Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwiazdorski powrót Eugeniusza Korina

Stefan Drajewski
Eugeniusz Korin w trakcie próby z Jolantą Fraszyńską i Michałem Żebrowskim, którzy grają w tragikomedii „Ucho van Gogha”, którą będzie można obejrzeć w sobotę o godzinie 19.30 w Teatrze Wielkim w Poznaniu
Eugeniusz Korin w trakcie próby z Jolantą Fraszyńską i Michałem Żebrowskim, którzy grają w tragikomedii „Ucho van Gogha”, którą będzie można obejrzeć w sobotę o godzinie 19.30 w Teatrze Wielkim w Poznaniu fot. archiwum teatru bajka
Z Eugeniuszem Korinem, o "Uchu van Gogha" i teatrze prywatnym, rozmawia Stefan Drajewski


Minęło sześć lat, kiedy odszedł Pan ze stanowiska dyrektora Teatru Nowego w Poznaniu? Teraz wraca Pan jako reżyser warszawskiego spektaklu.

Nigdy nie opuściłem Poznania. Mieszkam tu cały czas i dojeżdżam do pracy w Warszawie. Cieszę się, że będę mógł wreszcie pokazać w Poznaniu to, co w ostatnim czasie zrobiłem. Okres spędzony przeze mnie w Teatrze Nowym uważam za bardzo wartościowy dla mnie jako reżysera i dyrektora teatru. Poznańska widownia jest szalenie wyrobiona i przyjemnie jest grać dla widzów, którzy odbierają spektakl emocjonalnie, wyłapują smaczki. I dlatego bardzo się cieszę, że mogę pokazać "Ucho van Gogha" poznaniakom.

Tytuł tej sztuki jest mylący, ponieważ nie jest to sztuka biograficzna o wielkim malarzu, tylko...

Z van Goghiem ma tylko tyle wspólnego, że jest to rzecz o bólu egzystencjalnym, niepokoju człowieka, który zajmuje się sztuką, lękach, niedosycie... Tak naprawdę jest to jednak tekst współczesny niemieckiego autora bardzo dziwny. Nazwałbym go kabaretem metafizycznym lub kabaretem emocjonalnym. Historia jest bardzo prosta. Sąsiadka przychodzi do sąsiada z bardzo dużym problemem: zabiła męża. Prosi go o ratunek, chociaż wcześniej jako sąsiedzi ze sobą nie rozmawiali. On jest muzykiem, który przeżywa męki twórcze. Zaczyna jej pomagać i wdeptywać zarazem na coraz bardziej grząski grunt. Sztuka jest zabawna, ale z czasem ten śmiech zaczyna uwierać i boleć.

Czyli sięgnął Pan po gatunek, który Pan jako reżyser chyba bardzo lubi?

To prawda. Lubię w teatrze niejednoznaczność i pomieszanie: śmiech podszyty wzruszeniem i na odwrót; balansowanie na granicy powagi i farsy. Na dodatek znalazłem znakomitych wykonawców do tych ról - Jolantę Fraszyńską i Michała Żebrowskiego, dzięki czemu wytworzyła się pomiędzy nami swego rodzaju symbioza.

Przez wiele lat kierował Pan Teatrem Nowym w Poznaniu. Od kilku tygodni głośno w środowisku o tym, że z Michałem Żebrowskim zakładacie w Warszawie teatr prywatny?

Jesteśmy - myślę o mojej spółce z Michałem - dopiero w trakcie podpisywania umów z miastem stołecznym Warszawa. Nasz teatr ma się mieścić w Pałacu Kultury na szóstym piętrze i w związku z tym ma się nazywać "Teatr Szóste Piętro". Ale przed nami jeszcze sporo spraw do załatwienia


Skąd pomysł na teatr prywatny?

W ciągu ostatnich kilku lat reżyserowałem tylko przedstawienia, których wspólnie z Michałem Żebrowskim jesteśmy współproducentami. Dotychczas kooperowaliśmy z Fabryką Trzciny, Teatrem Komedia a ostatnio Teatrem Bajka w Warszawie. Doszliśmy do wniosku, że nadszedł czas, aby produkować spektakle we własnym teatrze. Najważniejszym powodem jest miejsce, do którego widz będzie mógł przyjść, kiedy tylko będzie chciał. Mamy już swojego widza, ponieważ zrealizowane przez nas tytuły: "Samotny zachód", "Fredro dla dorosłych" i "Ucho van Gogha" cieszą się wielką popularnością. Ten pierwszy nie jest już grany.

Teatr prywatny musi zarobić sam na siebie. Czy będzie w nim miejsce na realizację bardzo prywatnych i osobistych marzeń, czy będzie Pan musiał zawsze uwzględniać aspekt zarobkowy?

Zawsze jako dyrektor teatru państwowego i reżyser myślałem o tym, że dany spektakl musi się nie tyle sprzedać, ile musi na niego przyjść publiczność, co w zasadzie sprowadza się do tego samego. Nie wyobrażam sobie teatru, który świeci pustkami. Teatr to jest miejsce, w którym przepływ energii między sceną a widownią powinien być wzajemny. Nigdy jednak nie robiłem i nie robię przedstawień pod publiczkę. Zawsze tworzyłem spektakle, które według mnie niosły ładunek emocjonalny, intelektualny, artystyczny... I taki teatr chcemy tworzyć z Michałem Żebrowskim, jeśli on powstanie.

Stać będzie Panów na produkowanie dużych spektakli?

Są przedstawienia dla publiczności takie jak "Czerwone nosy" kiedyś w Teatrze Nowym w Poznaniu i przedstawienia takie jak na przykład "Samotny zachód". Stać nas będzie raczej na ten drugi typ teatru, kameralny a nie inscenizacyjny.

Będziecie jeździć po Polsce?

Wszyscy nam mówili, kiedy zaczynaliśmy współpracę z Michałem, że zagramy kilkanaście razy w Warszawie i będziemy jeździć po kraju. Tymczasem "Samotny zachód" graliśmy sto razy i tylko raz na wyjeździe, "Fredro dla dorosłych pokazaliśmy już prawie 250 razy i nie opuściliśmy Warszawy. "Ucho van Gogha" wyjechało poza stolicę dopiero kilka razy, choć gramy je od roku. Nie chcemy robić "teatru na kółkach", który nie oznacza nic złego.

Kiedy otworzy Pan już teatr w Warszawie, opuści Pan Poznań?

Raczej nie, ponieważ w Poznaniu kupiłem nowe mieszkanie. To jest bardzo trudne, ale postaram się dojeżdżać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski