- Zagrożone było życie 18 wychowanków i wychowawcy. W oknach zakładu były kraty, drogę na dół odciął ogień - mówiła sędzia Joanna Knobel. - Planując takie zdarzenie, musieli się liczyć z tym, że ktoś może nie uciec z budynku. To, że wówczas nie zginęli ludzie, jest zasługą służb ratowniczych.
Sąd skazał Krzysztofa B. - jedynego oskarżonego, który przyznał się do winy - na 3 lata i 3 miesiące. To on zainicjował bunt i uderzył deską wychowawcę, który potem zamknął się w pokoju i zadzwonił po pomoc.
- To ja wymyśliłem ten bunt - przekonywał Krzysztof B. - Ja namówiłem do tego chłopaków, bo myślałem, że uda nam się uciec. Wyjaśnił, że cofnięto mu przepustkę, bo został pomówiony o pobicie i dlatego zdecydował się na ucieczkę. Gdy sąd zapytał go, kogo namówił do buntu, Krzysztof powiedział: - Wszyscy szli za mną.
Ale szybko się okazało, że wśród tych "wszystkich" nie widział współoskarżonych. Albo ich nie kojarzył. Jednak w ocenie sądu, Krzysztof B. nie był prowodyrem buntu w poprawczaku. - Nie był tego rodzaju osobą, która mogła pociągnąć za sobą innych wychowanków - mówiła sędzia Knobel. - Krzysztof B. tylko wziął winę na siebie.
Sąd próbował też ustalić, dlaczego doszło do buntu w zakładzie poprawczym. Początkowo uważano, że była to jedynie reakcja na cofnięcie przepustek wychowankom, którzy na wolności popełnili kolejne przestępstwa. Wczoraj sąd dodał, że niektórzy z wychowanków czekali na przeniesienie do zakładów karnych. Wywołując bunt, zamierzali zbudować sobie pozycję "na wejście" do więzienia.
Sąd skazał także pozostałych oskarżonych: Marcina W. na 2,5 roku, a Krystiana K. - na 2 lata i 2 miesiące. Wraz z Krzysztofem B. i czterema wychowankami, którzy w lutym dobrowolnie poddali się karze (dostali po 2 lata) mają naprawić szkodę, czyli solidarnie zwrócić 330 tysięcy złotych.
Najłagodniejszą karę sąd wymierzył Pawłowi H., który w sierpniu ubiegłego roku nie miał 17 lat i odpowiadał jako nieletni. Został skazany na rok i dziesieć miesięcy. Ci oskarżeni nie przyznali się do winy. Mówili, że poczuli dym i uciekali, żeby nie spłonąć żywcem. Nie widzieli, kto uczestniczył w buncie, kto podpalał. - Kiedy Krzysztof B. zażądał kluczy od wychowawcy, aby mogli wyjść z zakładu, otworzyły się drzwi wszystkich sypialni. Zakład poprawczy to nie przedszkole, gdzie dzieci z ciekawości otwierają drzwi - mówiła sędzia Joanna Knobel. - Mówili, że poczuli dym, tymczasem to Paweł H.niósł jeden z pisuarów, którymi rzucali w policję i strażaków., a Marcin W. krzyczał, żeby spalić pokój wychowawcy.
Wyrok jest nieprawomocny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?