Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Targowanie się z losem

Redakcja
Joasia straciła piersi, ale zachowała życie i miłość córek
Joasia straciła piersi, ale zachowała życie i miłość córek Izabela Moczarna-Pasiek, rep. Waldemar Wylegalski
To nie wyrok - mówią lekarze. Ale rodzina patrzy przerażona. Potem jest życie - mówią siostry w niedoli. I im najłatwiej uwierzyć. O niezwykłych przemianach amazonek i walce z rakiem piersi pisze Monika Kaczyńska

Najpierw jest zdziwienie. Jak to? Ja? Nawet, jeśli ze statystyk wynika, że prawdopodobieństwo zachorowania na raka piersi jest większe niż w przypadku innych kobiet, każda myśli, że jej to nie dotyczy. Zwłaszcza tych świadomych, dbających o zdrowie. Zwłaszcza tych, które wcześnie miały dzieci i długo karmiły je piersią. Zwłaszcza młodych.

Uśpić czujność może wszystko. Metryka - bo to przecież najczęściej chorują kobiety po menopauzie. Brak zachorowań na raka w rodzinie albo ujemny wynik badania genetycznego, z którego wynika, że nie nosi się uszkodzonych genów sprzyjających chorobie. Regularne badania.
Czasem nawet lekarz nie dowierza - w pani wieku? Guzek? Nie, to nic poważnego...

A jednak czasem okazuje się, że owszem. Tylko, że zanim postawiono diagnozę, upłynęło sporo cennego czasu. Tak było z Beatą Nowacką - jedną z poznańskich amazonek. - Nie miałam jeszcze czterdziestki, kiedy wyczułam coś w piersi - opowiada. - Lekarz stwierdził, że to zmiany hormonalne i rok mnie na nie leczył. Kiedy w końcu trafiłam do onkologa, była już akcja błysk. Amputacja piersi.

Ile kobiet z nowotworem piersi jest poddawanych mastektomii? O pełne statystyki trudno. Na ogół specjaliści mówią o 60- 70 procentach przypadków. Im później nowotwór wykryty, tym więcej. Jeśli w 2007 roku w Wielkopolsce zachorowało 1466 kobiet, pierś straciło prawdopodobnie nie mniej niż 900. I tak co roku.

Ciało piękne i zdrowe
Zanim jednak do tego dojdzie, przez głowę przelatują setki myśli. Od tych najczarniejszych o śmierci, przez obawy o pracę, dom, dalsze życie, związek. I jeszcze bliscy, którzy nieraz mają przerażenie w oczach. - Ja byłam pewna, że dam radę - mówi Beata Nowacka - Martwiłam się raczej o pracę, no i o wygląd. Ale mój syn myślał, że umrę. To było trudne.

Kiedy diagnoza jest już znana, trzeba sobie z nią poradzić. I podjąć walkę. Bo leczenie raka piersi, choć w większości przypadków skuteczne, to nie bułka z masłem. - Nie koncentrowałam się na chorobie - twierdzi Danuta Kot, od dziewięciu lat amazonka, obecnie także wolontariuszka odwiedzająca chore w szpitalach. - Nie zastanawiałam się, co to za raczysko. Myślałam etapami - operacja - ok, po operacji - chemia - dobrze, to teraz chemia, naświetlania - proszę bardzo. To mi przynosiło ulgę.

Beata Wańkowicz chciała wiedzieć o swojej chorobie wszystko. - To mnie uspokajało.
Dziś rozsadza je energia. Gdy uśmiechnięte, w pełnym makijażu krążą pomiędzy gośćmi Hot_elarni w Puszczykowie, która we współpracy z nimi zorganizowała imprezę "Zdrowy nawyk, zdrowe piersi", można by sądzić, że choroba nie pozostawiła w nich śladów. Puszczykowski hotel i SPA postanowiły promować zdrowie, ale też wesprzeć finansowo poznańskie amazonki.

Ich klub oferuje spotkania z psychologiem, rehabilitację, choreoterapię, basen, aerobik w wodzie. Są łuczniczki, wioślarki, grupa Nordic Walking. Klub działający w siedzibie Klubu Wioślarskiego "Tryton" jest otwarty przez cały tydzień. Tak więc 5800 zł z loterii i aukcji, na której sprzedawano m.in. sesję stylizacji z Agą Bauman, stylistką prowadzącą m.in. program "Piękny przedmiot pożądania" w WTK, artystyczne naszyjniki, fotogram, a także kolację z prowadzącymi licytację Katarzyną Bujakiewicz i Piotrem Reissem, bardzo się przydadzą.

W czasie imprezy, na której do regularnego badania piersi zachęcała Małgorzata Ostrowska, był pokaz mody, stoisko z kosmetykami, zakąski i drinki. - To świetna inicjatywa - chwaliła Hot_elarnię Krystyna Wechmann, prezes poznańskich amazonek. - Zamiast kobiety straszyć, lepiej przypominać o badaniu piersi w miłej atmosferze i miejscach takich jak np. SPA_larnia, gdzie panie przychodzą troszczyć się o ciało.

Liczby nie chronią
Zwłaszcza, że rak piersi, zwłaszcza wcześnie wykryty jest wielokrotnie mniej śmiertelny od wielu rodzajów gorączek krwotocznych. O ile na te ostatnie, na każdych 100 chorych umiera od 20 do 40, o tyle na raka piersi na Islandii nieco ponad 6 osób na 100. W Polsce, niestety znacznie więcej - aż 26. Pod tym względem jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie. Gorzej jest tylko w Czechach. - To kwestia odpowiednio wczesnej diagnostyki - mówi Agnieszka Dyzmann-Sroka, kierowniczka Zakładu Epidemiologii i Profilaktyki Nowotworów w Wielkopolskim Centrum Onkologii w Poznaniu. - Teraz, kiedy prowadzimy badania profilaktyczne kobiet w grupie największego ryzyka - w wieku od 50 do 69 lat, wiele przypadków jest wykrywanych znacznie wcześniej. Za dziesięć lat w statystykach powinien być widoczny wyraźny spadek śmiertelności.

Na spadek liczby zachorowań raczej nie możemy liczyć, bo rak piersi to choroba ściśle związana z gospodarką hormonalną, a na nią z kolei mają wpływ warunki życia. Najrzadziej chorują mieszkanki Haiti i Mozambiku - tam rak piersi zdarza się czterem na 100 tys. kobiet. W USA choruje 101 na każde 100 tys., w Polsce - 50. W tej statystyce Wielkopolska zajmuje od lat czołowe miejsca w kraju. Dlaczego? - Przede wszystkim dlatego, że rak piersi występuje częściej na obszarach silnie zurbanizowanych - wyjaśnia Agnieszka Dyzmann-Soroka. - Kolejne czynniki sprzyjające rozwojowi tej choroby to wczesna pierwsza miesiączka, późna menopauza, późniejsze i mniej liczne dzieci, krótszy okres karmienia piersią.

Ale to tylko statystyka. Choć dziecko urodzone przed 30., a najlepiej przed 25. rokiem życia, zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania na raka piersi o 20 procent, karmienie piersią przez minimum rok o kolejne 30 procent, to nie wystarczyło, by uchronić przed chorobą Danutę Kot, Beatę Wańkowicz i wiele innych kobiet, które zachorowały jeszcze przed czterdziestką. Takich jest coraz więcej. Coraz częściej też zdarzają się cierpiące na nowotwór piersi dwudziestokilkulatki i pojedyncze nastolatki.

Czy chorobę przeżywają inaczej niż ich starsze koleżanki? - To bardzo indywidualne - twierdzi Danuta Kot. - Zdarzają się młode kobiety, dla których perspektywa amputacji piersi jest łatwiejsza do zniesienia niż dla znacznie starszych, choć mogłoby się zdawać, że powinno być odwrotnie. W poznańskim klubie liczącym 220 osób, młodych amazonek jest może kilkanaście. We Wrocławiu stworzyły osobną grupę. - Nasze doświadczenia są jednak inne - mówi Dorota Kiałka, amazonka, inicjatorka wystawy "Niejedna z jedną", którą można oglądać w Starym Browarze w Poznaniu do 15 listopad. - Poza tym chciałyśmy pokazać, że kobiety bez jednej czy obu piersi są w dalszym ciągu kobietami, że kobiecości nie tracą.

Życie po raku
Z aktów kobiet po mastektomii powstał kalendarz. Każda z autorek sfotografowała młodą amazonkę ze swego otoczenia. Wystawa objeżdżająca Polskę jest pokłosiem tej pracy. Zdjęcia są piękne. Pieta z jedną piersią, Goplana z bliznami w miejscu biustu. W chustkach, z włosami na zapałkę, łyse. Kobiety emanujące erotyzmem i siłą. Bo rak zmienia. Przestają przejmować się drobiazgami, ale je doceniają. Wiedzą, jak ważne, by ktoś pomógł przynieść zakupy, umyć podłogę czy rozwiesić pranie. Zwłaszcza gdy leczenie jeszcze trwa, a ręka pozbawiona usuniętych wraz z piersią węzłów chłonnych dokucza.

Czerpią z życia pełnymi garściami. Nic nie odkładają na potem. Troszczą się o siebie. - Już jako amazonka nauczyłam się pływać, uprawiam Nordic Walking, jakiś czas trenowałam strzelanie z łuku i wioślarstwo. Wcześniej nie byłam tak aktywna - mówi Danuta Kot.

Beata Nowacka, zanim zachorowała, nie bardzo umiała walczyć o swoje. Była raczej ustępliwa. - Choroba nauczyła mnie walczyć - opowiada. - Potrafię odmawiać i domagać się swego. Nawet znajomi mówią, że jestem śmielsza. Jeśli chcę coś zrobić, robię od razu. Od początku byłam przekonana, że wyzdrowieję, ale wiem, że gdy się coś zbyt długo odkłada, to można po prostu nie zdążyć.

Dlatego na rekonstrukcję piersi zdecydowała się od razu. Na operację musiała poczekać, bo warunkiem jest zakończone leczenie i dobre wyniki badań. Mimo że nie obyło się bez komplikacji i operację trzeba było kilkakrotnie powtarzać, nie żałuje. - To jednak duży komfort, że NFZ refunduje takie zabiegi. Nie każdą, która chce, byłoby na to stać - mówi.

Na rekonstrukcję zdecydowała się też Beata Wańkowicz. - Miałam szczęście, bo można ją było wykonać jednocześnie z amputacją, więc obudziłam się już z nową piersią. Wiadomo, jest inna - zostanie jędrna do końca życia, nie zmienia rozmiaru, gdy się chudnie lub tyje, ale jest. - Mnie się ta nowa podoba bardziej od "oryginału" - wtrąca Beata Nowacka - Teraz myślę, żeby poprawić drugą.

Jeszcze kilka lat temu rekonstrukcje piersi należały do rzadkości. Teraz decyduje się na nie wiele, zwłaszcza młodszych amazonek. Technik jest kilka - najbardziej popularne to wkładka z silikonem lub solą fizjologiczną. Najbardziej zbliżona do natury - odtworzenie piersi z tkanki brzucha bądź pleców. Takie operacje wykonuje się w Polsce jedynie w Gryficach. Także są refundowane, ale chętne czekają w kolejce 2-3 lata.

Dla tych najmłodszych, które rak zaatakował, jeszcze zanim znalazły życiowego partnera i urodziły dzieci, nawet najlepiej zrekonstruowane piersi na zawsze pozostaną protezą. - Oprócz lęku o to, na ile brak własnych piersi wpłynie na ich atrakcyjność, jest też obawa, że bez karmienia piersią ich macierzyństwo nie będzie pełne - tłumaczy Joanna Zapała psycholog z poznańskiej Akademii Walki z Rakiem. - Dla pań, które już mają dzieci odchowane, przynajmniej ten problem nie istnieje.

Takich kłopotów nie mają mężczyźni z rakiem piersi. Rzadko, ale jednak się zdarza, że i oni padają ofiarą tej choroby. Dla nich najważniejsza jest rehabilitacja osłabionej ręki i powrót do pełnej sprawności.

Żywy dowód
Dla przechodzących właśnie leczenie nowotworu piersi wolontariuszki-amazonki to żywy dowód zwycięstwa nad chorobą. Są takie, które wygrywały kilkakrotnie - z przerzutami czy odnawiającą się chorobą. Wiele należy do klubu od początku, czyli od 1991 roku. Informacja o tym działa na leczące się lepiej niż wszelkie statystyki.

- Staramy się zarazić je przekonaniem, że skoro nam się udało, może się udać i im - zapewnia Danuta Kot. - I coraz częściej się udaje. Tuż po zakończeniu leczenia człowiek bardzo ostrożnie liczy nadchodzące lata. Targuje się z losem, o rok lub dwa. Im więcej czasu upływa, tym boi się mniej. Ja, po dziewięciu latach po operacji, mam plany jeszcze na najbliższe kilkadziesiąt..

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski