Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Genealogia ociekająca seksem

Redakcja
Prezes OTG Maciej Kowalczyk prezentuje asortyment podrzucany niegdyś do łóżka nowożeńcom
Prezes OTG Maciej Kowalczyk prezentuje asortyment podrzucany niegdyś do łóżka nowożeńcom Marek Weiss
Trudno wyobrazić sobie naszych prapraprzodków podczas pierwszych doznań seksualnych w noc poślubną. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie, że musieli oni kochać się na oczach weselników. Stres, napięcie, brak doświadczenia, niepewność, czy wszystko wyjdzie... Dopiero dziś możemy docenić ich bohaterstwo, dzięki któremu mogliśmy sami pojawić się na tym świecie - pisze Marek Weiss.

Czy współczesne zwyczaje weselne są istotne dla uznania ważności małżeństwa? Czy może odbyć się ślub bez toastu, wołania "gorzko, gorzko!", publicznego pocałunku pary młodej i oczepin? Odpowiedź jest oczywiście twierdząca, bo nie są to warunki konieczne. Odwrotnie niż w dawnych czasach.

Posag i wiano za dziewictwo

W średniowieczu małżeństwo było umową między panem młodym a opiekunem jego wybranki, którym najczęściej był jej ojciec lub brat. Nie trzeba było iść do urzędów stanu cywilnego, których zresztą jeszcze nie było. Nie było też obowiązku rejestracji w związku wyznaniowym. Były jednak za to inne wymogi: zmówiny, czyli umowa przedślubna obu rodzin, oraz zdawiny, czyli oddanie panny młodej przez jej opiekunów pod władzę męża. Kobieta stawała się mężatką, siadając na kolanach mężczyzny lub... zostając przez niego zdzielona batem. Koniecznym dopełnieniem całości były pokładziny. Ten praktykowany przez stulecia zwyczaj polegał na cielesnym obcowaniu nowożeńców w noc poślubną w obecności weselników.

- Znaczenie pokładzin w prawie majątkowym małżeńskim było bardzo ważne. Z chwilą bowiem pomyślnego zaliczenia łóżkowego sprawdzianu mąż zyskiwał prawo do posagu żony, z kolei żona zyskiwała prawo do wiana. Ponadto córka definitywnie wychodziła spod władzy rodzicielskiej i mogła przyjąć podarki od swojego dopiero co poślubionego męża - wyjaśniał Maciej Kowalczyk, prezes OTG.
Nic dziwnego, że do całego obrzędu przywiązywano ogromną wagę. Gdy zbliżała się wyznaczona godzina, zamężne krewniaczki pana młodego brały jego wybrankę do jednej z komnat, gdzie rozbierały ją do naga.

"Dokładnie ją oglądają ze wszystkich stron, baczą, czy nie znajdzie się tam kropla krwi lub agrafka albo też kawałek bawełny nasyconej czerwonym syropem" - czytamy w opisie pokładzin z czasów króla Władysława IV. - "Jeśli niczego nie znajdą, wdziewają na pannę młodą piękną koszulę, całkiem białą i nową, po czym układają ją między dwoma prześcieradłami. Wówczas każą panu młodemu przyjść do rozebranej, by się z nią położył. Większość z tych, co towarzyszą uroczystościom, wkracza do pokoju z dudami, tańcząc każdy ze szklanicą w ręku. Kobiety podskakują i klaszczą w dłonie, aż się małżeństwo do końca spełni. A jeśli przy tym usłyszą oznaki radości panny młodej, wszyscy zgromadzeni z miejsca poczynają skakać, wrzeszcząc z uciechy. Rodzice pana młodego pozostają na straży koło łoża, by się ten obrządek spełnił i by dać pannie młodej świeżą koszulę, całkiem białą, jeśli na tej, którą jej zdejmują, znajdą ślady dziewiczości".
Nazajutrz brudną koszulę panny młodej obnoszono ulicami na dowód jej dziewiczości i męskości jej męża. Co jednak, gdy okazywało się, że panna młoda jest już pozbawiona oznak honoru? Wówczas wesele przerywano, a jej rodzice "popadali w zawstydzenie i niesławę. Niszczono izbę, dziurawiono garnki i tłuczono szklanice, w których pito". Na szyi matki panny młodej wieszano chomąto, ustawiając ją w kącie, po czym śpiewano jej ordynarne przyśpiewki za to, że nie czuwała nad zachowaniem honoru córki. Pan młody miał do wyboru bądź wybrankę zatrzymać, bądź ją odrzucić. Jeśli decydował się na pozostanie z nią, musiał być przygotowany na wszelkie upokorzenia, jakie z tego powodu będzie znosił.

Noc poślubna w internecie

Z czasem zatracony został rytualny charakter pokładzin. Przyjęły one nieco bardziej cywilizowaną formę i stały się elementem folkloru wiejskiego. Goście weselni poprzestawali na zamykaniu na noc nowożeńców w komórce i podsłuchiwaniu pod drzwiami bądź podrzucaniu im do łóżka lalki, chustki, jabłka, świętego obrazka, cepa, a nawet kłonicy. Bywało też, że przed nowożeńcami posłanie było grzane przez... ojca pana młodego. Pokładziny jeszcze w XIX w. były nieodzownym elementem wiejskiej uroczystości weselnej, a w niektórych regionach odbywały się jeszcze na początku ubiegłego stulecia.

Zdaniem niektórych osób, kontynuacją pokładzin jest współczesny zwyczaj zamieszczenia przez nowożeńców w internecie nagrań ze swojej nocy poślubnej. Wielu jednak wzdycha za dawnymi zwyczajami. Są nawet osoby, które chciałyby reaktywować pokładziny. Podczas konferencji zgłoszono pomysł, aby umieścić je w prawie lokalnym. Puszczono wśród obecnych listę z podpisami popierającymi tę inicjatywę. Niestety, z niewiadomych przyczyn zaginęła. Jak widać, pokładziny mają dziś nie tylko zwolenników.

Okrucieństwo za zdradę

A co groziło amatorom cudzołóstwa? Kary zmieniały się na przestrzeni wieków dość znacznie. W Księdze Powtórzonego Prawa można znaleźć m.in. takie zalecenie: "Jeśli dziewica została zaślubiona mężowi, a spotkał ją inny jakiś mężczyzna w mieście i spał z nią, oboje wyprowadzicie do bramy miasta i kamienować ich będziecie, aż umrą: młodą kobietę za to, że nie krzyczała będąc w mieście, a tego mężczyznę za to, że zadał gwałt żonie bliźniego".

Z kolei Ewangelia św. Mateusza podaje, że "Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła".
Tysiąc lat temu u Słowian skok w bok mógł także pociągnąć za sobą poważne konsekwencje. Oczywiście jeśli został ujawniony. Mężczyznę, którego przyłapano na cudzołóstwie, wolno było zabić lub przybić gwoździem przez mosznę do drzewa lub mostu targowego. Dawano mu nóż do ręki, więc miał do wyboru hańbiącą śmierć w miejscu publicznym lub uwolnienie się przez odcięcie sobie genitaliów.

- W przypadku kobiet było kilka możliwości. Mąż miał prawo ją zabić lub okaleczyć odcinając nos. Mógł także zabrać ją w miejsce publiczne, gdzie wycinano jej srom, co często było równoznaczne ze śmiercią z powodu wykrwawienia. W celu jeszcze większej hańby wycięty srom jako piętno wieszano na drzwiach jej domu - mówił w swojej prelekcji Sebastian Przybylski.

Zdrada to przestępstwo?

Zwyczaj karania za cudzołóstwo, choć już nie tak surowy, zachował się na wsi aż do początków XX wieku. Winnych ubierano w chomąta i wędzidła, zaprzęgano do wozu i kazano ciągnąć go przez całą wieś. Czasami wywożono ich na taczce z kupą gnoju (opis tego wydarzenia znajdziemy w "Chłopach" Władysława Reymonta).

Cudzołożnicy mają dziś o wiele łatwiejsze życie. Prawo nie przewiduje za to kary, co nie oznacza, że seks nie znajduje się w orbicie zainteresowań prawników. Joanna Haberko z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza twierdzi, że prawnicy jak najbardziej interesują się nim, ale głównie po godzinach. W pracy zajmują się nim wtedy, gdy stanowi przestępstwo, choć nie tylko.

- Art. 23 Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego mówi, że małżonkowie mają obowiązek pożycia fizycznego. Co do seksu pozamałżeńskiego, jest on wart uwagi jedynie, gdy przypada na okres koncepcyjny i jego konsekwencją jest poczęcie. A stąd już blisko do kwestii ustalenia ojcostwa. W myśl prawa nie wystarcza do tego samo badanie DNA. Konieczne jest jeszcze, aby mężczyzna obcował z matką dziecka w przedziale 181-300 dni przed porodem. Przyjęto bowiem taki okres trwania najkrótszej i najdłuższej ciąży. Podobnie przy zaprzeczeniu ojcostwa trzeba się trzymać tych samych ram czasowych - tłumaczyła Joanna Haberko.

Dola siubra

No i na koniec losy owoców tych zakazanych związków. Dobrze można je poznać na przykładzie statusu prawnego nieślubnego dziecka w zaborze pruskim. Dziś, gdy wiele par decyduje się na dziecko, nie planując ślubu, trudno uwierzyć, że kiedyś taka sytuacja wiązała się z dużą dezaprobatą środowiska. Na określenie dziecka nieślubnego używano obraźliwych słów, z których bękart, siubr, podrzutek, najdek czy wylęganiec należały do najłagodniejszych. Ciekawostką jest, że w metrykach kościelnych zaboru pruskiego w specjalnej rubryce zaznaczano, czy dziecko pochodzi z prawego czy lewego łoża. Co więcej, przy kobietach biorących ślub precyzowano, czy jest ona dziewicą, czy też nie. Jak widać, ówcześni księża musieli mieć sprawdzonych informatorów.

- Jeśli ojciec nieślubnego dziecka chciał mieć prawa rodzicielskie, a nie chciał wiązać się z jego matką, musiał uzyskać zgodę Kanclerza Rzeszy. A jeśli sam był w związku małżeńskim, dodatkowo musiał jeszcze wystarać się o zgodę swojej prawowitej małżonki. Można się domyślać, którą zgodę było mu trudniej uzyskać - tłumaczy Aneta Franc.

Zasoby Archiwum Państwowego w Poznaniu kryją wiele dokumentów traktujących o obyczajowości i moralności minionych wieków. Treść niektórych z nich, pochodzących nawet sprzed trzech wieków, jeszcze dziś wywołuje rumieńce na twarzach. To najlepszy dowód, że nawet surowe zakazy i naciski społeczeństwa nie były w stanie zniechęcić do szukania erotycznych przygód. Kto wie, może nawet dostarczały kochankom dodatkowej adrenaliny w łóżku.

Genealogia w objęciach Amora
Rozmowa z Maciejem Kowalczykiem i Jarosławem Pustkowskim z Ostrowskiego Towarzystwa Genealogicznego
Seks i genealogia to rzadkie zestawienie. Chyba jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby połączyć jedno z drugim...

Maciej Kowalczyk: Długo zastanawialiśmy się nad tematem naszej konferencji, ale frekwencja pokazała, że ten, który wybraliśmy, okazał się trafiony. Seks jest ściśle związany z genealogią. Można nawet powiedzieć, że bez niego w ogóle nie byłoby genealogii. A poza tym seks interesuje chyba wszystkich, choć jednych bardziej teoretycznie, innych bardziej praktycznie.

Czy interesuje także ostrowskich genealogów?

Jarosław Pustkowski: Jak najbardziej, choć również i w naszych szeregach są teoretycy i praktycy. Powstała nawet wewnętrzna opozycja zarzucająca nam, inicjatorom konferencji, że nie wszyscy w OTG znają się na seksie. Podzieliliśmy się więc na tych, którzy znają się na genealogii, i na tych, którzy znają się na seksie. Nie są to zbiory rozłączne i częściowo zachodzą na siebie.

A może seks jest dobrym sposobem na zainteresowanie ludzi genealogią?

M.K.: W pewnym sensie tak jest istotnie. Udało nam się przyciągnąć sporą grupę zupełnie nowych osób, które wcześniej nie bywały na na-szych spotkaniach. Na pamiątkę każdy z obecnych otrzymał od nas coś, co być może zawsze chciał kupić, ale wstydził się o to spytać, czyli wydawnictwa z serii Harlequin. Mamy nadzieję, że sięgając po nie, czytelnik pomyśli nie tylko o seksie, ale i o genealogii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski