- Niestety, uwierzyliśmy autorytetowi, jakim cieszy się lekarz, gdybyśmy wiedzieli jak się skończy jego badanie, to sami zawieźlibyśmy Marka do szpitala - twierdzi Agnieszka Jankowska, sąsiadka chorego.
Od wizyty pogotowia w domu Marka M. do wizyty u lekarza pierwszego kontaktu minęło około 10 godzin. Grażyna Janku, lekarz rodzinny jak tylko zobaczyła, w jaki stanie jest pacjent od razu wezwała do niego "erkę". - Niewykluczone, że te kilka godzin mogło zaważyć na jego stanie, choć trudno jednoznacznie to stwierdzić - mówi Grażyna Janku.
Decyzji lekarza pogotowia broni tymczasem jego przełożony, dr Witold Draber, dyrektor stacji pogotowia przy ul. Rycerskiej w Poznaniu. - Z karty zgłoszenia wynika, że lekarz wykonał prawidłowo badania i zaaplikował odpowiednie leki. Być może, byłoby inaczej, gdyby chory poinformował lekarza, że ma wrzody żołądka - twierdzi dr Draber.
Przez błędną decyzję lekarza Marek musi walczyć o życie - mówi jego siostra
Według niego jedyny błąd jego podwładnego polegał na niezostawieniu karty informacyjnej z czynnościami, jakie przeprowadził lekarz w czasie wizyty w domu Marka M.
Rodzina walczącego o życie Marka M. twierdzi, że gdyby lekarz z pogotowia, który go badał, wykonał dobrze swoją pracę, to chory pewnie właśnie wychodziłby ze szpitala, a nie leżał na oddziale intensywnej opieki podłączony do maszyn. Dyrekcja stacji ratunkowej uważa natomiast, że lekarz wykonał prawidłowo swoje czynności.
Poniedziałek, 7 września. 29-letni Marek M. z Poznania przez cały dzień źle się czuje, wymiotuje. Pod koniec dnia zaczyna wymiotować krwią. Wówczas jego siostra wzywa pogotowie. Około 23.10 przybył lekarz.
- Zachowanie tego lekarza było skandaliczne - twierdzi Agnieszka Jankowska, sąsiadka chorego, która była w jego mieszkaniu w czasie wizyty pogotowia. - Pomijam to, że był chamski, ale chyba nie przebadał dobrze Marka. Podał mu tylko dwa zastrzyki i powiedział, żeby rano zgłosił się do lekarza pierwszego kontaktu. Później szybko zniknął w karetce - dodaje sąsiadka. Rano siostra zabiera Marka M. do lekarza rodzinnego.
- Pacjent, kiedy pojawił się w przychodni, był w takim stanie, że od razu wezwałam karetkę pogotowia i zaleciałam badanie krwi - mówi Grażyna Janku, która leczy rodzinę Marka M. od lat. - Wyniki badania wykazały, że albo pacjent miał wewnętrzny krwotok, albo nadal on trwa - wyjaśnia.
Według niej wymioty z krwią wskazują, że chory powinien trafić do szpitala, a przynajmniej powinny być wykonane specjalistyczne badania. - W warunkach domowych postawienie trafnej diagnozy w takiej sytuacji jest bardzo trudne. Przynajmniej ja bym się tego nie podjęła - dodaje Grażyna Janku.
Około godziny 12 we wtorek Marek M. trafia do szpitala, gdzie okazuje się, że krwawienie jest związane z pęknięciem wrzodu. Około godziny 16 pacjent zapada w śmierć kliniczną. Na szczęście, po reanimacji udaje się go uratować i trafia na OIOM. Od tygodnia cały czas jego funkcje życiowe są podtrzymywane przez specjalistyczną aparaturę.
- Ordynator cały czas mówi, że stan brata jest krytyczny i nie wiadomo, czy przeżyje - mówi Małgorzata M, siostra chorego. - Gdyby lekarz z pogotowia zabrał go wtedy do szpitala, to znacznie wcześniej wykryto by ten pęknięty wrzód i na pewno nie byłby w takim stanie - przekonuje Małgorzata M.
Innego zdania jest dr Witold Draber, dyrektor Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu przy ul. Rycerskiej. - Nie było mnie przy badaniu, więc trudno mi orzekać. Ale ten lekarz jest specjalistą z 10-letnim stażem i z dokumentacji wynika, że w czasie badania ocenił, że stan chorego nie jest na tyle poważny, aby zachodziło zagrożenie życia - przekonuje dr Draber.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?