Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejorz na zakręcie, teraz decyduje się jego przyszłość

Maciej Lehmann
Niemal dokładnie rok temu Lech po fantastycznym meczu w Pucharze UEFA wyeliminował Austrię Wiedeń i awansował do fazy grupowej. We wtorek niemal ten sam zespół sięgnął dna, bo tak trzeba nazwać zawstydzającą porażkę z ostatnim zespołem pierwszej ligi Stalą Stalowa Wola.

W klubie zawrzało, ale sam zarząd nie bardzo zna drogę wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Nie jest już tajemnicą, że w zespole jest fatalna atmosfera. Kilka gwiazd czuje się bezkarnie, bo nie mają w zespole konkurentów. Jacek Zieliński też okazał się szkoleniowcem, który nie potrafi scalić drużyny. Na dodatek spore straty finansowe spowodowane grą we Wronkach i odpadnięciem z Ligi Europejskiej ograniczają ruchy personalne. Kolejorz znalazł się na poważnym zakręcie. Teraz zadecyduje się jego najbliższa przyszłość.

To, co starano się nie ujawniać w czasach, gdy trenerem był Franciszek Smuda, teraz ze zdwojoną siłą ujrzało światło dzienne. Prawda jest szokująca dla kibiców. Drużyna Lecha jest wewnętrznie podzielona i skłócona.

"Franz" miał swoich faworytów, którzy grali w podstawowej jedenastce niezależnie od formy, w jakiej się znajdowali. Semir Stilić i Hernan Rengifo poczuli się w pewnym momencie nietykalni. Dopóki zespół odnosił korzyści z ich asyst i goli, nikt nie kwestionował ich pozycji. Kiedy w ubiegłym roku Piotr Reiss zasugerował, że Peruwiańczyk jest leniwy na treningach i w meczach ligowych, Franz potraktował to jako policzek i domagał się surowego ukarania kapitana.
Chemia w drużynie zaczęła się psuć wiosną, kiedy po serii remisów lechitom wypadł z rąk pewny wydawałoby się tytuł mistrzów Polski. Powstało kilka grup i grupek - bałkańska, południowoamerykańska i polska, które nie utrzymywały z sobą żadnych kontaktów. Podczas bankietu na zakończenie sezonu, Ivan Turina i jego koledzy już po niespełna dwóch godzinach opuścili salę. Swoimi ścieżkami chodzili też Manuel Arboleda, Cueto i Rengifo. Klub traktowali tylko jako miejsce pracy, ale nic poza tym.

Otwarte kłótnie zaczęły się, gdy nadeszły kolejne niepowodzenia. Pierwszy otwarcie skrytykował Semira Stilicia, kapitan Bartosz Bosacki, w który w przerwie meczu z Brugią we Wronkach przed kamerami telewizyjnymi przyznał, iż nie można zwrócić Bośniakowi uwagi, bo natychmiast się obraża.
Od lata z głową w chmurach zaczął chodzić też Robert Lewandowski. Dyrektor sportowy Marek Pogorzelczyk za taki stan rzeczy obwinia też dziennikarzy. Jego zdaniem media zrobiły dużą krzywdę temu zdolnemu napastnikowi, bo czytając, ile jest warty, uwierzył, że stał się wielką gwiazdą i zaczął liczyć, ile codziennie traci na tym, że występuje w Lechu, a nie w Borussi Dortmund, do której nie przeszedł, bo nie dostał zgody na transfer.

- To na pewno nie pomaga mu w grze - powiedział wczoraj Marek Pogorzelczyk, ale trener Jacek Zieliński i piłkarze Kolejorza, nie byli już tak pobłażliwi w stosunku do młodszego kolegi i po meczu z Legią zarzucili mu publicznie samolubną grę. Lewandowski, nie pozostał dłużny i w wywiadzie telewizyjnym mówił, że za porażki Lecha odpowiada defensywa, która popełnia błąd za błędem. Rengifo, Stilić i Lewandowski niemal otwarcie mówią, że mają dosyć Poznania. Taka postawa powoduje, że zarzuca im się, iż specjalnie grają słabo po to, by wymusić na klubie, aby sprzedał ich już w przerwie zimowej.
Nie zgadza się z tym dyrektor Marek Pogorzelczyk.

- Gdyby tak było, to piłkarze strzelaliby sobie w stopę. Przecież jak będę słabo grali, to nikt ich nie kupi. A my na pewno nie będziemy sprzedawać liderów za grosze - twierdzi Pogorzelczyk.

Niestety, Lech nie może sobie pozwolić na to, by całą trójkę odesłać za karę do zespołu Młodej Ekstraklasy. Prawda jest bowiem taka, że nie ma godnych ich następców.

Komitet transferowy, który w ubiegłym roku był chwalony za to, że udało mu się ściągnąć do Poznania kilku wartościowych graczy, od wiosny ponosi klęskę za klęską.

Niewypałami można nazwać transfery Harisa Handzica i Gordana Golika. Niewiele wnoszą do drużyny pozyskani latem Tomasz Mikołajczak, Krzysztof Chrapek i Jan Zapotoka. Bramkarz Grzegorz Kasprzik, to na razie też tylko uzupełnienie składu, a nie wzmocnienie. Zawalił przecież kilka ważnych spotkań. Udanym można tylko nazwać transfer Seweryna Gancarczyka. Efekt jest jednak taki, że Stilić czy Lewandowski są nie do ruszenia.

- Musimy coś z tym zrobić, ale przecież wszystkich do rezerw odesłać nie możemy. Konsekwencje na pewno zostaną wyciągnięte - zapewnia Pogorzelczyk. Jakie? Tego niestety dyrektor nie chce (nie umie) powiedzieć.

Nie da się bowiem ukryć również tego, że nie ma możliwości, by ukarać finansowo lekceważących swoje obowiązki .
- Regulamin premii został ustalony przed sezonem i nie da się go zmienić - przyznał Pogorzelczyk.

A to oznacza, że za każdy wygrany mecz piłkarze dostają do podziału 140 tysięcy złotych. Mogą więc wygrać zaledwie 10 spotkań, a i tak do ich kieszeni wpadnie poważna kwota. A oprócz premii są przecież też inne "dodatki", które są zaledwie uzupełnieniem podstawowego uposażenia.

W innych klubach, takich jak Legia czy Wisła, system premiowania jest zupełnie inny. Tam płaci się nagrody tylko za wykonanie określonego, konkretnego celu.
Smutny obraz dzisiejszego, bezradnego Lecha dopełnia osoba trenera. Po dyktatorskich rządach Franciszka Smudy mieliśmy nadzieję, że Jackowi Zielińskiemu uda się zaprowadzić w szatni porządek i skierować "Poznańską Lokomotywę" na właściwe tory.

Niestety to zadanie wyraźnie go przerosło. Pierwszym sygnałem, że sobie nie radzi, była wizyta prezesa Andrzeja Kadzińskiego w szatni zespołu przed meczem z Brugią. Takie spotkania w czasach Franza nie były potrzebne... Dzisiaj znowu niezbędna jest męska rozmowa, bo Lech w ciągu roku, cofnął się o trzy lata.
Nie ulega wątpliwości, że zespół znów trzeba budować od nowa, a na to potrzebne będą spore pieniądze. Nie będzie dopiętego budżetu, jak nie będzie kibiców, a kibiców nie będzie, jak Lech nie będzie miał dobrych piłkarzy, charyzmatycznego trenera i wyników.

Dlatego dzisiejsza decyzja zarządu czy zdymisjonować, czy pozostawić na stanowisku trenera Zielińskiego będzie tak ważna. Jeśli kibice otrzymają sygnał, że z powodów finansowych klub stawia na przeciętność oraz bylejakość i nie liczy się z ich zdaniem, mogą odwrócić się od Lecha. Hasło "idziemy na majstra" jest w tej chwili przedmiotem kpin całej Polski. Ale ten sezon jest jeszcze do uratowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski