Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Babim Targu modne jest wszystko

Redakcja
Pomysł na fashion swap jest prosty: przynosisz swoje ciuchy, w zamian możesz wziąć inne rzeczy
Pomysł na fashion swap jest prosty: przynosisz swoje ciuchy, w zamian możesz wziąć inne rzeczy Elżbieta Jóźwicka
Sposób na kryzysową modę, okazja do poznania nowych osób, zamiłowanie do targowania się, a może ekologiczna świadomość? Babiego Targu nie sposób zamknąć w kilku słowach i jednej idei. O modzie na bezgotówkową wymianę ciuchów pisze Barbara Wicher.

Koszulki rozrzucone w pośpiechu na polowym łóżku, spodnie przewieszone przez biwakowy, rozkładany stolik, różnokolorowe buty rozłożone na ziemi, samochód przykryty ubraniami - bazar, jaki znamy z początku lat 90.? Nie, to niedzielne popołudnie zorganizowane przez kilka poznanianek. Fashion swap, czyli po poznańsku Babi Targ to cykliczna impreza, której prostota fascynuje coraz więcej ludzi. Na czym polega zabawa? Wystarczy przynieść z sobą kilka niepotrzebnych sztuk odzieży, w zamian można wziąć dowolną rzecz, którą przyniosła inna uczestniczka.

Lumpeksy w natarciu

Babi Targ na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od lumpeksu w pierwszym dniu dostawy "nowego" towaru. Tłumy kobiet szperających w porozrzucanych gdzie popadnie rzeczach, uginające się stojaki z sukienkami i bluzkami. Ogólna wrzawa i harmider przerywana okrzykami "czyje są te spodnie?" albo "kto przyniósł spódnicę z cekinami?". Co w takim razie innego jest w Babim Targu?

- Do lumpeksu idziemy, żeby tanio kupić kolejne ciuchy. Tutaj oddajemy albo wymieniamy się rzeczami z innymi ludźmi. Nie generujemy nowej konsumpcji, ale tworzymy specyficzny zamknięty obieg, w którym rzeczy jedynie zmieniają właściciela - tłumaczy Joanna Stankiewicz, organizatorka Babiego Targu. Ekologia jest jednak tylko częścią tajemnicy sukcesu swap parties, czyli imprez, na których możemy wymienić się ubraniami. Na Babim Targu ważniejsza jest wiedza.

- Kiedyś dużo rzeczy odnosiłam do kontenerów na używaną odzież. Przestałam, gdy okazało się, że zamiast trafiać bezpośrednio do potrzebujących, ktoś na nich zarabiał. Tutaj widzę, do kogo trafiają moje ukochane ubrania, w które na przykład już się nie mieszczę - opowiada Wanda Strychalska. Na Babi Targ przyniosła od dawna zbierane ubrania, sama wzięła zielony pasek. - Zupełnie za darmo, bo ktoś już go nie chciał, a mi będzie pasował do swetra. Ładny prawda? - zagaduje poznanianka. Zachwycona Babim Targiem jest przekonana, że dziewczęta, które go organizują, wcale niczego nowego nie odkryły. - Jeszcze w czasach głębokiej komuny wraz z koleżankami wymieniałyśmy się ubraniami, ale przede wszystkim materiałami, tkaninami czy włóczką. To była po części zabawa, tak jak teraz, a w dużej mierze konieczność, bo w sklepach nie było dosłownie nic - śmieje się kobieta.
Anna wygląda na wytworną damę. W brązowym płaszczu do kostek i kapeluszu z piórkiem przegląda rozrzucone gdzie popadnie rzeczy. - Nie, to nie lumpeks. Tu ubrania mają właściciela, którego ja mogę zobaczyć, który opowie mi o historii danej rzeczy. Dobierze jakiś dodatek. Ja też widzę, w czyje ręce trafiają moje rzeczy - mówi Anna. Właśnie świadomość, że nie musimy wyrzucać rzeczy, do której się przywiązaliśmy, nakręca coraz większą popularność "ciuchowymieniarek".

Szafiarki na łowach

Joanna Bucior, Karolina Kmiotek i Dominika Dębska na Babi Targ jechały ponad godzinę. Nie zraziły ich nawet pozamykane przez maraton ulice. Gdy wreszcie trafiły na Chwaliszewo, okazało się, że w kontenerze od dawna nie ma już dla nich miejsca. Choć było zimno i pochmurno, zajęty był też taras na kontenerze.

- Nie miałyśmy żadnych koców ani folii, które można by rozłożyć na ziemi. Szybka myśl - poukładamy ciuchy na samochodzie, którym przyjechałyśmy - opowiada Asia. I tak sukienki leżały na masce białej corsy, żakiety wisiały na otwartych drzwiach, a buty stały w równym rzędzie na dachu auta. - Gdy poszłam zobaczyć, co się dzieje w kontenerze, usłyszałam komentarz kobiety spoglądającej na nasze obwieszone kolorowymi ubraniami auto "to takie polskie" - śmieje się Dominika, której samochód przypominał handel sprowadzonymi z Zachodu ubraniami. Dziewczyny nazywają siebie szafiarkami, bo ich szafy są laboratorium, w którym eksperymentują z różnymi stylami, tkaninami czy kolorami.

Ania Pięta jest weteranką Babiego Targu. Tydzień temu wymieniała swoją garderobę po raz 13. Część rzeczy odsprzedawała za symboliczne kwoty, część oddała za darmo. - Mam sentyment do tego płaszcza, ale go nie noszę. Chcę wiedzieć, że osoba, której go oddam, będzie się z niego cieszyć, że się jej podoba - mówi dziewczyna. Wraz z koleżanką obładowane wielkimi torbami przebijały się przez Poznań ponad godzinę. Swoje stoisko urządziły przed kontenerem, na mokrej ziemi w kilka minut rozłożyły prześcieradła i wysypały mnóstwo ubrań. Nim zdążyły je poukładać, już kilka sprzedały. Interes szedł świetnie. - Zawsze jesteśmy we dwie, jak jedna jest przy rzeczach, druga może iść wydać zarobione pieniądze na nowe ubrania. Potem się zmieniamy - dodaje Magda Pilaczyńska, koleżanka Ani.

Najmodniejszy jest brak mody

- Trendy w modzie od dawna już są obciachowe. Ubierać się w sieciówkowych sklepach to jak zakładać na siebie uniform żołnierza. Pół miasta wygląda tak samo - podkreśla Joanna Stankiewicz. Jeśli spojrzymy na asortyment Babiego Targu, rzeczywiście trudno zaobserwować jeden trend. Na jednym "stoisku" można wypatrzyć indyjską spódnicę, strój marynarski, babcine korale, pleciony pasek i kowbojskie kozaczki.

- To właśnie w takich miejscach okazuje się, czy tak naprawdę jesteśmy modni. Tu musimy sami wszystko skompletować, dobrać. Nie ma manekinów, które pokażą, że akurat tę bluzeczkę należy nosić do szarych spodni. Nie ma określonych, jesiennych kolorów, nie znajdziemy takich samych materiałów. Ten, kto ma wyobraźnię i ochotę na kreację samego siebie, wyjdzie stąd modnym - mówi Kinga Zadworna, która już kilka razy wymieniła swą garderobę na Babim Targu. Jej zdaniem kryzys w modzie nie zależy od stanu portfela, ale od otwartości na nowe pomysły i odwagi.

Joanna Stankiewicz, koordynatorka projektu fashion swap, planuje na kolejny Babi Targ wprowadzić pokazy mody. - Modelki ubierałyby się w rzeczy przyniesione przez uczestniczki. Wielkim zaskoczeniem mogłoby być, że spódnica od teściowej, której z całego serca nie lubiłyśmy, ubrana z inną bluzką, jakimś dodatkiem, może być naprawdę szałowa - zapowiada organizatorka.

Skąd się wziął fashion swap?

Swap to umowa między dwiema osobami na wymianę, w przypadku fashion - wymianę ubrań. Moda na swapping przyszła do nas z Ameryki, gdzie w 1994 r. Suzanne Agasi rozpoczęła cykl małych spotkań z przyjaciółkami. Wymieniać garderobę zaczęło z czasem coraz więcej pań. Suzanne założyła firmę Clothing Swap. Moda na swapping parties zagościłą wśród celebrytów. W Londynie swoje rzeczy zostawiły na wymianę m.in. Kylie Minogue, Naomi Campbell czy Rihanna, w Polsce Iza Miko czy stylista Tomasz Jacyków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski