Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fragmenty rękopisu książki Radosława Perlaka "Wszyscy możemy być więźniami"

Redakcja

Fragment I
"Byłem zamknięty w celi sąsiadującą z "zabezpieczającą", zwaną "dźwiękami". Jak w innych jednostkach, była ona wykorzystywana do stosowania tortur. Zawsze słyszałem, że byli tam zaciągani więźniowie skazani "na dźwięki". W nocy było doskonale słychać ich krzyki, jak byli trzaskani pałami przez strażników. Byli tam przypinani pasami na leżąco do skrzyni i unieruchamiani. Leżeli tak nago. (...) Jeśli byli w ubraniach, to po to, żeby zsikali się w gacie i oddali kał. (...) Praktyka dźwięków była powszechną tortura służąca do łamania niepokornych więźniów i zastraszania pozostałych. Organy ścigania nie podejmowały śledztw w tych sprawach, jeśli w ogóle dochodziło do ich zgłaszania. Sytuacja uległa poprawie w 2004 roku po - nie pierwszym już - zabójstwie "na dźwiękach" w zakładzie w Piotrkowie Trybunalskim. Ministerstwo Sprawiedliwości wydało nakaz filmowania i zachowywania nagrań wszystkich zamykań na "dźwięki". Ich liczba spadła nagle blisko o połowę. Skończyły się krzyki więźniów w nocy za ścianą. (...) Kilka lat później dowiedziałem się od przedstawiciela Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, pana Andrzeja Kremplewskiego, że sprawa tortur "na dźwiękach" nie zniknęła. Mówił mi przez telefon, że więziennicy już sobie z tym poradzili. Ten, który miał trzymać kamerę, tak się tłumaczy: "Nie nagrało się, bo ja nie umiem filmować"

Fragment II
"Od początku strażnicy i ich przełożeni chcieli pokazać swoją wyższość czy też niższość zamkniętego tu człowieka. Podnosili głos, próbowali zastraszać, demonstrowali zadowolenie wydając polecenia. Oni ubrani w marynarki pod krawatem lub mundury przypominające wojskowe. Na zabierali wszystkie ubrania i dawali naznaczające jako bandytów, których można źle traktować, ośmieszające czerwone drelichy. Doprowadzili do tego, że większość miała włosy ostrzyżone na zero. Codzienne upokarzanie przez osobiste przeszukania do rosołu, przy dwóch ubranych patrzących strażnikach.
(...) Na tym oddziale dla niebezpiecznych w Poznaniu nikt nie prowadził i nie prowadzi żadnej pracy z więźniami. Nikt nie próbował żadnego więźnia niczego nauczyć. Nikt nie próbował nic wytłumaczyć. Nie było żadnej możliwości pracowania. Żadnej możliwości uczenia się. Ani żadnej terapii, aby wyprowadzić więźniów na prostą. Jedyną zmianą, jakiej oczekiwano, była taka, aby więzień przestał przeszkadzać".

Fragment III
"W 2007 roku więźniowie napisali w Polsce 18.410 skarg, z których administracje przyznały rację w 1,5 procent przypadków. Skąd taka niska ilość zasadnych skarg więźniów? (...)
Nieprzypadkowo napisałem "o przyznawaniu racji" przez administrację. (...) Funkcjonariusze nie mają problemu z odpowiadaniem i ustosunkowaniem się do pisemnych "wypocin" podopiecznych. Starsi strażnicy zwykli mówić z pobłażającym uśmiechem:
- Skargi piszesz? Do nas..., na nas...?
(...) Można powiedzieć, że Służba Więzienna wypracowała sobie monopol na prawdę. Sama decyduje, jakie informacje o niej płyną na zewnątrz. Wszelkie nieszczelności bezwzględnie zatyka i dezawuuje wartość niepożądanych informacji. (...) przykład na kłamanie przez SW odkryła sprawa założenia łańcuchów Sebastianowi Sobali. W swoich pismach podnosił on, iż warunki panujące w Poznaniu na oddziale "dla niebezpiecznych" powodują zwiększoną ilość prób samobójczych.
Okręgowy inspektorat SW odpowiedział na to tak w maju 2009 roku:
- (...) Prób samobójczych w latach 2005-2009 w oddziale A/V nie odnotowano.
I pewnie faktycznie ich nie odnotowano. Co nie oznacza, że ich nie było. Praktycznie przez cały ten okres (od marca 2005 roku) przebywałem na tym oddziale. I wielokrotnie słyszałem przez drzwi celi interwencje związane z próbami samobójczymi. Ba, nawet jeden strażnik mi mówił, że więzień słyszący demony ciągle chce im się wieszać. Że demony mu każą. Że wiesza im się prawie codziennie i mają z nim tyle roboty. Człowiek ten był na oddziale kilka tygodni (...) i przez ten czas dokonał minimum kilkunastu prób samobójczych. (...)
Została nawet wypracowana procedura postępowania z uciążliwie wieszającymi się więźniami. Wszystkie ich ubrania, prześcieradła i koce były zabierane na dyżurkę. Zostawali w celi nadzy. Swoje rzeczy dostawali, "kiedy im przeszło". To w tym okresie zdarzyła się sytuacja (...), kiedy strażnicy znaleźli ledwie żywego, prawie wykrwawionego więźnia i spokojnie przeprowadzili apel. Innym razem słyszałem, jak strażnik mówił bardzo wyraźnie do człowieka po czwartej czy piątej próbie samobójczej:
- Jak wyjdziesz, to Se możesz na pierwszej latarni! A tu masz siedzieć!
Tymczasem w dokumentacji zostało napisane, że na tym oddziale przez 5,5 roku nie było ani jednej próby samobójczej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski