Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań podgląda, czego może nauczyć nas Wrocław!

Katarzyna Fertsch, Leszek Waligóra
W Poznaniu Stary Rynek to obowiązkowy punkt wycieczek. Ale ponoć wrocławski dziennikarz w Poznaniu ma inne ulubione miejsca
W Poznaniu Stary Rynek to obowiązkowy punkt wycieczek. Ale ponoć wrocławski dziennikarz w Poznaniu ma inne ulubione miejsca A. Szozda
Gdy w 1997 roku grupa poznańskich dziennikarzy organizowała pomoc dla zalanego wtedy Wrocławia i okolic, zgłaszali się chętni z całej Wielkopolski. Dzieci z Dolnego Śląska przyjeżdżały na wakacje do Wielkopolski, czasem po drodze zachwycając się: jak u was ładnie.

Nam wydawało się wtedy, że Wrocław, Nysa, okolice Wałbrzycha, przez całe lata podnosić się będą z katastrofalnej powodzi stulecia. Rok później była następna. I znów pojechaliśmy z pomocą, a na miejscu okazywało się, że pomoc... jest nie bardzo potrzebna. Miejscowi ze stoickim spokojem usuwali skutki powodzi, a pomocnych dziennikarzy traktowali jak... turystów, których trzeba ugościć.

Powódź dała im "kopa". Wrocław nie zmarnował pomocy, zaczął się zmieniać w ekspresowym tempie, siłą tych zmian budząc zazdrość poznaniaków. Trochę nas kłuje to, że we Wrocławiu postrzega się nas jako pracowitych nudziarzy. Ale z drugiej strony: w Wielkopolsce strasznie się ten Wrocław, mimo że patrzymy na niego z zazdrością, lubi.

I z tego narodził się pomysł, aby dwa miasta stanęły w szranki. Ale nietypowe to szranki. Bo wcale nie chcemy tłuc się po głowach i udowadniać kto jest lepszy. I dlaczego lepsi jesteśmy akurat my. Wręcz przeciwnie: chcemy znaleźć w obu miastach, w obu regionach - bo tak jak Wrocław wpływa na cały Dolny Śląsk, tak Poznań na całą Wielkopolskę - te cechy, zalety, rozwiązania, których warto się nauczyć, warto skopiować. Chcemy pokazać, że warto się od siebie uczyć, warto współpracować. I chcemy pokazać jak. Bo i Poznaniowi, i Wrocławowi nie pomogą decydenci z Warszawy. I na Wrocław, i na Poznań z Warszawy patrzy się przecież tak samo: ci to zawsze sobie poradzą. No to sobie poradzimy. Współpracując!

Oni mają bliżej w góry, my - nad morze. U nich słonie mieszkają od dawna, za to u nas - w najnowocześniejszej w Europie słoniarni. Oni do niedawna zazdrościli nam stadionu przy Bułgarskiej i "pestki", my im - Starówki. Rywalizacja trwa od lat dziewięćdziesiątych. Co różni, a co łączy Wrocław - miasto spotkań - z Poznaniem - miastem know how?

Niemal ta sama wielkość i liczba mieszkańców, a także bliskie położenie obu miast sprawia, że są porównywane przez lokalnych polityków i mieszkańców. Miasta od lat rywalizują pod względem gospodarczym. Wrocław wybrały firmy: Hewlett-Packard, Nokia-Siemens, Volvo, Whirpool, LG, Elektrolux czy ostatnio IBM, który dał dwa tysiące miejsc pracy. U nas osiedliły się: Volkswagen, GlaxoSmithKline, Bridgestone, Microsoft, Carlsberg czy Kimball Electronics.

O ważne inwestycje często musimy z sobą walczyć. Ostatnio zwyciężył Poznań. To w stolicy Wielkopolski powstało Centrum Usług Informatycznych firmy Roche Polska. Wrocław zakwalifikował się do ścisłego finału miast, które walczyły o przyciągnięcie inwestora.

Bywa, że stolica Wielkopolski jest gorsza: Wrocław może się poszczycić jednym z najnowocześniejszych parków wodnych w Europie, a nasze Termy Maltańskie budują się od kilkunastu już lat...

Rywalizujemy o inwestycje, studentów, organizację przeróżnych imprez (wrocławskie sylwestry transmitowane są przez telewizję, Poznań gościł uczestników konferencji klimatycznej, w obu miastach rozegrane zostaną mecze Euro 2012). Dwa lata temu wrocławski port im. Kopernika stracił połączenia na rzecz poznańskiej Ławicy. Okazało się, że tanie linie lotnicze oferujące podróże do Paryża i Rzymu wolą startować ze stolicy Wielkopolski. Wrocław stracił też połączenia do Mediolanu i Frankfurtu/Hahn.

- Przy okazji tej rywalizacji pojawiło się wiele stereotypów. W naszych oczach stolica Dolnego Śląska to miasto magiczne, młode, dynamiczne i wielokulturowe, łączące tradycję i nowoczesność, gdzie weekend zaczyna się w czwartek i kończy w niedzielę - twierdzi Bartłomiej Knapik z "Gazety Wrocławskiej", który kilka najbliższych dni spędzi w Poznaniu.

I dodaje, że we Wrocławiu nie mówi się, że Poznań jest jednym z głównych ośrodków szkolnictwa wyższego w Polsce i ma największą liczbę studentów na tysiąc mieszkańców. Poznań to ordnung, tamtejsi mieszkańcy są życzliwi, ale głównie wobec siebie, a poczucie humoru mają mieć. Z tym, że nie na pewno.
Poczucie humoru poznaniacy jednak mają. Świadczy o tym opowieść Roberta Skolmowskiego, szefa teatru lalek we Wrocławiu, z urodzenia poznaniaka. Na pytanie, co najbardziej go zdziwiło po przyjeździe do Wrocławia, odpowiedział:

- Podejście do porządku. Pierwsze, co zrobiłem, jak zostałem dyrektorem, to zarządziłem sprzątanie teatru, od piwnic do strychu, połączone z wietrzeniem - śmieje się Robert Skolmowski.

Zdaniem Radosława Ratajszczaka, który przez wiele lat pracował w poznańskim zoo, a teraz jest dyrektorem Ogrodu Zoologicznego we Wrocławiu, te dwa miasta są różne. Nie można jednak powiedzieć, by któreś było lepsze.

- We Wrocławiu mieszkam już trzy lata. Wciąż szokuje mnie, że jest to miasto tak dynamiczne. Ono ciągle żyje, stale się zmienia. Te zmiany widać nawet w przeciągu tak krótkiego czasu - mówi. - Poznań z kolei jest statyczny, uporządkowany.
Stolica Dolnego Śląska urzekła go czymś jeszcze.

- We Wrocławiu rodzi się pomysł i jest realizowany. W Poznaniu trzeba najpierw wszystko wyliczyć, sprawdzić, przeanalizować. Ta spontaniczność, sentymentalność wrocławian bardzo mi się podoba - dodaje Radosław Ratajszczak.

To prawda, że nasze miasta różnią się od siebie, podobnie jak różnimy się my sami. Dużo nas jednak łączy. Uważamy, że wiele możemy się od siebie nauczyć.

Poznań jedzie do Wrocławia, Wrocław jedzie do Poznania
Najpierw był pomysł. Nie da się ukryć, podsunięty przez czytelników "Głosu", którzy nader często - gdy w Poznaniu coś zawodzi - przywołują przykład Wrocławia, w którym nie zawodzi. Okazało się, że wrocławianie często wytykają, że jednak Poznań - choć trochę nudny - jest lepszy. Ale w czym?

Postanowiliśmy to sprawdzić. Dziś na poznańskim dworcu ląduje Bartek Knapik, dziennikarz z "Gazety Wrocławskiej". Zadanie: wyszpiegować dla Wrocławia, jak w tym Poznaniu sobie radzą. Bartek oczywiście dostanie pomoc od "Głosu Wielkopolskiego", bo my swoich zalet nie chcemy ukrywać. Ale sami też będziemy szpiegować - i to podwójnie. We Wrocławiu dziś rano pojawią się nasze dziennikarki: Beata Macińczyk i Katarzyna Ferstch. Obie mają podglądać, notować i dzielić się z naszymi czytelnikami wiedzą: co w tym Wrocławiu im wychodzi.

Co sprawdzimy, co porównamy, gdzie będziemy szukać dziury w całym?
Każdego dnia my we Wrocławiu i wrocławianie w Poznaniu podglądać będą rozwiązania w tych samych dziedzinach. Następnego dnia będziecie mogli na naszych łamach przeczytać, co podoba się wrocławiakowi w Poznaniu, a co poznaniakom we Wrocławiu.

Na pierwszy ogień pójdą pierwsze wrażenia. Jak poznanianki poczują się we Wrocławiu jako turystki? Przecież pierwsze wrażenie liczy się ponoć najbardziej. Ale za pierwszym - pójdą następne.
Sprawdzimy komunikację publiczną i to, jak się po Wrocławiu jeździ. Oczywiście Wrocław sprawdzi jak to wygląda w Poznaniu. Przyjrzymy się naszym konkurentom jak radzą sobie gospodarczo, kto więcej zarabia, kto ma lepsze perspektywy. Później sprawdzimy nawet takie drobiazgi jak się sprząta, jak się mieszka, gdzie - i jak - można się bawić, czy można się zgubić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski