Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Debata: Poznań za 10 lat

Redakcja
W październiku redakcja "Polski Głosu Wielkopolskiego" wspólnie z Urzędem Miasta rozpoczęli cykl debat o przyszłości Poznania. Pierwsza dotyczyła problemów aglomeracji, druga - inwestycji. Teraz zastanawialiśmy się nad kulturą: jaka i dla kogo powinna być za 10 lat? Z naszej strony w debacie uczestniczyli: Stefan Drajewski, Marcin Kostaszuk, Adam Pawłowski, Piotr Talaga

Piotr Talaga: Spotkały się dwa światy, które są rozbieżne, ale jednak działają wspólnie na styku swojej aktywności. Świat urzędu i sektora finansowego, które wspierają lub mogą wspierać kulturę oraz ludzi, którzy tę kulturę tworzą. Jaką rolę, w Państwa ocenie, powinno pełnić miasto? W ostatnich latach rola miasta zmieniła się, od skromnego jej postrzegania do coraz większego zaangażowania. To część strategii miasta, ale jaką rolę to miasto powinno odgrywać?

Piotr Voelkel: Chciałbym, żebyśmy spojrzeli na kulturę jako tę sferę życia, która ma ogromne znaczenie dla rozwoju finansowego regionu. Na pierwszy rzut oka to może jest daleka perspektywa, ale to, czy gospodarka będzie wydajna i skuteczna w globalnej konkurencji, zależy w dużej mierze od poziomu intelektualnego osób, które ją wspierają. Z jednej strony trzeba rozwijać relację między nauką a biznesem, ale jest to bardzo trudny proces, w Polsce praktycznie nie wychodzi. Po drugie, aby powstał silny ośrodek akademicki, musi istnieć silna kultura. Studenci mają dziś do wyboru studia na całym świecie, ważne jest, by studiowali w Poznaniu i stali się zapleczem poznańskiego biznesu. Ale to zależy w dużej mierze od tego, jaką ofertę kulturalną Poznań im przedstawi. Czy będzie to oferta, która ich rozwija, uczy kreatywnego myślenia? Z tej perspektywy uważam za słuszne, że miasto zmieniło obrany kurs, że przesunęło się w stronę know-how, choć gdybyśmy porównali proporcje pieniędzy przeznaczanych na kulturę i na stadion, dysproporcja jest rażąca. Czy celem jest produkowanie robotników do fabryk, czy kształcenie ludzi intelektualnie sprawnych, którzy będą produkować wyroby, mogące konkurować na światowych rynkach? W teatrach, muzeach kształcimy przyszłych intelektualnych przywódców gospodarczych naszego regionu. Nie mogę sobie wyobrazić, żeby ktoś, kto miałby konstruować meble, wdrażać nowe technologie, nie słuchał jazzu, nie chodził do teatru, nie rozumiał sztuki współczesnej. Człowiek ustawiony na zasadzie "wszystko wie najlepiej" nie zmieni nic w swoim życiu ani w mojej firmie. Chciałbym, żeby udało się w przyszłym roku skończyć budowę nowego budynku Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, w którym powstanie sala teatralna. Przed południem ma pełnić funkcje sali wykładowej, po południu będzie to miejsce gościnne, miejsce spektakli, koncertów. Szkoły nie będzie stać na importowanie znanych spektakli, ale wiem, że jest ogromne zainteresowanie ze strony tworców - chociażby Krystyny Jandy czy Teatru STU, aby ich kolejne premiery odbywały się w Poznaniu.

Ewa Łowżył: Przez kilka ostatnich lat środowisko poznańskie się umocniło. Niedawno uczestniczyliśmy w debacie, podczas której profesor Antoni Szczuciński pokazał, jak miasta finansują kulturę. Poznań przeznacza na nią niewiele więcej niż Bydgoszcz, dwa razy mniej niż Wrocław, Kraków, Łódź i inne większe miasta. Statystyki są bezlitosne. Środowisko poznańskie ma cechy masochistyczne, np. Scena Robocza nie dostała dofinansowania dwóch milionów i należy to rozumieć jako sygnał - nie wychylajcie się. Dlaczego kultura nie może być mocniej dofinansowana? Czemu jesteśmy traktowani na poziomie Bydgoszczy? Przewalają się przez media dyskusje o poznańskiej metropolii, to wszystko jest dla mnie schizofrenią. Komisja Kultury ma tak mało pieniędzy, że dofinansowuje wydarzenie po 5-7 tysięcy. To jest strasznie mało, w sam raz na przeżycie i nic poza tym. Aby o naszej kulturze było tak głośno, jak o łódzkiej, warszawskiej, muszą iść za nią większe pieniądze. Jeśli artysta zwraca się z prośbą do Biura Promocji o pomoc, z reguły nie otrzymuje wsparcia, bo biuro woli samo generować wydarzenia.

Hinc: Jeśli spojrzeć na wszystko, co w ramach rozwoju strategii było planowane, to Poznań w roku bieżącym jest jedynym miastem wśród miast z nim porównywalnych (Wrocław, Gdańsk), które w dobie kryzysu przeznacza na kulturę więcej niż w roku ubiegłym. Oprócz instytucji kultury, które podlegają miastu, dotujemy również organizacje pozarządowe. Jako jedyne miasto w Polsce mamy już wypracowany system takiej formuły dotacyjnej. Musieliśmy zdecydować, co jest naszym priorytetem, jeśli chodzi o inwestycje. Dlatego znalazły się fundusze na przebudowę Malarni w Teatrze Polskim czy na budowę Teatru Łejery. Jeśli mowa o przestrzeniach dla organizacji "bezdomnych" to najważniejsza jest Stara Gazownia, ale zanim ona powstanie, myślę o doraźnych rozwiązaniach na Chwaliszewie. Ludzie mogą tam przychodzić już teraz, a nie dopiero wtedy, kiedy projekt gazowni się zrealizuje. To miejsce już teraz musi być kojarzone z kulturą w świadomości poznaniaków.
Rock In Rio jest wydarzeniem o tyle podobnym do Sceny Roboczej, że przygotowania do nagłośnienia dyskusji publicznej o samej imprezie trwały dość długo. To był rok przygotowań i rozmów z agencją For A Better World, która długo decydowała się, które miasto wybrać. Poznań nie da pieniędzy na festiwal, tylko organizuje infrastrukturę artystyczną i zaadaptuje przestrzeń, której nie mamy. Niezależnie od tego, czy Rock In Rio będzie w Poznaniu, czy nie, ona jest potrzebna. Ile razy można wpuścić artystów i publiczność na Cytadelę, żeby ona nie została zniszczona? Przestrzeń Toru Poznań jest konstruowana pod kątem 100 tysięcy widzów, ale ma być mobilna, żeby słupy nagłośnieniowe itp. mogły obsługiwać także wydarzenia dla mniejszej ilości widzów. Angażujemy środki tylko na coś, co miastu jest potrzebne, nie wydając pieniędzy na sam festiwal.

Jerzy Jernas (reżyser, obserwator dyskusji): Mam nadzieję że rok 2020 w Poznaniu będzie wyglądał inaczej niż dziś. Myślę o pewnych systemach, które są dość anachroniczne. Może na początku lat 90. sprawdzały się, ale teraz współdziałamy z innymi placówkami europejskimi i wiemy, jak tam to wygląda. Sytuacja, w której miasto bierze na siebie ciężar instytucji kulturalnych jest anachroniczna. Powstałe instytucje powinny być pomieszczeniami do wynajęcia, natomiast powszechnie wiadomo, że najlepsze pomysły mają ludzie działający w organizacjach pozarządowych. Żaden urzędnik, kierownik, dyrektor nie ma takiego poweru. Mam nadzieję, że w przyszłości miasto zrezygnuje ze sterowania kulturą, bo nie ma takiej potrzeby.

Sławomir Hinc: Nie uważam, że nasz system jest anachroniczny, kultura wysoka wymagała i nieustannie będzie wymagać mecenatu i wsparcia. Jeśli będziemy potrzebować przestrzeni w sensie budynków, to pewnie urynkowimy kulturę. Idę o zakład, że te budynki szybko się nam zwolnią, ponieważ te instytucje w takim społeczeństwie, w jakim żyjemy, nie są się w stanie utrzymać. To jest dość istotna rzecz, że kultura wymaga wsparcia, bo ludzie, którzy z tej kultury korzystają, później kreują naszą rzeczywistość. W żaden sposób nie nakazujemy instytucjom, co mają robić, nie jesteśmy recenzentami.

Wojciech Nentwig: Wyobraźmy sobie Poznań w roku 2020. Nie ma opery, pozamykano teatry czy teatr tańca, ponieważ podjęto decyzję o urynkowieniu kultury. To jest model pesymistyczny. Ale kultury nie da się urynkowić. To tak, jakby ktoś próbował urynkowić nasze potrzeby wyższe czy marzenia. Model optymistyczny - te instytucje istnieją, bo na szczęście nie zdecydowano się urynkawiać wysokiej kultury. Powinny być to instytucje o wymiarze europejskim. Potencjał kultury w Poznaniu jest ponadprzeciętny, ale dlaczego mówi się o niej wciąż mało? Dlatego, że my, poznaniacy nie umiemy się odpowiednio sprzedać. A opakowanie jest dziś równie ważne jak produkt. Jawi mi się pytanie: nie j a k a kultura, lecz - d l a k o g o? W 2012 piłkarze wyjdą na stadion i grać będą dla kilkudziesięciu tysięcy osób. Stadion na miarę XXI wieku w Poznaniu będzie, a czy siedziba filharmonii? Dla kogo kultura? Prowadzę instytucję, w której od kilku lat problemem jest brak miejsc na koncertach, a nie brak publiczności. Ale uderza mnie skandaliczny stan edukacji artystycznej młodych ludzi. I o tym teraz powinniśmy nie tylko myśleć, ale przede wszystkim działać; by uświadomić młodym Wielkopolanom, że od "mieć" ważniejsze jest "być". A to można osiągnąć poprzez wartości duchowe. Wszyscy, którym kultura jest bliska, powinni koncentrować się na tym, jak edukować pokolenia urodzone w latach 70., 80. i 90. , żeby w 2020 roku one uczestniczyły w tych propozycjach, które przygotują dla nich instytucje kultury.

Paweł Szkotak: W moim przekonaniu kultura w Poznaniu powinna się rozwijać w sposób zrównoważony. To jest może mało popularne i mało spektakularne, ale nie można powiedzieć, że wspieramy tylko instytucje albo tylko organizacje pozarządowe. Od ponad 20 lat prowadzę stowarzyszenie Teatru Biuro Podróży, od sześciu lat kieruję instytucją miejską - Teatrem Polskim w Poznaniu i mam ogląd z obu stron. Oba modele kultury mogą ze sobą współpracować. Likwidując instytucje, doprowadzimy do likwidacji zespołów, pracujących w tych instytucjach. Bardzo często uczestnicy takich zespołów biorą także udział w akcjach, organizowanych przez instytucje pozarządowe. Potrzebny jest rodzaj współpracy, aby organizmy mogły funkcjonować. Zrównoważony rozwój powinien obowiązywać również w sferze kultury masowej i wysokiej. Jeśli chodzi o kulturę masową, w Poznaniu nie jest najgorzej. Mamy Maltę, niedługo dojdzie Rock In Rio. Musimy jednak postarać się, aby zrównoważyć ją działaniami na rzecz kultury wysokiej.

S. Hinc: Odpowiadając na zrównoważony rozwój kultury, musimy odpowiadać na potrzeby różnych grup docelowych. Dlatego, ten zrównoważony rozwój polega na tym, żeby nie stawiać tylko na to, co jest masowe, jak to mają w zwyczaju niektóre miasta, o których się głośno mówi w kraju, że tam duże środki idą na masowe wydarzenia. Dlatego ja cały czas jestem bardziej przekonany do poznańskiego sylwestra, aniżeli do innych, podczas którego usłyszeliśmy Chopina, a nie inne podkłady muzyczne.

Marcin Berdyszak: Kultura jest też tym, co wychowuje, co edukuje. System edukacji nie wykształcił nawyku korzystania z kultury. Na szkoły bym nie liczył, bo to kwestia czasu, którego nie ma. Obojętnie, o jakiej gałęzi sztuki mówimy, skupiłbym się na dwóch elementach. Jednym jest działanie efemeryczne w postaci imprez, festiwali, które mogą być znakomite, ale potem - prędzej czy później - znikają. Druga sprawa to rzeczy permenentne - opera, filharmonia, ale i muzeum sztuki współczesnej. Za pomocą niewielkich nakładów finansowych możemy doprowadzić do tego, że miasto może być otwartą galerią. Żeby choć raz w roku zrobić jedną realizację trwałą - taką jak np. ta w parku na Cytadeli autorstwa Magdaleny Abakanowicz. Pomyślmy jednak, że można stworzyć mapę miejsc, w których instalacje byłyby stałe. Do takiej galerii nie musimy kupić biletu, to będzie istniało obok nas. Chylę czoła przed Warszawą, w której już działa muzeum sztuki współczesnej, chociaż nie ma budynku. Idea pani Grażyny Kulczyk jest wielka, wspaniała, ale może warto spuścić z tonu i zacząć od czegoś mniejszego, by móc się już jako instytucja starać o środki?

Maciej Wiraszko: - Przez ostatnie 10 lat wydarzenia efemeryczne nabrały w Poznaniu rumieńców, gęstości i częstotliwości. Drugą rzeczą, o której chciałbym powiedzieć, jest edukacja kulturalna. Padały słowa, że potrzeb wewnętrznych nie da się urynkowić - moim zdaniem one są już urynkowione od lat, od kiedy drapieżnie weszła w nie reklama. Wiadomo natomiast, że kultury wysokiej nie da się urynkowić - ta, która jest nastawiona tylko na zysk to kultura łapczywa i nie nastawiona na jakość. Nie do końca warto się porównywać z Wrocławiem lub Bydgoszczą... Kultura nie jest "biciem się o złotą patelnię". Mam wrażenie, że ciągle rozmawiamy o nurcie nienaruszalnym: operze, muzeach, teatrach, natomiast za mało lub wcale nie widzimy tego, co się dzieje w ciasnych klubach, co nazwałbym kolokwialnie "chuchem miasta".

Marcin Kostaszuk: Myśląc o tej debacie, cały czas nasuwały się dwa skojarzenia; kuźnia i scena. Czy można wyważyć proporcje między stwarzaniem miejsc i promocją artystów rodzimych a wydarzeniami sprowadzanymi z zewnątrz?

S. Hinc: I Kuźnia, i scena. Z naciskiem na kuźnia.

P. Szkotak: W teatrach poznańskich nie jest źle - frekwencja dopisuje. W innych instytucjach kultury też nie jest źle. Słabiej jest z tym, że o Poznaniu niekoniecznie się mówi w Polsce czy w Europie. Brakuje nam kosztownej inwestycji w promowaniu poznańskiej kultury poza Poznaniem. Mamy także małą zdolność przebijania się, np. lokalnych mediów do Warszawy, przez co tworzy się niekorzystny układ sił, który powoduje, że o Poznaniu mówi się za mało w stosunku do tego, o czym można byłoby powiedzieć.

P. Talaga: A może problemem jest społeczność Poznania?

M. Berdyszak: Jeśli chodzi o społeczność Poznania, to z pewnością trzeba ją pobudzić. Dobrze by było, aby media wyważyły proporcje, ile chcą miejsca poświęcić kulturze.

S. Hinc: Od dawna zastanawiam się, dlaczego do tej pory się nie wybijaliśmy z potencjałem, który mamy? Zdaje się, że cechuje nas nadmiernie rozbudowana pokora. To jest dobra cecha, ale powinniśmy ją trochę zmienić i więcej mówić o tym, co mamy, co robimy...

W. Nentwig: Z publicznością należy pracować w sposób, w jaki kto uważa za stosowny. Kuźnia czy scena? Jedno i drugie. Pozostając tylko przy muzyce - nie ma drugiego takiego miasta w Polsce, które by wydało tylu znakomitych śpiewaków czy instrumentalistów, ile Poznań. I w tej perspektywie jesteśmy kuźnią. A sceną być musimy i o tym rozmawiamy. Co zrobić, aby Polska wiedziała, co się u nas dzieje? To "opakowanie" w XXI wieku jest szalenie ważne. Na przykład takiego festiwalu chopinowskiego, jaki odbędzie się od 21 lutego do 1 marca Poznaniu, nie ma - poza Warszawą - żadne z polskich miast. Niestety, nikt o tym nie wie poza Poznaniem. O telewizji publicznej nie mówię, bo w niej zawsze Doda wygra z Piotrem Beczałą, który notabene pierwszy koncert w Polsce dał w Filharmonii Poznańskiej. Powinniśmy wspólnymi siłami promować to, co się u nas dzieje i gdyby tak było, jestem spokojny o wynik tego współzawodnictwa, bo porównywalne z nami: Wrocław, Kraków czy Gdańsk nie mają do zaoferowania wcale więcej niż my. One potrafią lepiej swą ofertę sprzedać. Może zatem potrzebna jest wspólna polityka władz Poznania i województwa wielkopolskiego w zakresie promowania wydarzeń artystycznych?

Stefan Drajewski: Co powinniśmy zrobić, aby za 10 lat można było powiedzieć o Poznaniu "miasto kultury"?

S. Hinc: Mówiąc o tym, jak ma wyglądać Poznań za kilkanaście lat i w którym kierunku mamy iść, nie powinniśmy się zawężać do jakiegoś określonego gatunku, bo naszą siłą jest różnorodność. Mamy szeroki wachlarz możliwości i ten wachlarz powinniśmy rozwijać. Tego powinniśmy się trzymać, by ktoś - jak przyjedzie zobaczyć pierwszą stolicę Polski - mógł pójść do jakiegoś dobrego muzeum czy do innej instytucji, która odpowiada na jego zapotrzebowania. Róbmy swoje i głośno o tym mówmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski