Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego najszybszy biały sprinter na świecie został... dziennikarzem poznańskiej telewizji

Radosław Patroniak
- U nas nie ma pomysłu na to, co zrobić z zawodnikami spoza podium największych imprez - żali się Marcin  Urbaś
- U nas nie ma pomysłu na to, co zrobić z zawodnikami spoza podium największych imprez - żali się Marcin Urbaś W. Wilczyński
11 lat temu był najszybszym białym człowiekiem świata. Teraz jest reporterem sportowym w Telewizji WTK i trenerem w Szkole Biegania. O Marcinie Urbasiu, chłopaku z Krakowa mieszkającym od czterech lat w Poznaniu, pisze Radosław Patroniak.

O Urbasiu, o tym, że może pokazać plecy takim gościom jak Maurice Greene czy Frankie Fredericks (jedni z najlepszych sprinterów w historii lekkiej atletyki), namiętnie dyskutowaliśmy w redakcji 11 lat temu. Potem mieliśmy pomysł, żeby długowłosy chłopak z Krakowa zaśpiewał razem z Patrycją Markowską na naszym Balu Sportowca, bo ich piosenka "Musisz być pierwszy" stała się przebojem na listach radiowych. Minęło dziesięć lat i spotkaliśmy się na... Balu Piłkarza. Marcin jednak nie śpiewał, tylko relacjonował imprezę dla Wielkopolskiej Telewizji Kablowej.

Kolce do szafy
Kilka dni temu rozmawialiśmy o jego sportowej karierze w poznańskiej Galerii Malta. W dobrym momencie, bo właśnie mija rok, kiedy w wieku 34 lat ogłosił, że kolce wrzuca do szafy. Po dziesięciu latach od czasu, kiedy był u szczytu sławy. Wtedy powstał też utwór "Musisz być pierwszy". Urbaś był jeszcze pierwszy w 2002 r. na halowych mistrzostwach Europy w Wiedniu, ale potem przestał wygrywać, aż stracił motywację i cierpliwość do walki z rywalami oraz... działaczami.

- Nie traktuję tego jak klątwy. Leczyłem kontuzję i z inicjatywy mojego kolegi, poznaniaka Norberta Rokity, poszedłem na dwie godziny do studia nagrań. Teledysk na stadionie bydgoskiego Zawiszy nakręciliśmy w pół dnia. Piosenka miała mnie i Patrycji pomóc wypromować się. Cel został osiągnięty, ale nigdy jej nie zaśpiewaliśmy razem na żadnej imprezie. Dzisiaj nawet nie pamiętam jej słów. Skutek uboczny był taki, że niektórzy ludzie zaczęli mówić, że Urbaś rozmienia się na drobne, ale to nie była prawda - tłumaczy sprinter, który jako drugi biały człowiek na świecie przebiegł 200 metrów poniżej 20 sek. (19,98 w półfinale MŚ w Sewilli w 1999 r.).

Kontuzja mięśni
Prawda natomiast kryła się nie w mikrofonie, tylko w mięśniach. - Na początku 2000 r. pojechałem na halowe ME do Gandawy. Byłem w życiowej formie, na treningach "wykręcałem" najlepsze czasy na świecie. Cóż z tego, skoro w biegu eliminacyjnym w jednej chwili rozwaliłem sobie mięsień dwugłowy i czworogłowy. W dodatku właściwa diagnoza nastąpiła dopiero po trzech miesiącach, gdy nie mogłem już normalnie chodzić.

Myślałem, że ludzie już o mnie całkiem zapomnieli

Na igrzyskach w Sydney pobiegłem, ale już nie tak szybko jak w Sewilli. Wszyscy myśleli, że na zawołanie będę schodził poniżej 20 sekund, a wyczynowe bieganie to złożony temat. Pewnie gdybym stanął na podium, byłbym ustawiony do końca życia, ale z perspektywy czasu wolę swój unikatowy wynik niż worek medali - przyznaje mieszkaniec Rataj i mąż byłej sprinterki AZS i Olimpii Poznań Karoliny Wachowiak.

O jeden bieg za wcześnie
Historyczny bieg w stolicy Andaluzji (19,98 to wciąż piąty wynik w Europie) też nie dał medalu Urbasiowi, bo rewelacyjny czas osiągnął w półfinale, a nie w finale, w którym zajął piąte miejsce.

- W biegu na wynik składają się "popierdółki". Czasami wiatr mocniej zawieje w plecy, kiedy indziej wiraż pokona się jak prostą, a na to człowiek nie ma wpływu. Poza tym wtedy szykowałem się na półfinał, bo to miał być szczyt moich możliwości. Sprinter ma zawsze jeden strzał w sezonie, kiedy biegnie o 0,2-0,3 sek. szybciej niż zwykle. Mój strzał nastąpił więc o jeden bieg za wcześnie, ale niczego nie żałuję - dodaje były zawodnik AZS AWF Poznań i AZS AWF Kraków.

Gorzkie żale
To nie znaczy, że Urbaś nie ma do nikogo żalu. Bez ogródek mówi o postawie działaczy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. - Przed igrzyskami w Pekinie miałem drugi wynik w kraju, a do Chin pojechał zawodnik z czwartym rezultatem. Do sposobu działania PZLA jestem tak zrażony, że nie chcę mieć z tymi ludźmi nic wspólnego. U nas nie ma pomysłu na to, co zrobić z zawodnikami spoza podium największych imprez. Jak nie masz medalu z igrzysk, MŚ lub ME, jesteś traktowany jak szmaciarz - mówi rozżalony Urbaś.

Rok temu wysłał informację o zakończeniu kariery do Polskiej Agencji Prasowej. Zapewnia, że musiała ona dotrzeć też do lekkoatletycznej centrali. Mimo to nie doczekał się nawet zaproszenia na kawę.

- W związku zachowują się tak, jakby czekali na mój dobry wynik i martwili się na zapas, czy znajdą środki na odgórnie przyznawane stypendium. Kontuzje i wiek zrobiły jednak swoje. Na bieżni już się nie pojawię, czyli w stolicy mogą spać spokojnie - dodaje Marcin Urbaś.

Taniec sprintera
Do Poznania przeprowadził się cztery lata temu, bo lubi to miasto nie tylko za... niższe ceny mieszkań. - Budowałem w Krakowie dom, ale musiałem go sprzedać i kupić mieszkanie w bloku. Wtedy tutaj mieszkania były o 40 tys. zł tańsze. Nie żałuję tej decyzji, bo Poznań jest podobny do Krakowa - przekonuje uczestnik dziesiątej edycji "Tańca z gwiazdami".

Ze swojego występu w telewizyjnym show TVN jest dumny i podkreśla, że ma się czym pochwalić. - Po pierwsze, to ubiegłoroczną propozycją producentów programu byłem bardzo zaskoczony, bo myślałem, że ludzie już o mnie zapomnieli. Po drugie, to jest konkurs popularności, a nie umiejętności. A mnie udało się dojść do siódmego odcinka i pokonać takie gwiazdy jak Grażyna Wolszczak i Piotr Zelt. A po trzecie, to niektórymi rzeczami, występującymi w świecie show-biznesu, byłem zdegustowany i zniesmaczony - zauważa Urbaś i ucina wątek, pamiętając o zapisach obowiązującej go z TVN umowy.

Droga do WTK

Do WTK trafił jednak nie poprzez "Taniec z gwiazdami", tylko dzięki złożeniu aplikacji i programowi "Rozgrzewka". - W maju poprzedniego roku poproszono mnie o przygotowanie telewidzów do startu w kolejnej edycji Poznań Maraton. Program cieszył się dużą oglądalnością, ale w styczniu i tak byłem zwykłym uczestnikiem rozmów kwalifikacyjnych. Sportowy Poznań kojarzy mi się z dominacją piłkarzy Lecha, ale w tym mieście jest też wiele innych drużyn i dyscyplin, które mogłyby być docenione - twierdzi Urbaś.

W nowej rzeczywistości odnajduje się też jako trener drużyn, a także mniej lub bardziej znanych zawodników. - Kilka miesięcy temu z kolegą założyliśmy Szkołę Biegania. Mamy ofertę skierowaną do wyczynowców, bo okazuje się, że w naszym kraju za szybko kładzie się nacisk na trening specjalistyczny, zamiast na ogólnorozwojowy. Z naszych usług korzystają piłkarze Warty i MSP Szamotuły- wyznaje były sprinter.

Nie chce wyważać otwartych drzwi i dlatego robi w życiu to, co umie najlepiej. - Ostatnio z Arkadiuszem Mąkiną otworzyliśmy Akademię Treningu Indywidualnego. W tym przypadku ofertę kierujemy do wyczynowców, jak i amatorów. Zgłaszają się już znani sportowcy, ale chcą być anonimowi. Może bez rozgłosu dojdą do większych sukcesów niż ja - zamyka rozmowę człowiek, który mógł zrobić karierę na miarę Roberta Korzeniowskiego, Ada-ma Małysza czy Justyny Kowalczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski