Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wdowa oskarża

Mariusz Staniszewski
Kapitan Daniel Ambroziński
Kapitan Daniel Ambroziński MON
Z Natalią Ambrozińską, wdową po zastrzelonym w Afganistanie kpt. Danielu Ambrozińskim, rozmawia Mariusz Staniszewski

Jak odebrała Pani słowa gen. Waldemara Skrzypczaka, który oskarżył kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej o złe wyposażenie polskich żołnierzy w Afganistanie?

To bardzo ważne słowa. Wreszcie ktoś odważył się poruszyć bagno, jakim jest polityka wobec wojska. Sama armia składa się w większości z ludzi pełnych pasji chcących zrobić coś dobrego. Ale tę energię niszczy tak zwany beton wojskowy i biurokraci, którzy nie mają o armii zielonego pojęcia. A jak pojadą do Afganistanu, czy wcześniej do Iraku, to są zieloni ze strachu.

W jaki sposób politycy niszczą tę żołnierską pasję?

Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, że przed wyjazdem na misję żołnierze muszą robić ogromne zakupy na własny koszt? Im wszystkiego brakuje. Są niedoposażeni. Mój mąż na własny koszt kupował dodatkowe magazynki, celowniki, gogle antyodłamkowe, a nawet kamizelkę kuloodporną. Sam musiał sobie także kupić kalkulator, który pomagał w przeliczaniu współrzędnych na mapie.

Od wojska tego nie dostał?

Nie tylko on. Wszyscy muszą dokupować sprzęt na własną rękę. Meldują oczywiście, czego brakuje, ale to nie odnosi skutku. To całe zaopatrzenie gdzieś po drodze się rozpływa. Polityka wobec armii jest taka, że żołnierze wyjeżdżający na misje dostają tylko bardzo podstawowy sprzęt. On jest śmieszny i zresztą budzi śmiech wojskowych z innych kontyngentów. Dlatego jestem wdzięczna generałowi Skrzypczakowi, że powiedział o tym głośno. Wścieka mnie, gdy ktoś śmie oskarżać generała o to, że mówiąc o złym wyposażeniu wojska, obraża pamięć mojego męża. Powtórzę jeszcze raz, nie jestem obrażona, ale chcę mu podziękować.

Czy mąż, gdy był w Afganistanie, opowiadał o panującej tam sytuacji?

Nie mógł, bo telefony były na podsłuchu. Ale wiem, że było źle. Nawet z takimi podstawowymi rzeczami jak jedzenie było nieciekawie.

Żołnierzom brakuje jedzenia?

Można tak powiedzieć.

Wysyłała mu Pani paczki?

Chciałam, ale urząd celny nie pozwolił. Nawet w dniu jego śmierci próbowałam wysłać jeszcze raz.
Trudno to sobie wyobrazić.
Takie są fakty. W głównej bazie w Ghazni nie jest tak źle. Ale tam, gdzie był mój mąż - w bazie Vulcan - jedzenia brakowało. Mój mąż zawsze cieszył się, gdy mógł pojechać do Ghazni, bo tam mógł się spokojnie najeść. To zresztą nie wszystko. Także warunki, w jakich mieszkają polscy żołnierze, są skandaliczne. Łóżka są takie, że nie można się wyspać.

Pani mąż był wcześniej na misji w Iraku. Tam też panowały takie warunki?

Nie, tam było lepiej, bo tam wszystko organizowali Amerykanie. U nich obowiązują inne standardy. Minister Bogdan Klich mówi, że inne kontyngenty mogą nam zazdrościć warunków. To śmieszne. Czego mają nam zazdrościć? My przecież nawet nie mamy czym wysłać naszych żołnierzy do Afganistanu.

A jak doleciał tam Pani mąż?

Leciał tam dwa tygodnie. Po drodze miał przystanki w pięciu bazach. Pamiętam, jaki był z tego powodu rozżalony. Nasi żołnierze lecą na zakładkę z Amerykanami. To znaczy, że jeśli jakiś amerykański samolot transportowy ma miejsce, to zabiera naszych. Jeśli nie, muszą czekać. I tak mój mąż w każdej bazie czekał po kilka dni. Taka sytuacja jest poniżająca dla naszych żołnierzy. Biurokraci wysyłają naszych świetnych żołnierzy, a nawet nie mają ich czym zawieź.

Do Iraku też nie mieli czym dolecieć?

W Iraku na początku się z nas wszyscy śmiali, bo jeździliśmy jakimiś przedpotopowymi pojazdami. A z uzbrojeniem było podobnie jak w Afganistanie. Wiecznie czegoś brakowało. Zresztą nawet jak te śmigłowce były, to okazało się, że gdy mój mąż ginął, to one obstawiały jakąś imprezę. To nie była nawet akcja bojowa.

Kiedy Pani poznała dokładnie okoliczności śmierci męża?

Tak dokładnie to nigdy. Zbieram informacje od jego kolegów i znajomych. Oni są zaskoczeni tą sytuacją. Nie są nawet w stanie dokładnie powiedzieć, w jakiej formacji służył mój mąż. Przecież to nie do pomyślenia, by na patrol szło 13 ludzi. Zresztą mojego męża wcale nie powinno być w miejscu zasadzki.

Jak to?

Miał jechać na bezpieczny etat. W Afganistanie miał pracować przy sztabie jako logistyk. Potem nagle rozkazem został przesunięty do bazy Vulcan jako doradca. Znał język angielski, potrafił dogadywać się z Afgańczykami. Ponieważ brakowało ludzi, został nagle skierowany na patrol jako dowódca. Miał tak pracować tylko dwa tygodnie, czyli do piątku. Ale znów coś się przedłużyło i został dłużej. Zginął w poniedziałek. W tym czasie biurokraci siedzieli w swoich pokojach i oglądali wojnę w telewizji.

Rozmawiała Pani o tym z ministrem Klichem?

Bogdan Klich dzwonił do mnie z kondolencjami. Mówił wtedy, że mogę na niego liczyć. Gdy potrzebowałam pomocy, próbowałam się do niego dodzwonić. Nie znalazł dla mnie czasu. Byłam odsyłana od jednego wiceministra do drugiego. Dopiero gen. Skrzypczak zainteresował się moją sprawą.

Czego dotyczyła ta pomoc?

Chodziło o wcześniejsze ściągnięcie zwłok do Polski. Nikt z ministerstwa nie chciał nic powiedzieć. Pomógł dopiero gen. Skrzypczak.

Nie była Pani informowana, kiedy zostaną sprowadzone do Polski zwłoki Pani męża?

Tak samo jak media. Słyszałam, że może to być koniec tygodnia albo początek następnego. Żadnych konkretów. Nawet prokuratura nie znała daty. Dopiero jak ruszyłam cała procedurę, ode mnie dowiedziała się, kiedy ciało będzie w Polsce.

Po śmierci męża rozmawiała Pani z jego kolegami z patrolu?

Tak z kilkoma.

Co mówili o tej akcji?

Nie mogą mówić, bo wszystkie rozmowy są na podsłuchu. Gdyby ujawnili jakieś szczegóły, dowiedzieliby się o tym przełożeni i ktoś mógłby za to odpowiedzieć. Jak się jest na dole, to nie można mówić zbyt wiele. Zresztą ci z góry wcale nie chcą słuchać.

Czy Pani mąż przed wyjazdem do Afganistanu przechodził specjalne szkolenia?

Tak, ale nie sposób w kraju przygotować się do warunków panujących w Afganistanie. U nas nie ma tak wysokich gór. Ale to nie jest najważniejsze, bo nasi żołnierze są dobrze wyszkoleni. Problemem jest ciągły brak sprzętu. Biurokraci wysyłają naszych żołnierzy dosłownie z niczym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski