Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to się robi 5 000 m n.p.m.?

Redakcja
Nawet bardzo prymitywne WC na kaukaskim lodowcu to rarytas
Nawet bardzo prymitywne WC na kaukaskim lodowcu to rarytas ARCHIWUM KATARZYNY WARSZTY
Wysokie góry - marzenie, wyzwanie, walka ze sobą. Wysokie góry to przede wszystkim ekstremalne, nienormalne warunki, w których człowiek musi jakoś funkcjonować, także pod względem higieny czy fizjologii. A nie ma co ukrywać, że na wysokości jest z tym po prostu źle. Jak więc tam radzą sobie kobiety - sprawdzała Katarzyna Warszta.

Generalnie w górach wszyscy jesteśmy równi. No, może faceci mają przewagę przy siusianiu - wystarczy, że odwrócą się tyłem do wszystkich i gotowe. Tylko przy tzw. dwójce, jesteśmy naprawdę równi, bo wszyscy musimy zdjąć spodnie czy kombinezony. I niestety, nic tego nie zmieni. Piękny lodowiec skąpany w oślepiającym słońcu, innym razem prawie pionowa wyzywająca skała lub afrykańskie krajobrazy i żar z nieba - to wszystko jest nic, gdy człowieka przyciśnie "dwójka". Moja koleżanka Magda Kasak poznana pod Kilimandżaro ma podobne spostrzeżenia. - Kiedy byłam w Alpach, miałam naprawdę w porządku ekipę, chłopaki traktowali mnie jak "swojego", jeśli chodzi właśnie o sprawy fizjologiczne. Mówili: Magda "dwójka to dwójka" normalna sprawa... w górach nie ma aż takich podziałów - wspomina.

W górach nie ma intymności

Najgorszy zawsze jest pierwszy raz. A doświadczenie można zacząć zbierać już podczas krótkich nawet wypadów w niższe góry, takie jak choćby Tatry. Jeśli zdecydujemy się wyłącznie na schroniska, to pół biedy, ale jeśli to jest namiot, to doświadczenie zdobędziemy. W górach nie ma sentymentów. Nikogo nie obchodzi, żeś kobieta, że masz napięcie przed-miesiączkowe lub miesiączkę, że może przysługuje ci trochę intymności - tam nie przysługuje. No czasami faceci wyjdą z namiotu, żebyśmy mogły dokonać skromnej toalety.

Na co dzień nie mamy problemu z dostępem do toalety, wody, prysznica, mydła i wielu innych nowoczesnych środków pozwalających dbać o higienę. Jednak w wysokich górach do kobiety szybciej niż się spodziewa dociera, że tu tego wszystkiego nie ma! Afryka. Atlas Wysoki. Dzikie góry. Czterech mężczyzn poznanych na lotnisku w Warszawie tuż przed wylotem i ja, jedyna kobieta. Pierwszy nocleg w górach. Koledzy rozbijają namioty. Postanawiam zejść do strumyczka kilka metrów niżej i umyć się - w całości. No bo nie wyobrażam sobie spania bez mycia po całym dniu marszu pod górę w upale.
Zakładam dwuczęściowy strój kąpielowy. - Owinę dół ręcznikiem i jakoś się umyję w strumieniu - myślę. - Z górą będzie już łatwiej. Schodzę więc. Tymczasem panowie rozlokowali się wygodnie w wejściach rozbitych już namiotów i patrzą, co też wyczynię. Niestety. Już to mnie speszyło, a do tego woda była tak lodowata o zmierzchu, że wyrwałam z niej zanurzoną stopę. Panowie dobrze się bawią. Z trudem umyłam zaledwie zęby.

W namiocie leżę między Jerzym a Januszem. Obaj zaliczyli już wiele wysokich szczytów. - Jak szedłem na Aconcaguę, to przez trzy tygodnie nie rozbierałem się, nawet skarpetek nie zdejmowałem. I nikt nie narzekał - Janusz jakby wyprzedził moją uwagę, którą miałam na końcu języka: - Jakbyś zdjął skarpetki i z butami wystawił je poza namiot, też bym nie narzekała. Ale nic już nie powiedziałam. Widocznie tak musi być. Zresztą szczelnie schowałam się w swoim śpiworze, bo nie miałam pewności, czy i ja nie zaczynam cuchnąć.

Kąpiel w miseczce

Podczas wypraw zdarzają się i "luksusy". Jak przy wejściu na Kilimandżaro. Jako że jest to już góra przedsiębiorstwo, gdzie aby wejść, trzeba słono zapłacić, dostaje się w ramach tej opłaty rano i wieczorem miseczkę ciepłej wody. Naprawdę można w niej, chowając się w namiocie, umyć bardzo wiele. Może nadal nie jesteśmy zbyt czyści, ale mamy przynajmniej lepsze samopoczucie. I nie ma się co dziwić, tylko szybciuteńko przyzwyczaić. Wszak za całą dodatkową toaletę musiały mi wystarczyć nasączone chusteczki higieniczne.

A do tego nie mamy ze sobą szafy czy komody pełnych bielizny i ciuchów, które można zmieniać w ciągu dnia tyle razy, ile się zechce. O nie, bo podczas takiego wyjazdu wszystko, co potrzebne na kilka tygodni, trzeba nosić na własnych plecach - namiot, śpiwór, ubrania, przybory toaletowe, jedzenie, kuchenkę i gaz do gotowania, latarkę, baterie i wiele drobiazgów niezbędnych do przeżycia.
Co więc spakować? Za pierwszym razem przez tydzień odkładałam większość rzeczy z przygotowanej wcześniej listy. Ostatecznie zostało prawie nic: dwie "oddychające" koszulki z krótkim rękawem, jedna taka sama z długim, bielizna termoaktywna (do spania), ze trzy pary majtek, cztery pary skarpetek, polar gruby i cienki, kurtka gore, mydło, szczoteczka do zębów, turystyczny ręcznik i cały zestaw środków higienicznych na "te dni". Na szczęście technologie poszły tak do przodu, że można zabrać ze sobą zajmujące niewiele miejsca tampony. Nie musimy już, jak to opisywała nasza słynna himalaistka Wanda Rutkiewicz, skradać się do ogniska i wrzucać do niego chyłkiem, lekko zawstydzone, podpasek.

Hormonalny szał

Radzę się też żadnej kobiecie nie łudzić, że może tak wybierze termin wyprawy, aby ominąć niebezpieczny czas miesiączki. Taka kalkulacja prawie zawsze zawodzi. Wiadomo zmiana klimatu, strefy czasowej, potężny wysiłek fizyczny, często długotrwały stres - i nie ma mocnych, organizm głupieje i przestawia się, jak chce.

Pamiętam, że mając taką wiedzę, przed wyjazdem do Afryki, zastosowałam - genialne - w moim mniemaniu rozwiązanie. Jako kobieta nowoczesna zafundowałam sobie tzw. sztuczną menopauzę. Wystarczyło jedno małe ukłucie w brzuch i spokój na trzy miesiące zapewniony. Niestety, menopauza - nawet sztuczna i krótkotrwała - swoje prawa ma. Przygotować się trzeba więc na dolegliwości przekwitającej kobiety, czyli na zmienność nastrojów, uderzenia gorąca. Po paru godzinach marszu w upale, z dwudziestokilogramowym plecakiem i ciągle pod górę, kiedy organizm był na skraju wytrzymałości, dawały o sobie znać hormony, które nagle zwariowały. Z trudem opanowywałam narastającą wściekłość, żeby nie pozabijać moich współtowarzyszy. Do rana wszystko wracało do normy, ale po południu następnego dnia było to samo.

Odmrożone pośladki, cieplutka butelka

Ludzie wspinający się w górach lubią opowiadać różne historie, jakie im lub znajomym przytrafiły się podczas wypraw. Słyszałam więc o odmrożeniach pupy podczas wydalania przy bardzo niskiej temperaturze otoczenia. I należy te opowieści traktować serio. Wystarczy samemu znaleźć się na dużej wysokości, gdy na dworze jest na przykład minus 30 stopni, a do tego wieje lodowaty wiatr i spróbować zrobić "dwójkę". Wiadomo, że zwykle szczelnie osłonięta pupa jest bardziej podatna na odmrożenia niż inne części ciała. Zdarzało się także, że niedoświadczeni alpiniści załatwiali się, nie przestrzegając zasady, aby poszukać miejsca osłoniętego od wiatru (choć czasami na lodowej pustyni trudno takie znaleźć) i wracali do namiotu z kałem przymarzniętym do spodni.
A co, kiedy jest już naprawdę wysoko i tak zimno, że nie można nawet wyjść z namiotu? To nie pozostaje nic innego, jak wysiusiać się w śpiworze do... butelki. Tu mężczyźni znowu, oczywiście, mają łatwiej. Dodam tylko, że tak napełniona butelka spełnia bardzo pożyteczną funkcję - ląduje w śpiworze, grzejąc nogi.

Droga ludzkimi odchodami

Czasami przy miejscach wyznaczonych na obozowiska, są także miejsca na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Ale niekiedy dojście do nich to mrożąca krew w żyłach wyprawa - po śliskim lodzie trzeba dojść do chwiejnej drewnianej latryny z dziurą zamiast deski klozetowej usytuowaną nad kilkusetmetrową przepaścią. Zdarza się, że i parcie w jelitach przechodzi z wrażenia.

Najgorzej, gdy kogoś dopadnie - o co nietrudno w ekstremalnych warunkach - biegunka podróżnych. Pół biedy, jeśli idziemy w terenie skalistym, gdzie jest dużo kamieni, za którymi można się schować. Gorzej, gdy jesteśmy na otwartej śnieżnej przestrzeni, kiedy musimy załatwiać się na oczach współtowarzyszy i całkiem obcych wspinaczy z innych ekip. Na zupełnie pustej przełęczy pod Elbrusem widziałam grupkę osób, które przykucnęły "za potrzebą" jak stado ptaków, za kamieniem wielkości ludzkiej głowy.

Oczywiście nie zawsze da radę wykopać dziurę i zakopać po sobie nieczystości, szczególnie na lodowcu. Wszędzie więc widać te ludzkie ślady. Ale czasami nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kiedyś znajomy opowiadał mi, jak zagubił się we mgle podczas podejścia na Mont Blanc. - Kiedy już zaczynałem wpadać w panikę, to wyobraź sobie, że nic mnie tak jeszcze w życiu nie ucieszyło, jak widok wymiocin i "dwójek" pozostawionych przez wspinaczy na śniegu. Szedłem ich śladem i odnalazłem drogę - opowiadał mi.

Wysokie góry są niezwykłe, ale jak już chcemy je zdobywać, musimy się zgodzić nie tylko na olbrzymi wysiłek fizyczny, uciążliwe dolegliwości związane z brakiem aklimatyzacji, ale także na brak elementarnej higieny. I jeszcze na to, że czasami najgorszym, co możemy usłyszeć od współtowarzysza wyprawy jest pytanie: czy ja już tak śmierdzę jak ty? Ale to normalka...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski