Nie będę więc mnożyć słów, by gromić prokuratorsko-sądowe realia w kwestii siedmioletniego dochodzenia do tego, że urzędnik nie popełnił przestępstwa, a co najwyżej był sprawcą uchybienia dyscyplinarnego. Były dyrektor miejskiego przedsiębiorstwa miałby w tej sprawie sporo do powiedzenia, sam bowiem w tym młynie został "przemielony".
Wolę wskazać na inne zjawisko, mniej rzucające się w oczy, ale równie dokuczliwe. W dobie rozlicznych "afer" prawdziwych, wydumanych, a często wręcz "nadmuchanych", pojawiła się w ostatnich latach nadasekuracja.
Polega na tym, że gdy dzieje się coś niestandardowego lub chociażby dziwnego, na wszelki wypadek trzeba to zgłosić policji albo prokuraturze. Niech się stróże prawa martwią. Uruchamiamy w ten sposób spychologiczny łańcuszek szczęścia. Jak bowiem sprawa zgłoszona, to trzeba nadać jej bieg, powołać biegłych, potem postawić zarzuty, niech je sąd oceni... Bywa że w takim łańcuszku dopiero ostatnie ogniwo, czyli sąd okręgowy sprawę stawia z głowy na nogi. Ale lata już minęły...
Najbardziej spektakularnym i kuriozalnym przykładem tego "łańcuszka szczęścia" była głośna sprawa o zniszczenia plastikowego wiadra, która w majestacie prawa przeszła wszystkie instancje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?