Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieciom fundują korepetycje z literek

Redakcja
W zajęciach z języka angielskiego metodą Helen Doron biorą udział półtoraroczne maluchy
W zajęciach z języka angielskiego metodą Helen Doron biorą udział półtoraroczne maluchy Waldemar Wylegalski
Angielski metodą Helen Doron, przedszkole Montessori, szkoła waldorfska, zajęcia sportowe dla najmłodszych, warsztaty wspomagające rozwój niemowląt. Czy alternatywne metody nauczania i dodatkowe zajęcia pomagają dzieciom osiągnąć sukces w życiu i uczynią je szczęśliwymi ludźmi? - sprawdza Marta Żbikowska.

Jagoda, Anita i Marzena poznały się na forum dla młodych mam. Ich dzieci mają po dwa lata. Wszystkie urodziły się w jednym miesiącu. Młode mamy są z Poznania, więc postanowiły się spotkać. Zaprzyjaźniły się. - Na początku wszystkie byłyśmy przejęte nową rolą, rozmowy raczej o kupkach i ulewaniu - wspomina Jagoda. - No a potem zaczęło się porównywanie. Czyje dziecko przewraca się już z brzuszka na plecy, a czyje wyciąga rączki po zabawki. Około roczku to już było prawdziwe szaleństwo w czekaniu na to, który maluch pierwszy zacznie chodzić.

Początek wyścigu

Jagoda tak zestresowała się tym, że jej Michaś odstawał od dzieci koleżanek (bo nie przewracał się z brzuszka na plecy), że zapisała synka na rehabilitację. - Chodziłam z nim na dość drogie ćwiczenia, których Michaś nie lubił. Dzisiaj widzę, że niepotrzebnie go maltretowałam - przyznaje Jagoda. - Może tak właśnie zaczyna się wyścig szczurów? Bo za wszelką cenę chcemy, żeby nasze dziecko w żaden sposób nie odstawało od rówieśników.

Potem okazuje się, że samo nieodstawanie to mało. Bo oznacza przeciętność. A przeciętności nikt nie lubi. Rodzice szukają więc sposobu, aby swoje wyjątkowe dziecko jeszcze bardziej wyróżnić. Ważne też, aby wyposażyć malucha w takie umiejętności, które dadzą mu gwarancję osiągnięcia szczęścia i sukcesu w przyszłości. Dobrze też, jeśli przy okazji dziecko jest radosne, zadowolone, pewne siebie, przebojowe, a jednocześnie wrażliwe i empatyczne, potrafi świetnie liczyć i nawiązywać przyjaźnie. Lubi i umie pracować w grupie oraz jest inteligentnym indywidualistą. Tylko jak osiągnąć taki ideał?

Angielski dla niemowlaka

Aby było łatwiej zaczyna się już w wieku niemowlęcym. Na język angielski metodą Helen Doron można zapisać już trzymiesięczne niemowlęta. - Na razie nie mamy jeszcze grupy takich maluszków, ale jesteśmy przygotowani do zajęć z niemowlętami - zapewnia Karolina Barańska, właścicielka centrum Helen Doron przy ulicy Niecałej w Poznaniu. Najmłodsze dzieci uczące się angielskiego przy Niecałej mają po półtora roku. Lekcje dla nich odbywają się w formie zabawy. Dzieci osłuchują się z językiem, spędzają miło czas z rówieśnikami, a także mają okazję do zabaw z rodzicami.

- W przypadku najmłodszych uczestników obecność rodzica jest konieczna - mówi Karolina Baranowska. - Może się wydawać, że półtora roku to za wcześnie na naukę języka, ale przecież nawet do półrocznych niemowląt mówimy, mimo że nas nie rozumieją w sensie dosłownym. Pokazujemy, gdzie jest nos, ręka, buzia, a dziecko i tak nas nie rozumie, ale nie można powiedzieć, że ta wiedza jest mu niepotrzebna.
Rodzice przyprowadzający maluchy na angielski twierdzą, że nie spodziewają się sukcesów lingwistycznych. Przekonują, że bardziej interesuje ich ciekawa forma spędzania czasu. - Nigdy nie wiadomo, co i kiedy się komu przyda - mówi tata czteroletniej Zuzi. - Znajomi przeprowadzili się do Stanów i okazało się, że ich syn, który chodził na angielski metodą Helen Doron o wiele szybciej zaczął posługiwać się obcym językiem, niż jego rówieśnicy, którzy też nagle znaleźli się za granicą i na takie zajęcia nie chodzili.

Zuzia, oprócz angielskiego, chodzi także na basen, ale na razie przerwała pływanie, bo za często łapała infekcje. Za to uczęszcza do szkoły baletowej. - Zobaczyła kiedyś bajkę i zapragnęła zostać baletnicą - mówi jej tata. - Zapisaliśmy ją do państwowej szkoły baletowej. Rozpatrywaliśmy szkołę prywatną, ale tam przed przyjęciem dzieci biorą udział w castingu. Nie chcieliśmy narażać naszej córki na taki stres.

Piaskownica też rozwija

Instytut Małego Dziecka im. Astrid Lindgren w Poznaniu proponuje grupy zabawowe dla dzieci od urodzenia do 18. miesiąca życia. "Wspólne zajęcia dorosłych i dzieci mają na celu tworzenie optymalnych (bezpiecznych i inspirujących) warunków rozwojowych dla najmłodszych dzieci oraz wspieranie opiekunów w ich roli rodzicielskiej" - zachęca strona internetowa IMD.

- Każde dziecko rozwija się we własnym rytmie i rolą rodziców i opiekunów jest ten rytm obserwować oraz dostosowywać zajęcia do potrzeb dziecka - mówi Anna Basińska z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM. - Nie trzeba dzieci posyłać na specjalistyczne zajęcia, aby nabyło nowe umiejętności. Wiele rzeczy można wypracować własnym sumptem. Oferta edukacyjna i wychowawcza jest tak bogata, że można odnieść wrażenie, iż bez uczestniczenia w odpowiednich zajęciach dzieci sobie nie poradzą. Tymczasem, jak przekonuje Anna Basińska, aby nauczyć maluchy współżycia w grupie wystarczy wyjść do piaskownicy.

- Należy pamiętać, że podstawową relacją dziecka jest związek z matką. W zależności od jakości tej relacji dziecko będzie lepiej lub gorzej radzić sobie w kontaktach z ludźmi - twierdzi Basińska. - Zamiast więc posyłać dziecko na kolejne warsztaty, warto spędzać z nim więcej czasu. To na pewno przyniesie wymierne korzyści.

Początki kariery

Dla wielu rodziców wybór przedszkola to już planowanie pierwszego kroku na ścieżce kariery. Placówki zresztą, szczególnie te prywatne, prześcigają się w ofertach. Wyjścia na basen i lekcje angielskiego to już w zasadzie standard. Wiele przedszkoli proponuje maluchom lekcje tenisa, naukę tańca, śpiewu, gry na instrumentach muzycznych, a także zajęcia z judo, czy karate. Wszystko dodatkowo płatne.

Maria sceptycznie podchodzi do tego typu zajęć, ale swojego syna na nie posyła, żeby nie czuł się wyobcowany w grupie. - Nie chciałabym, by ktoś pomyślał, że oczekuję po przedszkolu dziecka mówiącego w obcym języku, tańczącego walca, malującego obrazy i pływającego kraulem - mówi Maria. - Jednakże gdy przyjrzałam się z bliska tym zajęciom, doszłam do wniosku, że jest to wydawanie pieniędzy, a dzieciaki nie rozwiną się bardziej, niż przy normalnym zainteresowaniu pań przedszkolanek i rodziców.

Posyłanie dzieci na wątpliwej jakości zajęcia mija się z celem. Ale zostawianie go w przedszkolu, jak w przechowalni też nie ma większego sensu. Co zatem wybrać? Niektórzy rodzice decydują się na alternatywne metody wychowawcze, które mają dać dzieciom lepszy start w dorosłość.

Absolwenci przedszkola

Prywatne Przedszkole Montessori "Bambini" działa w Poznaniu od 2002 roku. Stosowana tu szczególnie metoda wychowawcza ma pomóc w rozwijaniu kreatywności, samodzielności, logicznego myślenia. - Nasi absolwenci dostają się do wybranych szkół, zdobywają wysokie miejsca w olimpiadach matematycznych, są dobrze przygotowani do rozpoczęcia nauki w szkole i do życia w ogóle - przekonuje Małgorzata Stankiewicz-Klimka, właścicielka placówki.

Metoda Montessori pomaga w kształtowaniu pojęć poprzez doświadczenie. Dzieci układają klocki poznając ich ciężar, wielkość, kolor. Po pewnym czasie rozumieją, co znaczy większe, mniejsze, grubsze, cieńsze. Przelewając wodę z naczynia do naczynia odkrywają pojęcia: pusty, pełen, więcej, mniej. - Bardzo ważny jest u nas porządek i kolejność wykonywania zadań - tłumaczy Małgorzata Stankiewicz-Klimka. - Nasze pomoce muszą być estetyczne, wykonane z najlepszych materiałów, posiadają odpowiednie kolory.
Choć przedszkole zapewnia, że dba o odpowiedni rozwój dziecka, nie wszystkim rodzicom to wystarcza. Pęd do doskonałości przyjmuje czasem oblicze absurdu. - Raz mieliśmy sytuację, że rozwiązaliśmy umowę z rodzicami - wspomina Stankiewicz-Klimka. - Posyłali oni swoją czteroletnią córkę na tyle zajęć dodatkowych, że dziewczynka zasypiała w przedszkolu ze zmęczenia. Po rozmowie z rodzicami okazało się, że chodzi ona nawet na korepetycje z literek.

Metoda Montessori zakłada, że dziecko ma okresy szczególnej wrażliwości na różne aspekty życia. Dobry nauczyciel wykorzystuje te naturalne predyspozycje, aby przekazać wychowankowi jak najwięcej wiedzy, którą maluch jest w stanie przyswoić, kiedy jego umysł jest na nią najbardziej chłonny. Ale wiedza to nie wszystko.

- Badania potwierdzają, że dzieci, które miały najlepsze wyniki w edukacji, wcale nie osiągały sukcesu w karierze zawodowej - mówi Anna Basińska. - Od lat wiadomo, że w pracy i w życiu dużą rolę odgrywa inteligencja emocjonalna. Co z tego, że dzieci umieją bardzo wcześnie czytać i liczyć, skoro w dorosłym życiu nie potrafią nawiązywać przyjaźni, stworzyć dobrej relacji z partnerem, mają problemy z założeniem rodziny.

Uczucia bez rywalizacji

Na rozwój emocjonalny i pracę w grupie nastawione są przedszkola i szkoły waldorfskie. Tutaj nie wiedza jest najważniejsza. Nauczyciel sam kształtuje program nauczania obserwując dzieci. - Unikamy wpędzania dzieci w wyścig szczurów - mówi Anna Morkis, dyrektorka Społecznej Waldorfskiej Szkoły Podstawowej w Poznaniu. - Na konfrontację z rzeczywistością dzieci będą miały jeszcze czas. W szkole waldorfskiej nie ma ocen i podręczników. Rodzice dostają opis postępów swojego dziecka, które nie jest porównywane z rówieśnikami.

- Mam starszego syna w szkole publicznej i młodsze dziecko w waldorfskiej - mówi Joanna Jerszyńska-Kowal, prezes Stowarzyszenia Wolna Szkoła, które prowadzi poznańskie placówki waldorfskie. - Byłam na spotkaniu z rodzicami u starszego syna. Nauczyciel skupiał się głównie na ocenach i średnich. Jaką średnią ma konkretny uczeń, jak wypada na tle średniej klasowej, wreszcie, jak klasa plasuje się wśród średnich w całej szkole. To absurd. Nie dowiedziałam się, jakie postępy poczynił mój syn, czego się nauczył, z czym konkretnie sobie nie radzi, a w czym jest dobry. Wiem tylko, jakie ma oceny.
Szkoła waldorfska oferuje bardzo dużo zajęć artystycznych. Nawet lekcje wychowania fizycznego odbywają się w formie cyrku. Dzieci uczą się żonglerki, ćwiczą gimnastykę cały czas pracując w grupie. Każdy uczeń gra w szkolnej orkiestrze. - Nie chodzi tu o osiągnięcie wirtuozerii w graniu na instrumentach, ale o umiejętność robienia czegoś wspólnie - mówi Anna Mortis.

Ta forma nauczania postrzegana jest często jako kuźnia artystów. Wprawdzie nauczyciele przekonują, że jest to szkoła dla wszystkich, ale na światowej liście absolwentów szkół waldorfskich najwięcej jest aktorów, plastyków, muzyków. Rodzice mają nadzieję, że w eksperymentalnej szkole, w małych klasach, dzieci będą rozwijać swoje zdolności i zainteresowania. Liczą na to, że przygotowani nauczyciele pomogą odkryć talenty drzemiące w ich dzieciach i pozwolą na ich swobodny rozwój. - Nie wiem, czy moje dzieci osiągną sukces postrzegany jako wysokie stanowisko i zarabianie dużych pieniędzy - mówi Joanna Jerszyńska-Kowal. - Nie wiem, czy właśnie to jest im potrzebne do szczęścia. Mam jednak nadzieję, że uda im się odnaleźć to, co dla nich będzie najważniejsze.

Casting na ucznia

Na szczęście i dobrostan swoich dzieci liczą także rodzice uczniów Społecznej Jedynki, gdzie do szkoły podstawowej przeprowadza się testy. To tutaj dostają się dzieci po elitarnych przedszkolach. Zanim bowiem dziecko zostanie przyjęte w poczet najlepszych z najlepszych musi wziąć udział w zajęciach kwalifikacyjnych, podczas których nauczyciele oceniają możliwości psychofizyczne kandydata. Dostaną się ci, którzy najlepiej rysują, potrafią się podpisać, posiadają odpowiednią wiedzę. Rozmowa przeprowadzana jest także z rodzicami, którzy pytani są o to, co robią zawodowo i w jaki sposób mogą zaangażować się w życie szkoły.

Bogata oferta edukacyjna dla dzieci budzi wśród rodziców wiele wątpliwości. Świadomi rodzice wiedzą, że ich pociechom najbardziej potrzeba ich obecności, czułości, miłości, poczucia bezpieczeństwa. Ale jak tu się oprzeć pokusie wyposażenia dziecka w dodatkowe umiejętności. - Wahaliśmy się, czy posłać Zuzię do tej szkoły baletowej, ale przychodziła z przedszkola z wiadomościami, że kolega chodzi na lekcje tenisa, a koleżanka na tańce. Nie chcieliśmy, żeby czuła się gorsza - przyznaje Marcin, ojciec dziewczynki.

Pedagog Anna Basińska przestrzega przed przesadą. Zaleca wybieranie tych zajęć, które wpisują się w naturalny rozwój dziecka. Maluch sam wyraża gotowość nauki czytania czy liczenia. Uważny rodzic widzi, kiedy pociecha interesuje się literami, cyframi. Ważne, żeby umożliwić mu podążanie za potrzebami. - Małe dziecko na swojej drodze rozwoju ma wiele zadań do wykonania - tłumaczy pedagog. - Poznaje świat, uczy się poprzez doświadczenie. Zbyt dużo bodźców zaburza naturalny rozwój, co może prowadzić do problemów z emocjami. Dziecko może stać się płaczliwe, zamknięte w sobie, nieradzące sobie z uczuciami.

O to, czym jest sukces i kariera pyta psycholog Ewelina Baron. Uważa ona, że rodzice często próbują realizować własne ambicje. Postanawiają za dziecko, co będzie dla niego dobre, nie zwracając uwagi na predyspozycje i potrzeby samego zainteresowanego. - Jeśli rodzice rzeczywiście chcą wychować szczęśliwe dziecko, powinni umożliwić mu podjęcie własnej decyzji - uważa Ewelina Baron, psycholog z Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Poznaniu. - Lepiej bowiem być szczęśliwą krawcową niż sfrustrowanym prawnikiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski