego.

- Te polskie czy radzieckie pieśni masowe to były wielkie dzieła. Dla mnie "Kantata o Stalinie", którą śpiewałam w chórze w czasach młodości, to jest jedno z wybitniejszych dzieł - twierdzi artystka, podkreślając, że takich nagrań nie dokonywała na żadne odgórne polecenia, ale dlatego, że był taki moment, była na to moda. A jej to "leżało". Śpiewając w chórze wrocławskim, z którym pojechała na festiwal do Berlina, wystąpiła w prawykonaniu "Symfonii pokoju" Andrzeja Panufnika pod dyrygenturą Witolda Rowickiego i - jak mówi - jest szczęśliwa i dumna, że brała udział w takich koncertach, bo jeśli człowiek jest artystą w pełnym wymiarze, to robi rozmaite rzeczy, które są potrzebne dla jego rozwoju.

Pisarka i felietonistka
W latach 90. Joanna Rawik zaczęła wydawać swoje książki. Jest autorką biografii Edith Piaf oraz biografii Wandy Wiłkomirskiej "Maestra". Zdradza, że znakomita polska skrzypaczka usunęła z książki różne fragmenty dotyczące życia prywatnego. Niebawem "Maestra" zostanie wydana w Niemczech. Joanna Rawik przyznaje, że zawsze miała ciągoty do pisania. Swego czasu ówczesny zastępca redaktora naczelnego "Głosu Wielkopolskiego", a dziś dyrektor Filharmonii Poznańskiej Wojciech Nentwig zaangażował ją jako felietonistkę.

Artystka zapewnia, że w Poznaniu zawsze czuła się i czuje nadal dobrze. Tu w Teatrze Muzycznym zaprezentowała rewię piosenki francuskiej "Kochankowie Paryża", dzięki czemu posiada (co jest rzadkością) orkiestrówki Edith Piaf. Rok temu poznaniak Michał Merczyński stwierdził, że to właśnie Joanna Rawik wcieli się podczas festiwalu Malta w postać Marii De Buenos Aires.

W tym roku dostała propozycję zagrania George Sand w spektaklu muzyczno-teatralnym. Joanna Rawik przyjęła zaproszenie. - Ta rola jest mi bliższa niż monodram o Piaf z tej prostej przyczyny, że George Sand to inne rejony intelektualne i dobrze się czuję w tej roli. Cały spektakl to duet znakomitego młodego pianisty, muzyka Chopina i ta egzaltowana, wspaniała wariatka - mówi Joanna Rawik.

Zapytana o plany mówi, że sztukę cechuje to, że ludzie zbliżają się do siebie i ona nie umie inaczej pracować, jeśli nie jest z kimś w przyjacielskiej komitywie. - W ostatnich latach prezentuję recitale lub monodramy. Znalazłam swoją formę , która jest bardziej teatralna niż estradowa. Ja się w niej świetnie realizuję, ale przede wszystkim jest na nią zapotrzebowanie, skoro ludzie przychodzą i akceptują mnie w tej roli. Dzięki temu mogę prowadzić dialog z publicznością. W Poznaniu w Scenie na Piętrze szczególnie się to udaje. Nie przyjmuję byle czego i byle gdzie i dla byle kogo. Z kolei na początku sierpnia wystąpię z recitalem na Letniej Filharmonii AUKSO w Suwałkach - zdradza swoje plany Joanna Rawik.

W październiku zaś zaśpiewa razem ze związanym z Poznaniem Wiesławem Prządką - przygotowują program "Piazzolla-Chopin-Piaf". Zapytana, dlaczego - skoro zna tyle języków obcych - nie próbuje tłumaczyć, Joanna Rawik tłumaczy, że translatorstwo nie leży w jej temperamencie.

- Jestem istotą otwartą i spontaniczną. Tłumaczenie to coś bardzo pięknego, wymagającego specjalnych talentów, ale to człowieka ogranicza. Ja muszę realizować się bardziej samodzielnie. Lubię recitale - jak ten poznański "Kocham świat", kiedy na kanwie scenariusza mogę poruszać się swobodnie, a w przypadku tłumaczenia to jest niemożliwe. W Poznaniu występuję najczęściej, bo to bardzo muzykalne miasto i nadzwyczajna, wrażliwa publiczność. Wielkopolska i jej stolica są najbardziej europejskie w kraju. Tutaj zabór niemiecki odcisnął pozytywny ślad, zwłaszcza w kulturze - uważa Joanna Rawik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Joann Rawik: Samotnik, ale nie kobieta samotna - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski