Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy wielodzietni muszą odejść?

Maria Nowak
fot. piotr jasiczek
Z Pawłem Wosickim, o pieniądzach na dzieci, rozmawia Maria Nowak

Zatytułował Pan swoje wystąpienie "Rodziny wielodzietne muszą odejść?" Zabrzmiało to bardzo dramatycznie.

W rządowej ekspertyzie prof. Marka Okólskiego przeczytałem, że - cytuję: nie wydaje się celowe podejmowanie działań w ramach polityki państwa, które zachęcałyby małżeństwa do posiadania dużej liczby dzieci, gdyż byłoby to nieskuteczne i kosztowne. Te słowa mną wstrząsnęły. Dotąd wydawało mi się - pewnie tak jak wielu innym - że brak polityki prorodzinnej państwa wynika z jakiegoś opóźnienia czy zaniedbania i że można to nadrobić. Z tych słów wynika, że może to stać się świadome. W jakimś sensie oznaczałoby to także brak zainteresowania dla już istniejących rodzin wielodzietnych.

Ich sytuacja jest wciąż dramatycznie niedobra.

Tak. Kiedy mówiłem o tym ostatnio na wykładzie w jednej z uczelni, słuchacze nie chcieli w to wierzyć. Większość ludzi uważa, że biedni to są emeryci i osoby samotnie wychowujące dziecko. Tymczasem proszę spojrzeć na wykres: są tu wskaźniki ubóstwa i życia poniżej minimum egzystencji dla różnych grup społecznych. Wykres ma kształt samotnego, ostrego szczytu, który gwałtownie rośnie od pojawienia się trzeciego dziecka w rodzinie. Średni dochód w takiej rodzinie to 514 złotych, podczas gdy samotny rodzic rozporządza średnio 693 zł. Sam fakt posiadania większej liczby dzieci determinuje ubóstwo. Ono się pogłębia, bo obecna drożyzna dotyka te właśnie rodziny najbardziej. Niedawno przyszła do mnie rodzina z piątką dzieci: podwyższone opłaty za wywóz śmieci, liczone od osoby, czyli pomnożone razy siedem, okazały się nie do udźwignięcia. Nawet te różne niewysokie opłaty w takich rodzinach bywają zabójcze. Głównym dotychczas punktem polityki prorodzinnej są odpisy od podatku.A wie pani jak to funkcjonuje w praktyce? Większość rodzin z kilkorgiem dzieci nie ma z czego odpisać tej sumy, bo za mało zarabiają. Rodzina z dwójką dzieci średnio otrzymuje z tego tytułu prawie 700 złotych, rodzina z piątką dzieci średnio zaledwie 300 zł. Na rodzinnej uldze podatkowej korzystają więc najwięcej rodziny małe i zamożne. Na dodatek ta ulga wliczana jest do dochodu, co powoduje często przekroczenie choćby o kilka złotych tzw. kryterium dochodowego, uprawniającego do zasiłku, więc w sumie wiele rodzin wielodzietnych dosłownie na tym traci. Na Słowacji jest tzw. dodatek ujemny - brakującą różnicę między odpisem a ulgą dopłaca się, wspierając w ten sposób biedniejsze rodziny.

A dodatek na kolejne dzieci w rodzinie?

Ten dodatek to 80 zł na trzecie i kolejne dziecko. Paradoksalnie jest to procentowo mniej niż wynosiły takie dodatki w czasach PRL-u. Wraz z zasiłkiem "zwykłym" daje to dziś około 120 zł na dziecko. Tymczasem miesięczny koszt utrzymania dziecka w rodzinie z czwórką dzieci wynosi około 600 zł, czyli jest to zaledwie około 20 proc. tych kosztów. Zawsze mnie dziwi, że dla rodzin zastępczych można uwzględnić realny koszt utrzymania dziecka, dla rodzin wielodzietnych już nie. Rozmawiałem kiedyś ze zdesperowanymi rodzicami, którzy proponowali, że zamienią się dziećmi, będąc nawzajem dla siebie rodzinami zastępczymi, co materialnie by ich uratowało.
Mówi się jednak, że więcej dzieci ma się na swoje własne życzenie.
A potem korzystają z nich wszyscy. Nie ma dobrobytu państwa i obywateli bez młodych pokoleń.

Wróćmy do polityki prorodzinnej.

Jestem po pierwszym spotkaniu z Michałem Boni w grupie poświęconej rodzinie, działającej w ramach komisji wspólnej episkopatu i rządu. Słuchał z zainteresowaniem. Doszliśmy do wniosku, że zanim taka polityka powstanie, trzeba rozwiązać najbardziej palące i bieżące problemy. Jestem więc dobrej myśli.
Sporo się mówi o pomocy dla matek pracujących - żłobki, przedszkola, wydłużony urlop macierzyński.
Dla mnie jest to wspieranie kobiety w pracy, a nie rodziny z małym dzieckiem.

To nie to samo?

Dla mnie nie. Uważam, że te pieniądze powinny trafiać do rodziny, a ona powinna decydować, jaką drogę wybiera. Niech będą żłobki i przedszkola, ale płatne realnie i takie same pieniądze niech otrzymuje matka, wychowująca dziecko w domu. Wtedy wybór jest rzetelny. W Polsce często powołujemy się na to, że na Zachodzie więcej matek pracuje niż u nas - ale nie podaje się, że są to matki mające starsze dzieci, a także że wiele z nich pracuje w niepełnym wymiarze godzin.

Rozwiązań prorodzinnych na świecie jest bardzo dużo i wiele jest ciekawych.

Tak. Weźmy taki kolejny ekonomiczny paradoks dotyczący rodzin wielodzietnych. Kobieta, wychowująca na przykład piątkę dzieci w domu nie otrzymuje emerytury, choć otrzymuje ją nauczycielka ucząca te dzieci czy lekarz nimi się opiekujący. Można powiedzieć, że całe społeczeństwo "korzysta" z tych dzieci, także kiedy dorosną. Czy część składki, jaką płacą oni jako osoby pracujące, nie mogłaby trafiać na konto niepracującej matki? To byłoby nawet wychowawcze, bo dobrze wychowane, pracujące dzieci dostarczałyby matce więcej dochodu.
Właśnie - ten argument powtarza się często: rodzina wielodzietna oznacza patologię i zmarnuje te środki.
Jeśli jest patologia w jakiejś rodzinie, to oczywiście walczmy z nią. Jednak w innych dziedzinach nie przyjmujemy z góry założenia, że pieniądze będą zmarnowane. To bardzo krzywdzące, nie mówiąc już o tym, że długotrwający niedostatek sam jest jedną z przyczyn patologii.

Paweł Wosicki jest prezesem Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski