Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przygotowywano się na atak atomowy na Polskę

Agnieszka Świderska
Dr Janusz Haurykiewicz w swoim domowym gabinecie
Dr Janusz Haurykiewicz w swoim domowym gabinecie W. Wylegalski
Dania - właśnie to państwo wymieniał w swoich wspomnieniach w "Polsce Głosie Wielkopolskim" pilot z Piły Bogdan Likus, gdy opowiadał o tajnym szkoleniu w białoruskiej Lidzie.

To właśnie na Danię w razie wybuchu konfliktu nuklearnego pomiędzy NATO a Układem Warszawskim polscy piloci mieli zrzucić bombę atomową. Nie miał to być atak, tylko kontruderzenie. Po tej stronie żelaznej kurtyny panowało bowiem przekonanie, że to NATO zaatakuje pierwsze.

Bogdana Likusa wysłano na szkolenie do Lidy w 1978 roku, ale na atomowy atak na Danię i odwetowe uderzenie na Polskę przygotowywano się już znacznie wcześniej. Jednym z ważniejszych miast w tym scenariuszu był Szczecin. To właśnie tam w 1972 r. na Politechnice Szczecińskiej, jako wykładowca w Zakładzie Mechanik Gruntów i Fundamentowania, pracował dr Janusz Haurykiewicz, od prawie dwudziestu już lat poznaniak.

- To był zwykły wiosenny dzień - opowiada dr Janusz Haurykiewicz. - Prowadziłem wtedy ćwiczenia w laboratorium. Sala była pełna studentów. Nagle w drzwiach pojawił się prof. Adam Radzikowski i wywołał mnie z sali. W jego gabinecie usłyszałem, że musimy przygotować ewakuację zakładu w taki sposób, żeby można było prowadzić zajęcia w warunkach polowych.

W ten właśnie sposób uczelnia miała się przygotować do ewentualnego ataku atomowego na miasto, który sprowokować miało właśnie zrzucenie bomby atomowej na Danię. - To, że miała to być Dania, powiedziała mi po latach żona mojego kolegi, wtedy dziennikarka "Głosu Szczecińskiego, - mówi Janusz Haurykiewicz. - Wtedy nikt nie zadawał pytań - wspomina.

Na przygotowanie listy tego, co niezbędne do funkcjonowania "uniwersytetu leśnego" pracownicy uczelni mieli tylko jeden dzień. Ich raporty trafiły potem na biurka wojskowych. Co można zabrać ze sobą z Zakładu Mechaniki Gruntów i Fundamentowania? - Zaletą tamtych czasów było to, że władze nie szczędziły pieniędzy dla uczelni, dzięki czemu te były całkiem dobrze wyposażone - mówi dr Haurykiewicz.

- Wszystkiego oczywiście nie można było ze sobą zabrać. Pierwsze miejsce na mojej liście zajmowało przenośne laboratorium, które mieściło się w dwóch 20-kilogramowych walizkach. Były też na niej butelki z odczynnikami, smar do smarowania łożysk w przyrządach oraz materiały biurowe.

NATO nigdy nie zaatakowało Układu Warszawskiego, Polska nie zrzuciła bomby atomowej na Danię i nigdy nie nastąpiło odwetowe uderzenie na Szczecin. Studenci Politechniki Szczecińskiej nigdy też nie musieli przenosić się ze swoimi profesorami do lasu. - Chociaż była to wtedy tajemnica, to podzieliłem się nią ze studentami - mówi dr Haurykiewicz. - Pomysł studiowania w polowych warunkach bardzo im się spodobał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski