Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piła: Henryk Stokłosa będzie przepraszał

Ewa Auer
Henryk Stokłosa na pierwszej stronie dwóch pilskich tygodników musi przeprosić Mścisława Brodalę, mieszkańca Śmiłowa, za bezprawne zatrzymanie go 4 listopada 2005 r. Do tego ma mu jeszcze wypłacić 10 tysięcy złotych z odsetkami od lipca 2008 roku.

Sprawa dotyczy wizyty członków Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej w pobliżu sławnej działki nr 85 należącej do Farmutilu, na której kilka miesięcy wcześniej odkryto duże ilości zakopanych nielegalnie szczątków zwierzęcych. Ekolodzy dość liczną grupą wybrali się tam właśnie 4 listopada 2005 r., w asyście policji, by sprawdzić, czy prowadzone są tam "jakieś działania".

- Szliśmy drogą, która wtedy jeszcze była drogą gminną. Samochody ustawiliśmy przed szlabanem, który założył już sobie Stokłosa, choć to nie była wtedy jeszcze jego prywatna droga. Kiedy wracaliśmy, pojawili się ochroniarze i sam Stokłosa. Policja zdążyła już odjechać, koledzy w pośpiechu wsiedli do samochodów, ja nie zdążyłem, zostałem na drodze. No i chwycili mnie ochroniarze, zaciągnęli na teren zakładu. A Stokłosa odgrażał się: jak ci śmierdzi, to cię w gnojówce wykąpię!

Brodala został odbity przez policję, którą zawrócili z drogi inni członkowie stowarzyszenia. Po tym incydencie zarówno Stokłosa jak i Brodala skierowali sprawy do prokuratury, ale ta oddaliła postępowanie. Brodala złożył więc pozew cywilny o naruszenie jego dóbr, podobnie uczynił Stokłosa. Ale to Brodala po latach wygrał. - Pewnie, że czuję satysfakcję. Nie dam się tak traktować, nikomu - mówi.

W tamtym incydencie uczestniczył też drugi członek stowarzyszenia Hubert Karolczak. - Siedziałem już w samochodzie, jak ochroniarze i sam Stokłosa zaczęli mnie z niego wyciągać. On uderzył mnie latarką, byłem w szpitalu. Złożyłem też doniesienie do prokuratury, ale ze względu na to, że moje obrażenia leczyły się krócej niż siedem dni, prokuratura umorzyła postępowanie - tłumaczy.

Henryk Stokłosa też złożył zawiadomienie do prokuratury, ale ta uczyniła podobnie. Uznała bowiem, że to on był stroną atakującą. Karolczak nie dochodził już swoich praw przed sądem cywilnym. - Nie miałem na to pieniędzy, ani czasu - wyznaje.

I tak sąd miał mniej pracy, jeśli chodzi o ustalanie, kto był winny kolejnej przepychanki między członkami stowarzyszenia, a byłym senatorem albo, kto kogo obraził...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski