Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiara Lecha: Mistrzowie opraw i wyjazdów

Radosław Patroniak
Oprawa na meczach Lecha budzi zazdrość wielu kibiców w Polce. Jest perfekcyjnie wręcz przygotowana, a pracuje nad tym bardzo wiele, wiele osób
Oprawa na meczach Lecha budzi zazdrość wielu kibiców w Polce. Jest perfekcyjnie wręcz przygotowana, a pracuje nad tym bardzo wiele, wiele osób Marek Zakrzewski
Lech Poznań jeden tytuł zdobył już w trakcie sezonu. Wygrał bezapelacyjnie w kategorii "najlepsi kibice w Polsce".

W zdominowaniu ligi nie przeszkodziła mu nawet "budowlana" półroczna przeprowadzka do Wronek, tak samo zresztą jak wciąż trwająca budowa stadionu przy Bułgarskiej. Na czym polega fenomen sympatyków niebiesko-białych, jak widzą siebie na tle innych fanklubów i co jest ich najmocniejszą oraz najsłabszą stroną? Powyższe pytania zadaliśmy autorom sukcesu...

Wszyscy są zadowoleni
Motorem napędowym kibicowskich działań na Stadionie Miejskim jest Stowarzyszenie "Wiara Lecha". Liczy ono około 1000 członków, ale siła jego oddziaływania jest znacznie większa. - Jak oprawa ma być efektowna, to nie może w niej uczestniczyć 300 osób. Scenografię przygotowujemy zazwyczaj na całą trybunę, czyli dla sześciu tysięcy kibiców. Nie słyszałem, żeby ktoś był niezadowolony z manifestowania swoich uczuć do barw klubowych, tym bardziej że pokaz zazwyczaj trwa maksymalnie dwie minuty - tłumaczy prezes "Wiary Lecha" Krzysztof Markowicz.

Nie tylko on największą wagę przywiązuje do frekwencji. Trudno się dziwić, bo widok pięciu kibiców ma meczu wyjazdowym jest mało krzepiący. Duma Wielkopolski może liczyć na doping w każdym zakątku kraju i świata, a wsparcia udziela jej zawsze pokaźna grupa, a nie grupka kibiców.

Najlepsza frekwencja na Bułgarskiej
- Na wizerunek składa się kilka czynników, ale chyba rzeczywiście wszystko zaczyna i kończy się na liście obecności. Największy postęp i szacunek w ostatnich latach budzą nasze wyjazdy. W meczach na własnym boisku wysoka frekwencja to efekt poznańskiej tradycji. Namawianie ludzi na przychodzenie na stadion nie wymaga specjalnych zabiegów, bo każdy wie jak się powinien zachować - przekonuje Markowicz.

Liczby mówią same za siebie. W 28. kolejce spotkanie Lecha z Polonią Bytom obserwowało 13,5 tys. widzów i to tylko dlatego, że klub nie mógł sprzedać więcej biletów. Drugie miejsce przypadło w udziale kielczanom (prawie 10 tysięcy kibiców), a trzecie lubinianom (sześć tysięcy osób, czyli dwa razy mniej niż w Poznaniu). Na pozostałych stadionach frekwencja była symboliczna i to w sytuacji, kiedy rozstrzygały się losy mistrzostwa, pucharów i pozostania w ekstraklasie.

- Na wyjazdach w tym sezonie też byliśmy liderem, co kilka lat temu nie było wcale takie oczywiste. Od trzech sezonów wykorzystujemy jednak całą, przyznawaną nam przez gospodarzy, pulę wejściówek. Inne podejście do wyjazdowych meczów to efekt marketingu szeptanego, a także zmian w świadomości kibiców. Wyprawy do innych miast przestały być traktowane jako okazje do chuligańskich wybryków. Nie mówi się o pociągach grozy, bo po pierwsze agresywne zachowania są tępione, a po drugie ten środek lokomocji wyszedł z mody. Teraz większość z nas przemieszcza się samochodami - przyznaje Markowicz.

Sposób na spędzanie wolnego czasu
Zwrócił on także uwagę na jeszcze jedną kwestię. Młodzi ludzie wyjazdy na mecze przestali traktować jako możliwość wyżycia się i sponiewierania kibiców innej drużyny.

- Podróże na ligowe potyczki stały się sposobem spędzania wolnego czasu. My w stowarzyszeniu nie tolerujemy alkoholizmu i chuligaństwa. Jeśli ktoś przejawia tego typu skłonności, musi sobie znaleźć inne zajęcie. Świadomość wśród kibiców jest coraz większa, więc nie wygląda to w ten sposób, że mamy pogadanki i tłumaczymy, co jest dozwolone, a co nie. Każdy sam potrafi się zdyscyplinować - dodaje szef "Wiary Lecha".

Miernikiem kibicowskiego zaangażowania przestała być aktywność w tzw. ustawkach. Teraz liczy się przywiązanie do barw klubowych i dbanie o wizerunek swój oraz kolegów. - Poza wyjątkami na stadionach ekstraklasy i pierwszej ligi od kilku sezonów nie dochodzi do rozrób, a nawet incydentów. Chuligańskie ekscesy to specjalność niższych lig. Rywalizacja przenosi się na inne pola i czasami zamienia się we współpracę - podkreśla Markowicz.

O tym, że poznańscy kibice wybrali właściwą drogę najlepiej świadczy fakt, że szefowie innych fanklubów korzystają z dorobku "Wiary Lecha" i klubu z Bułgarskiej.

- Nie ukrywam, że już nieraz byłem proszony o udostępnienie statutu naszego stowarzyszenia i naszej umowy z klubem. Przez wielu traktowana jest ona jako wzorcowa. Trudno się nawet dziwić, skoro obie strony są z niej bardzo zadowolone. To, że nie ma między nami sporów świadczy o właściwym podziale ról. Wiadomo, że my musimy się koncentrować na dopingu, a nie na polityce transferowej czy finansowej klubu. Nie słyszałem, żeby komuś to przeszkadzało - zauważa Markowicz.

Robimy to z przekonania, a nie dla pieniędzy
Kibice Kolejorza nie zapracowaliby na taką dobrą opinię, gdyby nie słynne oprawy. Ta poświęcona ofiarom tragedii w Smoleńsku, podczas meczu z Lechią Gdańsk, zrobiła wrażenie nawet na tych, którzy mają z Lechem największą "kosę".

- To był spontaniczny odruch. Biało-czerwona kartoniada była w tej sytuacji czymś naturalnym, bo to nasze narodowe barwy. Uznaliśmy, że trzeba przygotować coś stonowanego. Zajęło nam to tydzień, ale w naszej grupie roboczej, składającej się z 50 osób, nikt nie wycenia czasu pracy. Robimy to charytatywnie. Z przekonania, a nie dla pieniędzy - wyjaśnia Patryk Batura, główny choreograf na Bułgarskiej.

Główny choreograf otwarty na propozycje
Większość opraw to jego pomysły, ale nie uważa się on za człowieka, który ma monopol na kolorowe trybuny. - Jestem otwarty na propozycje. Problem polega jednak na tym, że często zmianę koncepcji wymusza życie. Po prostu nie każdy pomysł możemy realizować ze względu na koszty - dodaje Batura.

Średnio oprawa jednego meczu to wydatek rzędu 10 tysięcy złotych. Zdarzają się jednak okazje ekstra i wtedy budżet na pokaz artystyczny rośnie 3-4 razy.

- Dla mnie wydarzeniem numer jeden była prezentacja wielkiej sektorówki na meczu Pucharu UEFA z Austrią Wiedeń. W całości była ona szyta ręcznie. Jej widok i ośmiu tysięcy chorągiewek robił niesamowite wrażenie. Czy zdarzały się kontrowersyjne oprawy? Moim zdaniem nie, ale po jednym ze spotkań z Legią doszło do ogólnokrajowej debaty nad przeróbką symbolu Legii. Niektórzy sugerowali historyczne odniesienia do zniszczonej w czasie wojny Warszawy, ale zapewniam, że nie takie skojarzenia były naszą intencją - twierdzi człowiek, który oprawami zajmuje się już od dziewięciu lat.

Wycinają, kleją, szyją
W jego grupie "szturmowej" można znaleźć cały przekrój społeczny. W salach gimnastycznych wycinają, kleją i szyją scenografię uczniowie, studenci, urzędnicy, a nawet... szefowie firm. Te ostatnie pomagają nie tylko finansowo, ale również materialnie.

- Mamy takiego sponsora, który daje nam farbę. Nie wszystko da się jednak zorganizować. Dlatego musimy pozyskiwać pieniądze ze zbiórek, klubu i składek członkowskich. Rzadko spotykamy się z odmową - podkreśla szef grupy, w której ramię w ramię pracują 17-latkowie i 35-latkowie.
Oprawa łączy pokolenia i poprawia wizerunek piłki nożnej.

- Myślę, że jest ona nie tylko potrzebna do uatrakcyjnienia widowiska. Dzięki niej łatwiej ściągnąć kibiców na trybuny i stworzyć gorącą atmosferę. Naszą naczelną zasadą jest kreowanie nowych pomysłów. Chcemy być oryginalni i nie powielamy scenografii z innych stadionów. To raczej konkurencja nas podpatruje - uśmiecha się Batura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski